Jerzy Hop nie jest prokuratorem. Nareszcie. Przez 13 lat nie pracował, a brał sporą pensję
Jerzy Hop nie jest już prokuratorem - mówi Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej. Były szef Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach brał pensję przez 13 lat, choć nie pracował
Sąd Dyscyplinarny przy Prokuratorze Generalnym na początku marca usunął ze swoich szeregów Jerzego Hopa, byłego prokuratora apelacyjnego w Katowicach, skazanego prawomocnie w marcu 2013 roku na karę 8 lat pozbawienia wolności za wyłudzenie ponad 1,7 mln zł, nadużycie władzy, tworzenie fałszywych dowodów.
Decyzja sądu nie jest jeszcze prawomocna. - Orzeczenie zapadło ze skutkiem natychmiastowym - mówi Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej, a to oznacza, że Hop przestanie brać prokuratorską pensję, bez względu na to, czy skorzysta z prawa do złożenia odwołania. Wynagrodzenie bierze co miesiąc od 13 lat, choć w tym czasie w ogóle nie świadczył pracy. To bodaj największy skandal polskiej prokuratury.
Najpierw, w 2002 roku, został zawieszony w obowiązkach po tym, jak media doniosły, że żyje ponad stan. Utracił wtedy zaufanie swoich przełożonych w Ministerstwie Sprawiedliwości. Gdy siedział w areszcie, Sąd Dyscyplinarny usunął go ze służby za uchybienia godności urzędu prokuratorskiego. Był rok 2005, ale Hop się odwołał i sprawa wróciła do ponownego rozpoznania. Środowisko prokuratorskie rozpoznawało ją tak długo, że zdążyła się przedawnić. Zwykłego obywatela dawno puściłoby w skarpetkach.
Kto nie pracuje, może liczyć w Polsce na zasiłek albo na zapomogę. Nie dotyczy to prokuratora - skazanego za pospolite przestępstwo.
Choć siedział w areszcie, na ławie oskarżonych, co miesiąc dostawał połowę pensji - około 3,3 tys. zł. Nim zapadł prawomocny wyrok w 2013 r., przeszedł w stan spoczynku, bo prokuratorzy nie idą na rentę czy emeryturę. Jego wynagrodzenie wzrosło do 75 proc. wynagrodzenia, ponad 5 tys. zł. Dopiero teraz sąd pozbawił go tego stanu spoczynku, a tym samym - wynagrodzenia.
Jeśli ktoś spróbuje doszukać się w tej historii jakiejś sprawiedliwości, pewnie jej nie znajdzie. Prokuratura Generalna nie wyjaśnia, dlaczego dopiero dwa lata po prawomocnym wyroku skazującym Jerzego Hopa na karę 8 lat pozbawienia wolności skutecznie zajęła się jego prokuratorską pensją. Chyba wstyd skłania ją do milczenia.
- To nie jest również komfortowa sytuacja dla naszego środowiska - tłumaczył wcześniej prokurator Martyniuk.
- Nie możemy pozwolić sobie na jakiekolwiek uchybienie z powodu pośpiechu - wyjaśniał DZ Piotr Frankowski, wówczas rzecznik dyscyplinarny Prokuratury Generalnej. I tak Sądowi Dyscyplinarnemu dla prokuratorów zeszło 13 lat na rozpoznaniu sprawy jednego człowieka, Jerzego Hopa z Rybnika. Swoisty rekord.
Kto uwierzył w bajkę?
Jerzy Hop wiódł życie jak z bajki. Błyskotliwa kariera i potężna władza prokuratora apelacyjnego w Katowicach. Luksusowe auta i rodzinne wojaże za ocean. Skąd miał pieniądze na drogi dom i życie ponad stan? - Jak to skąd, od teściowej - tłumaczył Hop niedowiarkom. A ona ma od krewnego, który za granicą zostawił jej spadek. Dolary są zdeponowane w klasztorze.
Wątpliwości dotyczące jego życia dotarły do Warszawy, gdy ministrem sprawiedliwości w rządzie AWS był Lech Kaczyński.
Jego urzędnicy nadali sprawie bieg, ale bajka o spadku była na tyle przekonująca, że w nią uwierzyli i urzędnicy, i śledczy.
