Jóżef Łyczak: - Sytuacja w rolnictwie jest zła
Rozmowa z senatorem Józefem Łyczakiem, członkiem senackiej komisji rolnictwa i rozwoju wsi, ale także rolnikiem w Kalinowcu w gm. Bądkowo.
- Kilka ładnych lat nie było Pana w Senacie. Teraz zn ów ma Pan mandat i pracuje w senackiej komisji rolnictwa. Coś Pana zaskoczyło?
- Może nie zaskoczyło, bo sam jestem rolnikiem i widzę wiele problemów na wsi, ale nie sądziłem, że udział budżetu rolnego w skali kraju od sześciu lat systematycznie malał pod względem Produktu Krajowego Brutto i gdyby nie wsparcie unijne narastałyby dysproporcje sektorowe w podziale środków z krajowego dochodu. Sytuacja w rolnictwie jest zła, a w niektórych działach wręcz tragiczna, co jest efektem między innymi decyzji o wyprzedaży niektórych zakładów przetwórstwa rolno-spożywczego. Kupuje pani wędliny z...? (tu pada nazwa znanej przetwórni). Owszem, to jeden z najlepszych polskich zakładów...
I tak jak pani myślą tysiące Polaków. Tylko, że ani pani, a nie oni nie jedzą wyrobów z polskich świń. Zakład ten sprzedano wraz z marką Duńczykom, co według mnie jest skandalem, i dziś żaden polski rolnik nie może odstawić tam tucznika. W tym zakładzie z polską nazwą przerabia się duńskie mięso. Kiedy widzę w telewizji, jak ta przetwórnia reklamuje się zdrową polską żywnością, to mnie krew zalewa.
- Ale na tych zakładach polskie przetwórstwo mięsne się nie kończy.
- To prawda, tylko że obecnie sześdziesiąt procent wieprzowiny pochodzi z importu, a polski rolnik dostaje trzy złote za kilogram tucznika i w efekcie kurczy się nam pogłowie trzody, bo rolnicy nie chcą dopłacać do tej produkcji. Mamy raptem osiem, dziewięć milionów sztuk trzody i problem z jej sprzedażą. Nie ukrywam, że atakuję kogo się da, by zagwarantować cenę skupu tucznika po cztery złote pięćdziesiąt groszy. Rynek wieprzowiny nie jest jedyny, na którym sytuacja jest zła.
- Myśli pan o mleku?
- Jak tak dalej pójdzie, rolnicy towarowi, a więc najlepsi i produkujący najtaniej będą likwidować obory, bo mleko to kolejna nieopłacalna gałąź produkcji. Wielu zainwestowało w nowoczesne budynki i urządzenia, a dziś dostają złotówkę za litr mleka. Przecież to sprzedaż poniżej kosztów produkcji! Nikt takiej kalkulacji nie wytrzyma. Zła sytuacja jest także w produkcji brojlerów. Drobiarzy też dobija cena skupu poniżej kosztów produkcji.
- Gdy słucham, jak emocjonalnie opowiada pan o tych problemach, to zaczynam rozumieć, dlaczego przyklejono panu ksywkę „agresywny senator z Kujaw”?
- Faktycznie tak na mnie mówią też moi partyjni koledzy. I nie tylko dlatego, że wykłócam się o stworzenie mechanizmów opłacalnego skupu produktów rolnych. Także dlatego, że nie wszystkie proponowane rozwiązania akceptuję i ostro bronię swoich racji, choćby w sprawie niektórych zapisów w ustawie o ustroju rolnym. Nie zgadzam się na przykład, by o tym komu mam sprzedać moją ziemię lub od kogo kupić ma decydować urzędnik, a nie właściciel gruntu.
- Jak to?
- Założenia są takie, że ziemię na powiększenie gospodarstwa będzie można kupić tylko od sąsiada. Tak samo sprzedać będę mógł tylko sąsiadowi, choć na przykład mam kupca rolnika z sąsiedniej wsi, który daje mi lepszą cenę. Proponowane rozwiązania to ingerencja w prywatną własność, o której ochronę walczyliśmy nie tak dawno. Nie do przyjęcia jest też dla mnie zapis o preferowaniu rodzinnych gospodarstw do trzystu hektarów. A co z gospodarstwami, które mają więcej hektarów? Będą rozparcelowane, znacjonalizowane? Rozumiem ideę ochrony polskiej ziemi przez wykupem przez cudzoziemców i w tych kwestiach nie mam uwag, ale niektóre pomysły, na przykład te, o których wspomniałem, wydają mi się zbyt głęboką ingerencją w prywatną własność.
- Jak wygląda sytuacja, jeśli chodzi o grunty. Co zastała nowa ekipa w Agencji Nieruchomości Rolnych?
- Od 1992 roku przejęto ze wszystkich źródeł cztery miliony siedemset tysięcy hektarów ziemi, obecnie w zasobach państwa pozostało ponad milion czterysta hektarów, w tym milion dwadzieścia tysięcy jest w dzierżawie, a niewiele ponad dwieście czterdzieści osiem tysięcy hektarów czeka na rozdysponowanie. W tym roku podstawową formą zagospodarowania ma być dzierżawa, a umowy będą zawierane na dziesięć lat, a nie jak dotąd na okresy dwa, a nawet trzy razy dłuższe.
- Prawdziwa rewolucja kadrowa dokonała się w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Było aż tak źle?
- To ważna agencja, bo płatnicza. Z niej rolnicy dostają unijne dopłaty. Wydano tam trzydzieści osiem milionów złotych na system informatyczny, który w ogóle nie działa i w efekcie naliczenia robi się ręcznie, co przedłuża terminy wypłat. Idzie wiosna i rolnicy pilnie potrzebują pieniądze na materiał siewny i nawozy. Zmieniono prezesa tej agencji, a on dobrał sobie ekipę, której może ufać. Nie jest tajemnicą, że PSL traktował wszystkie agencje rolne jak swoje własne poletka.
- A teraz będą to poletka PiS?
- Niekoniecznie. Nie wszystkich pracowników Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa zwolniono, a jedynie tych, którzy zajmują kierownicze stanowiska.