Jest mniej dzieci, przedszkola walczą o swój byt
Trwa walka właścicieli przedszkoli niepublicznych z miastem o zwiększenie dotacji dla ich placówek.
Trwa walka właścicieli przedszkoli niepublicznych z miastem o zwiększenie dotacji dla ich placówek. W sporze uczestniczą też rodzice przedszkolaków (o sprawie pisaliśmy w ,,GL’’ 4 kwietnia br.).
W miniony czwartek odbyło się posiedzenie miejskiej komisji edukacji, na którą zaproszeni zostali też zainteresowani rodzice oraz właściciele przedszkoli. Rozmawiano ponownie o wysokości dotacji.
- Połowa gmin w kraju zaniża te stawki. Sprawy lądują w sądach. Takich procesów jest już kilkaset. To przykre, że trzeba zmuszać urzędników do stosowania prawa w sądach. Z powodu zbyt niskiej dotacji przedszkola niepubliczne upadną, a wtedy samorządy będą musiały wydać miliony na budowę nowych przedszkoli - powiedziała miejskim radnym Marta Zbrzeska, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przedszkoli Niepublicznych.
Rodzice i właściciele placówek obecni na obradach komisji uważają, że miasto źle nalicza dotację.
Pięć niepublicznych przedszkoli oddało tę sprawę do sądu, który jeszcze nie rozstrzygnął sporu. - Mam dzieci chore na alergię, niestety w publicznym przedszkolu, nikt nie zapewni im wymaganej diety, dlatego muszę płacić więcej za placówkę niepubliczną - powiedziała zebranym Agnieszka Tomiak, mama dwóch chłopców.
Słychać było też głosy, że niepubliczne przedszkola zadowoliłyby się powrotem do sytuacji, kiedy to miasto wypłacało 100 proc. dotacji. W październiku ub.r. radni zmienili decyzję i obniżyli dotację do 75 proc. Gdy rada przygotowywała się do podjęcia tej uchwały - protestów nie było. W mieście jest 17 przedszkoli niepublicznych. - Musimy spłacać kredyty wzięte na otwarcie placówek. Chcemy równego traktowania. Przecież publiczne przedszkola na jedno dziecko dostają dużo więcej niż 500 zł. Chcemy dotacji właściwie naliczanej w wysokości 800 - 1.000 zł - mówili goście komisji.
- To czy dotacja jest źle naliczana rozstrzygnie sąd. Ja chcę przypomnieć, że są u nas i niepubliczne szkoły, które też mogą żądać od miasta pieniędzy. Czy miasto na to stać? - pytała wiceprezydent Zielonej Góry Wioleta Haręźlak.
Radni komisji ustalili, że spotkają się w tej sprawie jeszcze raz w maju z tymi samymi gośćmi. Przegłosowali też wniosek w sprawie wsparcia rodziców dzieci chorych, aby nie musieli ponosić większych kosztów związanych z koniecznością zapisania ich do placówek niepublicznych. Nie zgodzili się na propozycję uchwały przywracającej dotację 100 proc.