Nikt nie podejrzewał, że prokurator może wyłudzać pieniądze od firm, że będzie to robił bezkarnie przez prawie 10 lat, gdy był szefem Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach. W latach 1993-2002 zapraszał do siebie prezesów dużych firm i w zaciszu swojego gabinetu, przy kawie, mówił o kłopotach finansowych podległych mu jednostek. Brakuje kopiarek, drukarek, zwykłego papieru. Sugerował, by przekazali pieniądze na zakup potrzebnego prokuratorom sprzętu poprzez rekomendowaną firmę z Rybnika. Prowadził ją kolega szkolny Hopa.
Choć atmosfera rozmów była miła, gości paraliżował urząd prokuratora. Najczęściej więc nie odmawiali wsparcia. Przywozili w teczce pieniądze, jednorazowo nawet po 10 tys. zł i wręczali prokuratorowi apelacyjnemu w jego gabinecie, bez świadków. Od Hopa otrzymywali w zamian fikcyjną fakturę. Tych lewych faktur śledczy znaleźli potem ponad 500.
Ważnych w regionie przedsiębiorców i menedżerów nie dziwiła forma zapłaty z ręki do ręki za sprzęt biurowy. Zdumiał się tylko jeden obcokrajowiec, Szwed, który zaproponował, że on już kupi te kserokopiarki, bo nie wypada chodzić z kasą do prokuratora. Z takiej usługi Jerzy Hop nie skorzystał.
Kim byli darczyńcy prokuratury, a właściwie prokuratora Hopa? Niemal wszystkie duże firmy ze Śląska i z Zagłębia. Najhojniejsze zaniosły w teczce w sumie ponad 200 tys. zł. Śledczy dotarli do 65 takich zakładów. Kiedy cała sprawa wyszła na jaw, skarżyli się niektórzy drobni przedsiębiorcy, że odmowa wpłaty pieniędzy skutkowała nieustannymi kontrolami, w tym skarbowymi.
- Ta sprawa kładła się cieniem na całą prokuraturę i była ciosem w jej wizerunek. Dlatego tak bardzo zależało nam, by ją wyjaśnić do samego dna - mówił Paweł Baca z Prokuratury Okręgowej w Krakowie, który prowadził śledztwo w tej sprawie i przygotował akt oskarżenia przeciwko Hopowi.
Ani wcześniej, ani potem nie widziałam prokuratora tak dobrze przygotowanego do każdej rozprawy, jak właśnie Paweł Baca. Ale też Jerzy Hop potrafił żonglować prawem i wodzić wymiar sprawiedliwości za nos. Nigdy się nie przyznał do zarzucanych czynów, przerzucał odpowiedzialność na swojego wspólnika, a nawet na polityków lewicy, że to ich zemsta za prowadzone śledztwa.
Wygrał w sądzie pracy
To był największy skandal w polskiej prokuraturze i najwyżej postawiony prokurator w jej hierarchii, który stanął przed sądem oskarżony o wyłudzenie pieniędzy. Sędzia Piotr Pisarek na pierwszej rozprawie zgodził się na ujawnienie wizerunku i nazwiska oskarżonego. Jerzemu Hopowi śledczy zarzucili wyłudzenia 1.714.794 zł, nadużycie władzy, poświadczenie nieprawdy w dokumentach, tworzenie fałszywych dowodów.
Zaraz po przedstawieniu zarzutów i aresztowaniu, w listopadzie 2002 roku, Jerzy Hop został zawieszony w wykonywaniu obowiązków służbowych. Zgodnie z przywilejami prokuratorskimi, przysługiwała mu połowa wynagrodzenia. Miesięcznie około 3,3 tys. zł, choć żadnej pracy nie świadczył. Pensję powinien mu obniżyć Sąd Dyscyplinarny dla Prokuratorów, a obniżył pracodawca. Hop, siedząc w areszcie, wygrał proces w sądzie pracy i wypłatę zaległej części wynagrodzenia.
Sąd Dyscyplinarny naprawił błąd w kwietniu 2003 roku, a nawet po trzyletnim procesie, w 2005 roku, ukarał go najsurowszą z kar dyscyplinarnych - wydalił go ze służby. Hop się odwołał, bo póki formalnie pozostawał prokuratorem, był też na liście płac katowickiej Prokuratury Apelacyjnej. Rozpoczął swoistą grę z Sądem Dyscyplinarnym. Nie stawiał się na rozprawy i Sąd Dyscyplinarny nie potrafił go zdyscyplinować. Hop słał zaświadczenia od lekarza ortopedy, że nie pokona drogi z Rybnika do Warszawy, taki jest chory, ale chce uczestniczyć w postępowaniu. Sąd nie mógł procedować pod jego nieobecność.
