Jedenastka Lecha bez Polaków? To możliwe
W szatni Lecha głównym językiem jest angielski. Gdy nie ma Macieja Gajosa, kapitanem jest Ghańczyk, a w kadrze są zawodnicy aż z 12 krajów.
- Chcieliśmy, tak jak kibice, zmian w Lechu i do nich doszło - przyznał prezes Lecha Poznań Karol Klimczak, gdy kilka dni temu rozmawialiśmy przy okazji prezentacji nowego sponsora strategicznego Kolejorza. Architektem rewolucji kadrowej został trener Nenad Bjelica. Chorwacki szkoleniowiec dostał olbrzymi kredyt zaufania, a dzięki potężnemu zastrzykowi gotówki z transferu Jana Bednarka i spodziewanych zysków ze sprzedaży Dawida Kownackiego oraz Tomasza Kędziory, może budować Lecha według własnej wizji. Cel był jeden - piłkarzy słabych psychicznie, bezbarwnych, mają zastąpić gracze ograni, bezkompromisowi i silni mentalnie. Potrafiący wygrać nie tylko rywalizację w ekstraklasie, ale też zapewnić Lechowi grę w fazie grupowej Ligi Europy.
„Lech Internazionale”
Jeszcze wiosną Bjelica powtarzał, że ma w Poznaniu lepszą drużynę niż w Austrii Wiedeń, z którą awansował do Ligi Mistrzów. Lecz gdy przyszło rozegrać najważniejszą część sezonu, Kolejorz rozczarował.
- Ten zespół miał swój Stjarnan w Warszawie
- powiedział niedawno Bjelica mając na myśli finał Pucharu Polski i ligowy mecz z Legią i to był dla niego impuls do działania.
Tak się jednak złożyło, że zawodnicy, który odeszli (Bednarek, Wilusz, Kownacki), odejdą (Kędziora) lub podpadli trenerowi (Pawłowski, Robak i pewnym sensie też Trałka), to wyłącznie Polacy. Trzech z nich to gracze młodzi z perspektywami i potencjałem, pozostali to piłkarze gwarantujący, przynajmniej w ekstraklasie pewną jakość. Wyjątkowo krótka w tym roku przerwa między rozgrywkami, duże natężenie meczów już w lipcu oraz sierpniu, a także nowy regulamin, w którym nie ma już podziału punktów, więc margines błędów został mocno zredukowany, sprawiły, że Lech, mając w perspektywie walkę w eliminacjach Ligi Europy, musiał ich zastąpić w ekspresowym tempie. Stąd niezwykła aktywność klubu na początku tego okienka transferowego. Do stolicy Wielkopolski trafiło aż siedmiu graczy z zagranicy: obrońcy - Vernon De Marco, Emir Dilaver, Nikola Vujadinović, skrzydłowi - Mario Situm, Niklas Barkroth oraz napastnicy Christian Gytkjaer i Deniss Rakels.
- To są zawodnicy przeważnie z pierwszych miejsc rankingu naszego skautingu. Kilku z nich może zawojować naszą ligę i o to nam chodziło. Jeszcze niedawno na niektórych nie było nas stać. Nasza kadra wygląda moim zdaniem bardzo dobrze - twierdzi prezes Klimczak.
Rotacja szansą dla młodych
Efekt jest jednak taki, że Bjelica może dziś wystawić jedenastkę składającą się w całości z zagranicznych piłkarzy. Putnocky - Dilaver, Vujadinović, Nielsen, Kostewycz - Tetteh, Jevtić, Situm - Barkroth, Rakels - Gytkjear. To nie wszystko. Na zmiany mogą wejść De Marco, Radut, Nicki Bille. Gdzie jest miejsce dla wychowanków i najzdolniejszych Polaków?
Obcokrajowcy w Lech (zdjęcia)
- W poprzednim sezonie w żelaznej jedenastce było rzeczywiście więcej naszych wychowanków. Do drużyny wchodzą jednak młodsze roczniki. Meczów będzie dużo, potrzebna będzie rotacja. To może być sezon Gumnego, Jóźwiaka, Modera i innych wychowanków. Cały sukces i trudność Lecha to będzie powtarzalność. Musimy wprowadzić następnych młodych zawodników, by w przyszłości mieli takie same szanse na transfery jak Linetty czy Bednarek. W tym właśnie nasza rola, by nasi wychowankowie przebijali się do pierwszej drużyny - podkreśla Karol Klimczak i dodaje, że jest przekonany, iż Gajos, Majewski czy Makuszewski, nadal będą stanowili o sile Lecha.
Lech, jak zdradził prezes, wydał na dotychczasowe wzmocnienia już ponad 3 mln euro. Czy można było sensowniej przeznaczyć te środki, kupując Polaków? Nie da się bowiem ukryć, że szatnia Kolejorza stała się międzynarodowa i w tej chwili króluje w niej język angielski.
Bjelica przyznał, że nie miał w planach budowy „bałkańskiej” ekipy, ale zmusiły go do tego realia panujące na naszym rynku transferowym.
Lech próbował negocjować z Zagłębiem w sprawie pozyskania Jarosława Jacha, ale już zimą „Miedziowi” wycenili go na 2 mln euro. Szybko upadł też temat Damiana Dąbrowskiego z Cracovii czy Krzysztofa Mączyńskiego z Wisły. Lech kontaktował się z Jagiellonią w sprawie Fedora Cernycha, ale tu kwota odstępnego, oscyluje w granicach 1,5 mln euro. Około 1 mln euro trzeba by było zapłacić za Krzysztofa Piątka z Cracovii. Przy nim Gytkjaer sprawia dużo lepsze wrażenie. Wymienić można byłoby jeszcze kilka nazwisk, ale nie ma się też co dziwić trenerowi, że postawił na kilku swoich dobrych znajomych, co do których ma pewność, iż pasują do Lecha. Teraz jego głównym zadaniem będzie, by jak najszybciej stworzyć z nich dobrą drużynę.