Janusz wmurował swój ślad
Takie historie rzadko się zdarzają. Polak remontujący dom w Niemczech znalazł kartkę z 1982 r. Napisał ją m.in. suwalczanin, który potem miał wyjechać do Australii. Czy uda się go odnaleźć wśród 180 tysięcy tamtejszych polonusów?
Kiedy pewien Polak zaczął kuć dziurę w ścianie niemieckiego domu, jego oczom ukazała się butelka po rumie. W środku znajdowała się zwinięta kartka. Napisana w naszym języku!
„Tutaj dnia 14 stycznia 1982 dwaj emigranci z Polski, jadący do Australii, kładli tynk na ścianę i wykonywali inne prace” - przeczytał.
Był też podpis: Krzysztof z Kielc i Janusz z Suwałk.
Kartkę pracujący na różnych niemieckich budowach Polak sprezentował swojej kuzynce Katarzynie Dorobie. Ta zaś zajęła się nagłośnieniem sprawy, zarówno w mediach suwalskich, jak i w kieleckich oraz na Fa-cebooku. Wszak takie historie za często się nie zdarzają. - Chcielibyśmy poznać dalsze losy pana Krzysztofa i pana Janusza - mówi Doroba.
Butelkę jej kuzyn znalazł w domu znajdującym się we Frankfurcie nad Menem przy ul. Schafergasse 2-4.
Niestety, ale przynajmniej na razie poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. - Łatwe to pewnie nie będzie, wierzę jednak, że przy pomocy mediów uda się tę zagadkę rozwiązać - mówi Paulina Nowak z działającej w Australii Agencji Migracyjnej „Nowak Migration”.
Pytania o Janusza z Suwałk rozesłaliśmy do kilkudziesięciu polonijnych organizacji działających w tym dalekim kraju oraz naszej ambasady. Niektórzy już nam odpowiedzieli. - To trochę szukanie igły w stogu siana - brzmiała jedna z opinii. - Australia jest przecież niesłychanie rozległym państwem.
Mieszka tam około 180 tys. Polaków. Jedni od kilku pokoleń, inni od znacznie krótszego czasu. Największa fala naszych rodaków dotarła tutaj właśnie w 1982 r. Według danych polskiej ambasady - ponad 3 tysiące ludzi. - Na pewno nie trafił tam żaden z aktywniejszych działaczy suwalskiej Solidarności - mówi Ryszard Łapiński, emerytowany nauczyciel. - Niektórzy z nich znaleźli się za oceanem, ale akurat nie tym.
Chodzi więc raczej nie o emigrację polityczną, lecz zarobkową. Do pracy w ówczesnej RFN Janusz z Suwałk wyjechał prawdopodobnie jeszcze w 1981 r. I tam zastało go wprowadzenie w naszym kraju stanu wojennego. Zarówno w Niemczech, jak i np. w Austrii Polacy otrzymywali oferty wyjazdu na odległy kontynent na bardzo dobrych warunkach.
Rozpytaliśmy dziesiątki suwal-czan, a szczególnie tych, którzy „znają niemal wszystkich”. W 1982 r. było to o tyle łatwiejsze, że Suwałki liczyły nie blisko 70 tys. mieszkańców, lecz nieco ponad 40 tys. Niestety, nie pojawił się choćby minimalny trop.
Żadnych danych nie można też uzyskać z urzędu miejskiego. Samo imię, to bowiem za mało.
A może ktoś z naszych czytelników pomoże tę zagadkę rozwikłać? Prosimy o kontakt: tkubaszewski@wspolczesna.pl, 87 566 30 00.