W tym samym czasie był absolutnie zdolny, by uczestniczyć w rozprawach, które toczyły się przed katowickim Sądem Okręgowym. Bez trudu wchodził na ostatnie piętro sądu, poruszał się żwawo, bez widocznych dolegliwości. Ale tu sędzia Pisarek nie pozostawił mu złudzeń - jeśli tylko zacznie utrudniać proces karny, wraca za kratki.
Dopiero po dwóch latach zapadło orzeczenie w sądzie odwoławczym o skierowanie sprawy do ponownego rozpoznania, bo sędziowie popełnili elementarne błędy proceduralne. Hop je bez trudu wyłapał.
Nie pracował, a brał ponad 5 tys. zł
Postępowanie dyscyplinarne trwało tak długo, aż się przedawniło. Hop pozostawał wynagradzanym prokuratorem.
- Musimy czekać na zakończenie procesu karnego Jerzego Hopa - tłumaczyła DZ Elżbieta Szarek, przewodnicząca sądu dyscyplinarnego.
W 2011 roku, gdy jeszcze toczył się proces o wyłudzenie 1,7 mln zł, Jerzy Hop odszedł w stan spoczynku. Komisja lekarska uznała, że nie może wykonywać swojego zawodu - prokuratora, choć i tak nie pracował.
Zwykli ludzie, gdy zachorują, przechodzą na rentę, a potem na emeryturę i biorą świadczenia z ZUS. Prokurator po przejściu w tzw. stan spoczynku otrzymuje z budżetu państwa uposażenie w wysokości 75 proc. wynagrodzenia zasadniczego i dodatku za wysługę lat. Jerzy Hop na tym zyskał, bo choć był oskarżonym, co miesiąc dostawał odtąd netto ponad 5 tys. zł.
- Gdyby prokurator Jerzy Hop miał mniejszy apetyt, mógłby uniknąć kary, bo przecież sprzęt, który rzekomo kupował, z czasem się zużywa i nikt by go nie szukał - mówił sędzia Piotr Pisarek, skazując Hopa na 8 lat więzienia. - Zgubiła go chciwość, pycha i arogancja, że nikt nie postawi mu zarzutu, bo to on jest od ścigania przestępców.
Zgodnie z ustawą, prokuratorem może być ten, kto "jest nieskazitelnego charakteru". Czy o prokuratorze z wyrokiem za przestępstwo umyślne można powiedzieć, że jest "nieskazitelnego charakteru"? Choć wyrok skazujący prawomocny zapadł w marcu 2013 roku, Jerzy Hop do marca 2015 pobierał wynagrodzenie prokuratora w stanie spoczynku. Dostał co najmniej 120 tys. zł. Dopiero teraz środowisku prokuratorskiemu udało się usunąć go z zawodu i pozbawić go wynagrodzenia.
Po wyroku Hopowi zostało do odsiadki blisko 5 lat. Trafił na krótko do więzienia w Raciborzu, skąd został przeniesiony do aresztu w Krakowie i tam odbywa karę.
***
Jerzy Hop ma 57 lata. Zaczynał w Prokuraturze Rejonowej w Katowicach. Szefem Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach został w 1993 r. Spekulowano już, kiedy przeskoczy do Warszawy, ale trafił do aresztu. Był jednym z najbardziej wpływowych prawników w Polsce. Właśnie został usunięty z zawodu prokuratora.
*Waloryzacja rent i emerytur 2015 PODWYŻKA NIE DLA WSZYSTKICH JEDNAKOWA
*16-letni Wojtek z Piekar zmarł na lekcji WF. Szok w szkole ZDJĘCIA
*Zielony jęczmień na odchudzanie? Tak! To działa. Właśnie zielony jęczmień stosują gwiazdy TV
*Koncert Linkin Park w Rybniku POZNAJ SZCZEGÓŁY + BILETY
*Śląsk Plus - pierwsza rejestracja za darmo. Zobacz nowy interaktywny tygodnik o Śląsku