Jarosław Łukaszuk miał wypadek. W mieszkaniu treningowym na nowo uczy się samodzielności
3 grudnia 2018 roku rano Jarosław Łukaszuk jak zwykle wyruszył autem do pracy. Był kierowcą zawodowym. Wpadł w poślizg, dachował i wylądował w rowie. Nie stracił przytomności, ale od razu poczuł, że coś jest nie tak. Diagnoza lekarzy okazała się brutalna: uraz kręgosłupa w odcinku szyjnym C6 - C7 i niedowład czterokończynowy. Dostał drugą szansę, ale wszystkiego musi nauczyć się od nowa. Pomaga mu w tym rehabilitacja w tzw. mieszkaniu treningowym w Koninie.
Jestem bardzo zadowolony. Dzięki pobytowi w mieszkaniu treningowym nauczyłem się samodzielności. Nie w 100 proc., ale jestem o wiele bardziej samodzielny, niż przedtem. Przykład?Jeszcze cztery miesiące temu miałem problem z ubieraniem dolnych części ciała, czyli spodni i butów. Założenie ich przed mieszkaniem treningowym zajmowało mi aż półtorej godziny. A w mieszkaniu asystenci pokazali mi sposoby, umiejętności w jaki sposób ubrać się szybciej. I teraz założenie spodni i butów zajmuje mi tylko pół godziny – mówi zadowolony Jarek Łukaszuk.
Ma 36 lat i mieszka pod Korycinem w powiecie sokólskim. Ale ostatnie tygodnie spędził setki kilometrów od domu. W specjalnym mieszkaniu, tzw. treningowym. To tam uczy się samodzielności i życia na nowo po wypadku, który zmienił wszystko.
3 grudnia 2018 roku, był poniedziałkowy, wczesny poranek. Jarek jechał do pracy, jest zawodowym kierowcą. Miał niedaleko, trasę znał jak własną kieszeń. Tego dnia na szosach było ślisko, więc za bardzo nie przyciskał pedału gazu. Nagle na drogę, tuż pod koła jego samochodu, wbiegł duży pies. To byly ułamki sekundy. Zwierzę wyskoczyło na jezdnię z prawej strony, auto na śliskiej nawierzchni wpadło w poślizg, dachowało i zatrzymało się w pobliskim rowie. Jarek już wtedy nie czuł swoich nóg ani rąk.
- Ciężko było przyjąć słowa lekarzy – uraz kręgosłupa w odcinku szyjnym C6 - C7 i niedowład czterokończynowy. Te informacje doszły do mnie dopiero kilka dni później. Zawsze byłem osobą, która nie lubi jak się jej coś narzuca. Sam ustalałem co robię i jak, a tu całkowita zmiana sytuacji. Szok! Po dwóch tygodniach od operacji zacząłem ćwiczyć. Potem trafiłem na oddział rehabilitacyjny. Dopiero po pół roku wyszedłem do domu – opowiada 36-latek.
Nie chce być ciężarem
Aby przystosować się do życia na wózku, pojechał na obóz aktywnej rehabilitacji. Tam spotkał asystentów i pielęgniarki z Konina, którzy opowiedzieli mu o mieszkaniach treningowych.
– Jak zobaczyli moje postępy, że lepiej się przesiadam, lepiej jeżdżę wózkiem, to zaproponowali mi wyjazd do Konina do mieszkania treningowego, żeby się bardziej usamodzielnić – opowiada.
Długo się zastanawiał, czy skorzystać z 3-miesięcznego turnusu. Wiedział, że to dla niego wielka szansa. Ale z drugiej strony przerażała go wizja rozłąki z rodziną: trójką dzieci i ukochaną Agnieszką.
W końcu podjął decyzję i w styczniu skontaktował się z Fundacją Podaj Dalej w Koninie, która prowadzi mieszkania treningowe.
– Nie oszukujmy się. Jeśli człowiek jest aktywny zawodowo, a nagle z dnia na dzień traci sprawność i pracę to liczy każdą złotówkę. Nie dość, że na początku trzeba kupić wózek, to jeszcze należy zmienić garderobę – kupować rzeczy luźniejsze, by łatwiej było je zakładać, większe o rozmiar buty, by krążenie w nogach było lepsze. Do tego rehabilitacja, która jest kosztowna i życie. Dlatego fakt, że w projekcie mogę brać udział bezpłatnie jest dla mnie dużym odciążeniem – podkreśla Jarek.
Chce zdobyć jak najwięcej umiejętności, by nie być ciężarem dla rodziny.
– Moim celem jest przeżyć dzień w taki sposób, abym rano bez pomocy wstał i się ogarnął, a wieczorem samodzielnie położył się spać. Bliscy mają skłonność do wyręczania i nadskakiwania nam. Robią to z dobroci serca, ale przez to człowiek staje się leniwy i nie jest w stanie nauczyć się nowych rzeczy – mówi.
Mieszkanie treningowe to nie tylko sam lokal i odnajdywanie się w jego wnętrzu. To także szereg zajęć, na których uczestnicy uczą się angielskiego, spotykają się z doradcą zawodowym, logopedą, dietetykiem, czy psychologiem. Biorą udział w zajęciach na basenie, fizjoterapii, mają masaże i treningi sportowe. Bardzo potrzebne są także zajęcia z techniki jazdy na wózkach, podczas których uczestnicy ćwiczą zjazdy, pokonywanie barier i balans z instruktorami, którzy sami poruszają się na wózku.
