Kaczyński chciałby atomową Europę narodów [rozmowa]
Rozmowa z dr Renatą Mieńkowską-Norkiene, europeistką z Uniwersytetu Warszawskiego, o polityce rządu Beaty Szydło wobec Unii Europejskiej.
- Premier Beata Szydło oświadczyła we wtorek, że Polska nie będzie sprzeciwiać się Unii Europejskiej tzw. dwóch prędkości. Czy oznacza to ostry zwrot w polskiej polityce zagranicznej?
- Jest to zwrot o tyle, że rządy PiS to kompletny zwrot wobec polityki zagranicznej PO-PSL. Potwierdził to Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine” i podczas rozmowy z Angelą Merkel. Polska prezentuje stanowisko, że państwa narodowe powinny mieć jak największy wpływ na to, co dzieje się w UE i jednocześnie powinny mniej uczestniczyć w pogłębianiu integracji. Prezes wspomniał też o zmianach traktatowych, które luzowałyby więzy między krajami UE.
- Jednak Merkel odrzuciła pomysł.
- Tak, powiedziała wyraźnie, że jest to niemożliwe. Innymi słowy - nasz rząd chciałby, aby każdy kraj zajmował się przede wszystkim sobą, a dopiero potem w ramach Unii kwestiami bezpieczeństwa czy jednolitego rynku. I jeżeli nawet powstanie Europa dwóch prędkości, to Polska wcale nie musi być w tej pierwszej. To raczej mrzonka, by w głównym unijnym trzonie był kraj pozostający poza strefą euro. Drugi problem jest taki, że państwo, wobec którego po raz pierwszy w historii Unii zastosowano procedurę ochrony praworządności, nie jest krajem, który może mieć nadzieję znalezienia się w czołówce.
- Jakie mogą być konsekwencje, jeśli Polska znajdzie się w drugiej, „gorszej” grupie Unii?
- Beacie Szydło mogło chodzić też o to, że - nawet jeśli znajdziemy się w drugiej prędkości - to wcale nie byłoby takie złe. Wówczas Polska nie ponosiłaby konsekwencji ścisłej współpracy z silnymi państwami i będzie czymś w rodzaju „zbrexitowanej” Polski, tylko bez formalnego wyjścia z Unii.
- Ale ten medal ma dwie strony - skoro nie będziemy musieli stosować reguł obowiązujących najsilniejsze kraje, to one nie będą musiały oglądać się na Polskę?
- Oczywiście, mało tego - proszę zobaczyć, co się dzieje w USA. Donalda Trumpa Europa nie interesuje w ogóle, nie ma wobec nas żadnych planów tworzenia europejsko-amerykańskiego tandemu. W związku z tym należy zadać sobie pytania, co dalej z NATO? Polska jest bardziej pronatowska aniżeli proeuropejska i jeśli będzie z Unią na bakier, a USA są nieprzewidywalne, to kwestie bezpieczeństwa państwa będzie stanowić nie lada wyzwanie dla rządu. Na dodatek mamy fatalnego ministra spraw zagranicznych, na którego nie można liczyć na międzynarodowych salonach. Sądzę, że Jarosław Kaczyński gubi się we własnych strategiach i pomysłach, i nie przewiduje, w jak trudnej sytuacji może Polskę postawić pod względem sytuacji geopolitycznej. Przecież nie możemy być samotną wyspą!
- To dlatego Jarosław Kaczyński chciałby podłączyć się pod francuską broń jądrową i tworzyć europejskie mocarstwo atomowe?
- To kolejna mrzonka niemająca żadnych szans realizacji. Prezes PiS jest znany z tego, że rzuca dziwnie brzmiące hasła, ale
on testuje w ten sposób reakcje bardzo różnych środowisk. To chyba był pomysł, aby zareagowały Niemcy - które w ogóle nie chcą słyszeć o broni atomowej - albo Francja. Angela Merkel była do niedawna wrogiem PiS-u, a teraz prezes tej partii przekonuje, że byłby to dobry wybór w najbliższych wyborach w Niemczech.
- W tej sytuacji, czy uda się Kaczyńskiemu marzenie o „międzymorzu” czy nawet „trójmorzu”?
- Nasza polityka zagraniczna nie uwiarygadnia Polski w Europie. Niedawno przeprowadzono badania w krajach bałtyckich i grupy wyszehradzkiej, na ile Polska byłaby atrakcyjna jako lider regionu. Dominowała opinia, że Polska może być atrakcyjna jako jeden z najważniejszych krajów regionu, pod warunkiem, jeśli będzie dobrze współpracowała z Niemcami i zachowa bardzo dobre relacje z krajami Europy Zachodniej. Tylko wtedy tamte kraje będą skłonne widzieć w Polsce kogoś w rodzaju lidera regionu.