Jesienią poleca kawę z łyżką miodu. Za rok zaprasza na wielkie święto
Przekroczenie 55. roku życia to dla pszczelarza wciąż młodość. Maciej Frey z Darłowa liczy na to, że ten zawód choć trochę odżyje dzięki ogólnopolskiemu świętu, które odbędzie się w Koszalinie
- To jest prestiż, wielka atrakcja dla regionu i wydarzenie, do którego już od dziś wszyscy w naszej branży się przygotowują. We wrześniu przyszłego roku w Koszalinie odbędą się Ogólnopolskie Dni Pszczelarza - mówi Maciej Frey z Darłowa. Koszalin odwiedzą setki pszczelarzy i goście z całej Polski oraz wielu producentów sprzętu. - To jednak fach, który w naszym regionie cieszy się niestety umiarkowanym zainteresowaniem - dodaje pszczelarz z Darłowa i opowiada: - Ja zacząłem w 2008 roku, dziś mam 55 lat i śmiało można powiedzieć, że jestem jednym z młodszych pszczelarzy w regionalnym związku. Początkowo miał być to sposób na zagospodarowanie czasu na emeryturze, ale bardzo szybko przerodziło się w coś więcej, w pasję i dziedzinę życia, którą chcę zgłębiać każdego dnia.
Zaczęło się od tego, że pomógł sąsiadowi przewieźć jego ule. Szybko został użądlony, ale nie puchł. To podobno dobry znak. Kolejne prace w pasiece kończyły się podobnie, bo wciąż bał się pszczół. - Wtedy człowiek się poci, a to niestety przyciąga owady. Dopiero po jakimś czasie oswoiłem się z myślą o tym, że w pobliżu mnie znajdują się ich tysiące. Strach minął. Zaczęła się nauka w pasiece. Bardzo szybka, bo w prezencie otrzymał jedną rodzinę, czyli cały ul. A z jednego ula bez problemu da się wydzielać kolejne rodziny i tworzyć następne. W drugim roku miał ich już 5 i tak powiększał swoją pasiekę. - Pszczoły żyją krótko. Robotnice w lecie 2-4 tygodnie, w zimie 6-8 miesięcy. Jedynie matka może żyć do 5 lat - tłumaczy pszczelarz z Darłowa, który zgłębiał też wiedzę w Zakładzie Zoologii i Pszczelnictwa na Uniwersytecie Technologicznym w Szczecinie, zdobył tytuł czeladnika. - I szybko okazało się, że bez specjalistycznej wiedzy trudno byłoby dziś funkcjonować - przekonuje. Za sobą ma też dużo poważniejszy atak niż użądlenie kilku pszczół. - Byłem z kolegą na gryce. Przyjechałem wybrać miód, a że było już po godzinie 12, więc większość pszczół już nie pracowała tylko siedziała w ulu i nie podobało im się, że im przeszkadzam. Po kilku minutach zrobiło się czarno od pszczół wokół mnie. Przegoniły mnie stamtąd nie szczędząc żądeł na odchodne. Dostałem pokaźną dawkę jadu pszczelego i tylko wytrzymałości mojego organizmu zawdzięczam to, że obyło się bez wizyty w szpitalu i dużo poważniejszych konsekwencji. Można powiedzieć, że jestem odporny, ale to wyjątkowa sytuacja. Dlatego tak ważne jest, żeby ludzie z alergią na jad i pszczelarze mieli w swoich apteczkach adrenalinę w ampułkach.
Dziś najczęściej występujące tak zwane stacjonarne pasieki składają się z 5-9 rodzin. Pan Maciej pracuje inaczej. Od wiosny do późnego lata pakuje domki na przyczepę i wywozi tam, gdzie akurat kwitnie rzepak, lipa czy gryka. Zostawia ule w jednym miejscu na kilka tygodni. Przyjeżdża tylko, by wybierać miód. Przy sprzyjających warunkach atmosferycznych rodzina pszczela może w jednym dniu przynieść do ula 5-7 kilogramów nektaru z rzepaku. - Pszczoła w nowym miejscu bardzo szybko zaczyna się orientować. Po kilku oblotach wokół ula wyrusza w poszukiwaniu nektaru i bezbłędnie wraca do swojego domku. Ile pan Maciej ma dziś owadów? Pasieka liczy 65 rodzin. W każdej mieszka od 2 do 3 kilogramów pszczół. A jeden kilogram to około 10 tysięcy tych owadów. Łączna liczba idzie więc w setki tysięcy.
Co jest takiego w pszczelarstwie, co sprawia, że traktuje się to nie jak pracę, ale jak przyjemność? - Obcowanie z naturą, ciekawe zajęcie i przepyszny miód - uśmiecha się nasz rozmówca i dodaje: Pszczelarze to bardzo często osoby długowieczne. Po pierwsze jad pszczeli zawiera substancje, które medycyna ludowa traktowała od zawsze jako naturalny i skuteczny środek leczniczy w różnych postaciach reumatyzmu. - Apiterapia to leczenie schorzeń produktami wytwarzanymi przez pszczoły. Poza tym pamiętajmy, że przebywając w pobliżu tych owadów oddychamy zupełnie innym powietrzem. To działa pozytywnie na nasz organizm. Podobnie jak przebywanie w grotach solnych - wyjaśnia Maciej Frey.
Wszyscy pszczelarze jesienią i zimą odpoczywają. Pszczoły zbijają się wtedy w kłąb, choć czasami, gdy temperatura przekracza na zewnątrz 12 stopni Celsjusza, wylecą, by uzupełnić zapasy. Przed zimą podaje im się syrop i rozpoczyna się leczenie. Niewiele osób wie, że pszczoły atakowane są przez pasożyta - roztocze Varroa destruktor, od którego nazwę wzięła choroba - warroza. Pasożyt rozwija się na czerwiu i dorosłych osobnikach pszczół miodnych. Zaatakowana w dużej ilości rodzina przez tego pasożyta może nie doczekać wiosny.
Jesień i zima to też czas na sprzedaż miodu, choć w tym roku zbiory - za sprawą zimnego i deszczowego sierpnia - były dość skromne. - Pamiętajmy, że prawdziwy miód - poza akacjowym, tylko przez kilka tygodni jest lejący. Dziś jest w postaci stałej, bo krystalizacja - jak podkreśla pan Maciej - to naturalny proces. - Jeśli o tej porze ktoś oferuje nam słoik lejącego się miodu to znaczy, że zrobił z nim coś, żeby tak wyglądał, najczęściej podgrzał go. Pytanie tylko, ile razy to zrobił? I w jakiej temperaturze? - Prawdziwy produkt od jesieni do wiosny musi być skrystalizowany - podkreśla mieszkaniec Darłowa.
Jeśli już mamy produkt ze sprawdzonego i pewnego źródła, możemy skosztować jednego ze smakołyków pszczelarzy. To kawa pszczelarska z jednej łyżeczki kawy zbożowej i jednej łyżeczki miodu z gryki. Smakuje jak kawa z gorzką czekoladą. a