Nie lada wyczyn
Grafik zajęć jest bardzo napięty. Ale to odpowiada Jarkowi. Najbardziej ceni sobie ćwiczenia wzmacniające, fizjoterapię i techniki jazdy na wózku.
– Nie ukrywam, że dla początkującego wszystko jest trudne. Z instruktorami uczę się nawet bezpiecznie przewracać. Zaliczyłem już tyle gleb, że mam mnóstwo plastrów. Jednak każda wywrotka zbliża mnie do celu. Człowiek siedząc w domu może obejrzeć sobie filmiki jak zjechać ze schodów czy z krawężnika. Wydaje się to dziecinnie proste. Gdy próbujesz - okazuje się być wyczynem. Dlatego cieszę się, że nie muszę robić tego sam, że w Fundacji Podaj Dalej obok mnie są profesjonaliści, którzy mi pomogą, doradzą, zdradzą triki, nauczą bezpiecznych metod. To jest nieporównywalne do samodzielnego poruszania się na wózku w domu – wylicza Jarek.
Bo całe dnie spędza w towarzystwie asystentów. Są niejako jego przewodnikami. Ich zadaniem jest pomaganie. Ale nie tak, żeby wyręczać go w czynnościach, ale by dawać wskazówki, motywować.
– Pokazali mi np., jak podłączyć ładowarkę do telefonu. Samemu nie dałem rady tego zrobić, bo nie mam chwytu w palcach. A asystenci pokazali mi, że jak odpowiednio ustawi się ładowarkę i telefon, to się uda. Owszem, zajmuje to sporo czasu, człowiek się trochę powkurza, ale da się to zrobić – mówi ze śmiechem.
W codziennych sprawach Mateuszowi i Jarkowi pomagają Oktawia i Zbyszek.
– Nie wyręczamy, ale pokazujemy i podpowiadamy. Czasami szybko się zniechęcają, myślą, że coś jest nie do przejścia. Denerwują się na nas, ale my ten gorszy czas musimy przeczekać. Doradzamy też w kwestii doboru wózka, rozwiązań logistycznych i uczymy planować. Niektórzy dopiero w mieszkaniach treningowych dowiadują się, że pewne czynności zajmują im trzy razy więcej czasu. W domu tego nie odczuwali, bo dookoła mieli rodzinę, która ich we wszystkim wyręczała – mówi Zbyszek.
Największym wyzwaniem, przed którym stanął Jarek, było przygotowywanie sobie posiłku. Przed wypadkiem umiał wszystko zrobić. Po wypadku patrzył bezradnie na swoje niesprawne ręce.
– Gdzie ja do obierania marchewki czy ziemniaka? A teraz?Asystenci pokazali mi sposoby, różne rodzaje obieraczek, które można sobie dopasować. I teraz obieranie marchewki idzie mi jak z płatka! Gorzej z ziemniakami, który ma nieregularny kształt – śmie się Jarek. – Podczas przygotowań do ostatnich świąt Bożego Narodzenia, gdy robiliśmy posiłki, to tylko siedziałem i mówiłem co trzeba zrobić. Teraz, na święta wielkanocne, będę już mógł sam pomagać.
Tylko głowa go ogranicza
Nie ukrywa, że niejednokrotnie miewał chwile załamania. Gdy nie udawało mu się zrobić czegoś samemu mimo wielu prób, był bliski zrezygnowania.
– Wiem, że pokonuję bariery, które siedzą w mojej głowie. Jedyne, co mnie ogranicza, to tylko własna głowa. Zrozumiałem, że można wszystko zrobić, trzeba tylko chęć i przekonanie, że się uda – podkreśla.
Tak było choćby z otwieraniem drzwi, czy lodówki. Trzeba w to włożyć sporo siły. Jarka aż bolały palce od prób. Teraz, gdy to robi, nie myśli już nawet o tym.
– Przed wypadkiem takie czynności, jak otwieranie drzwi czy obieranie marchewki, traktowałem zupełnie naturalnie. Nie myślałem o tym, robiłem to naturalnie. Teraz powoli zaczynam do tego wracać, nie zwracam już uwagi na to, że obrałem marchewkę. To naprawdę fantastyczne uczucie, móc zrobić coś samemu – nie ukrywa Jarek.
Dzięki mieszkaniu treningowemu czuje się dużo bardziej sprawniejszy. I to zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Niestety, ze względu na pandemię koronawirusa musiał przerwać turnus. Od 17 marca jest w domu. Gdy wszystko wróci do normy, wróci do Konina, aby dokończyć kurację.
– Dziś już wiem, że wózek nie musi mnie definiować, choć wiem, że przede mną jeszcze mnóstwo pracy. Zamierzam się rozwijać i cieszyć życiem – mówi Jarek.
Jest na początku drogi, ale już myśli o dostosowaniu swojego auta, aby samodzielnie móc prowadzić. Będzie mógł to zrobić dopiero wtedy, gdy wzmocni ręce i poprawi kondycję.
– Chcę to kontynuować. Dokończę pierwszy turnus, potem jakaś przerwa i chętnie zapiszę się na drugi turnus. Bo dużo jest jeszcze do zrobienia, dużo jeszcze przede mną rzeczy, nad którymi muszę popracować – kończy Jarek.