Jest nadzieja, że budowa drugiego stopnia wodnego w Siarzewie ruszy w 2018 roku [rozmowa]
Rozmowa z Józefem Łyczakiem, senatorem RP z rolnikiem z Tomaszewa, gm. Bądkowo, o oczekiwanej w regionie inwestycji. I nie tylko o tym.
Panie senatorze, wiem, że interesuje się pan budowa drugiego stopnia na Wiśle. Ma pan dla nas dobre wieści?
Myślę, że dobre. Za dwa lata ruszy budowa. Tę inwestycję wspiera rząd, który opowiada się za kaskadowaniem Wisły, co istotne, bo jak dotąd niewiele w kierunku budowy stopnia w Siarzewie zrobiono. Na dodatek były Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska wydał negatywną opinię w sprawie budowy, argumentując to między innymi ochroną motylka nieparka i zapominając, jakie znaczenie ma ta inwestycja dla bezpieczeństwa mieszkańców regionu. Eksperci wyliczyli, że w razie awarii tamy włocławskiej zagrożone byłoby życie prawie sześćdziesięciu tysięcy ludzi. Mam przed sobą odpowiedź Mariusza Gajdy, podsekretarza stanu w Ministerstwie Środowiska na moje oświadczenie w senacie w sprawie budowy stopnia w Siarzewie, w którym powołuje się on na ekspertów pokazujących konsekwencje takiej awarii.
Jest pan pewien, że nowy dyrektor wyda pozytywną decyzję?
Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska uchylił stanowisko regionalnego dyrektora, głównie dlatego, że w styczniu tego roku kierownictwo Ministerstwa Środowiska zdecydowało o weryfikacji Planów Gospodarowania Wodami. Zmieniły się w tych dokumentach zapisy, między innymi pod kątem uwzględnienia budowy stopnia wodnego poniżej Włocławka. W rozmowach, jakie prowadziłem w tej sprawie wymienia się rok 2018 jako początek budowy.
Eksperci wskazują na znaczne korzyści wynikające z tej inwestycji.
To prawda. Tama będzie kosztować rzy i pół miliarda złotych. Pani profesor Krystyna Wojewódzka - Król z Uniwersytetu Gdańskiego wyliczyła, że każda zainwestowana złotówka, wydana na tę drugi stopień może przynieść cztero, a nawet sześciokrotną korzyść. Trzeba też pamiętać o poprawie stosunków wodnych, co jest istotne dla coraz bardziej wysychających ziem na Kujawach.
Szkoda, że zmarnowano sporo czasu zamiast przygotować inwestycję i ruszyć z budową.
Pracuje pan w komisji środowiska senatu?
Nie, ale staram się, jeśli tylko mogę, zabierać głos w sprawach dotyczących naszego powiatu.
Po wyborach zapowiadał pan, że ograniczy się do pracy w jednej komisji - rolnictwa. Udało się?
Nie bardzo. Pracuję także w komisji zdrowia i w komisji współpracy z NATO, żartobliwie zwanej „turystyczną”, bo wiąże się to z wyjazdami. W przyszłym tygodniu jadę do stolicy Albanii, a potem do Istambułu.
To chyba prestiżowa komisja?
Tak jest odbierana. Koledzy mi trochę zazdroszczą. A mnie wcześniej do głowy by nie przyszło, by w niej pracować, jednak skoro dostałem taką propozycję, trudno było odmówić. Traktuję to jako rodzaj wyróżnienia.