Julian "Szwejk" Smuk odszedł na wieczną wartę. Przez wiele lat był charakterystyczną postacią w Przemyślu
Znali go niemal wszyscy przemyślanie. Nie mogli go przeoczyć turyści, którzy odwiedzali Przemyśl. Od wielu lat przechadzał się po ulicach tego miasta, zwłaszcza w weekendy w sezonie turystycznym. W charakterystycznym mundurze stylizowanym na okres I wojny światowej, z nieodłączną, drewnianą fają. Julian "Szwejk" Smuk.
Latem 2013 r. Marek Kondrat, należący do najbardziej znanych polskich aktorów, otwiera w Przemyślu swój sklep "Kondrat Wina Wybrane". Nagle do lokalu wparowuje patrol żandarmerii.
- Nas tutaj doszły słuchy, żeście zdezerterowali. Dezerter nam się znalazł - zaczyna „zupełnie poważnie“ Julian Smuk.
- Nic podobnego - broni się Kondrat.
- Dokument okazać! - pan Julian doskonale wciela się w rolę dowódcy patrolu żandarmerii z okresu pierwszowojennej Twierdzy Przemyśl.
- Ja pilnuję swojej rodzimej armii austriackiej - śmieje się Kondrat.
Na twarzy żandarma Smuka pojawia się uśmiech.
- Melduję się posłusznie na służbie, jeszcze trzeźwy - pan Julian jest już w swoim, czyli szwejkowskim żywiole. Bo rola żandarma była tylko incydentalna, pan Julian od wielu lat był przemyskim wcieleniem Dobrego Wojaka Szwejka.
Zwiedzanie Przemyśla w towarzystwie Szwejka to było "to"
Marek Kondrat został mianowany naczelnym dostawcą wina dla obrońców Twierdzy Przemyśl. Dostał również przepustkę na czasowe przebywanie w Twierdzy Przemyślu.
- Proszę wpisać swoje dane osobowe. Imię, nazwisko i grupę krwi. Jak nie wiecie „Kania“ Kaniowski, jaką macie grupę krwi, należy wpisać "CD", całkiem do d...
Dlaczego „Kania“ Kaniowski? W kultowej komedii "C.K. Dezerterzy" Marek Kondrat wcielał się w postać gefreitera Jana "Kanię" Kaniowskiego.
Śmiech często towarzyszył Julianowi Smukowi. Znali go, przynajmniej z widzenia, niemal wszyscy przemyślanie, a także wielu turystów, którzy odwiedzali Przemyśl. Zwiedzanie tego pięknego miasta w towarzystwie "prawdziwego" Szwejka to o wiele większa frajda niż selfie z białym misiem w Zakopanem.
Julian "Szwejk" Smuk często przechadzał się po mieście w towarzystwie Wiesława Pełecha. Obaj w mundurach z Twierdzy Przemyśl. Razem wymyślili sztuczkę z kajdankami.
Niby to przyjacielsko witają się z jakimś VIP-em, a gdy ich "ofiara" serdecznie ściska wyciągniętą dłoń, na przegubach zatrzaskują się kajdanki. Biada, jeżeli Szwejkowie akurat obsługiwali jakąś imprezę charytatywną. Bez solidnego datku na dobroczynny cel się nie obeszło, a kluczyk od kajdanek zawsze mógł się gdzieś „zgubić“.
Od ćwierć wieku był Szwejkiem. Został nim, bo reszta wolała być oficerami
Julian Smuk Szwejkiem został jeszcze w XX wieku. Prawie ćwierć wieku temu w Przemyślu zawiązywało się Stowarzyszenie Przyjaciół Dobrego Wojaka Szwejka. Wszyscy mieli przydzielone jakieś role, tylko brakowało... Szwejka.
Nikt nim nie chciał być, bo każdy marzył o założeniu oficerskiego munduru. Może dlatego, że w powieści Jaroslava Haška oficerowie chodzili do burdelu, ale żeby Szwejk tam bywał - autor nie wspomniał. Członkowie towarzystwa nikłe mieli szanse na realizację przywilejów oficerskich w Przemyślu, bo:
- Ostatni browar zlikwidowano tu w latach 70., a ostatni burdel przeniósł się do Warszawy na Wiejską - w 2015 r. w wywiadzie dla "Nowin" początki szwejkowego stowarzyszenia wspominał Julian Smuk.
Jeden z przyjaciół zagadnął do pana Juliana: „ty, Julek, powieść Haška znasz, gadane masz, bajer każdemu wciśniesz, to weź se uszyj mundur”. I tak pan Julian został Józefem Szwejkiem.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień