Jan P. Gawlik, ten co szefował „Staremu” w złotych czasach
- Nie bał się ryzyka. Zależało mu na repertuarze i na tym, żeby tworzyli u niego najlepsi - tak artyści wspominają zmarłego Jana Pawła Gawlika.
Krytyk, publicysta i dramaturg, wybitny człowiek teatru - tak najkrócej można opisać Jana Pawła Gawlika. Odszedł 22 marca w Krakowie. Miał 93 lata. Przez całe zawodowe życie związany był z teatrem. Był krytykiem, znało go całe środowisko. Słynął z ciętego pióra. Karierę publicysty zaczynał w „Tygodniku Powszechnym”.
„Przez znajomych znalazłem się w kręgu młodych ludzi skupionych wokół „Tygodnika Powszechnego”, co prawda nie zatrudnionych jeszcze w piśmie, ale już drukowanych. W tym gronie byli m.in. Tadeusz Chrzanowski, zwany Dedem, Zbyszek Herbert, Zdzisław Najder. Zaczęliśmy się integrować z pismem, pod wodzą Jerzego Turowicza. (...) Wybór „Tygodnika” był dla mnie wyborem w najczystszej postaci ideowym.
Przyjechałem przecież ze Lwowa, który znajdował się pod ciężkim, sowieckim butem. Nietrudno było zauważyć, że Kraków w porównaniu ze Lwowem to inny świat: przyduszona, ale jednak Europa. Stąd moje - niewierzącego! - zainteresowanie „Tygodnikiem” - pisał we wspomnieniach o Turowiczu.
„Tygodnik”, jak podkreślał Gawlik, ukształtował go na całe życie - nie tylko jako publicystę, ale także jako człowieka kultury. „Bez tamtego okresu w moim życiu - przełomu lat 40. i 50., kiedy publikowałem w piśmie Turowicza - byłbym później innym człowiekiem.
Później pracował jeszcze w Muzeum Narodowym oraz w Teatrze Rozmaitości jako kierownik literacki.
Złota era teatru
Rok 1970, Jan Paweł Gawlik obejmuje po Zygmuncie Hübnerze stanowisko dyrektora naczelnego i kierownika artystycznego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie.
Dziś mówi się, że za czas dyrekcji Hübnera i Gawlika w Teatrze Starym w Krakowie był złotą erą.
- Nie wiedzieliśmy, co będzie po odejściu ukochanego dyrektora, Hübnera, który musiał zrezygnować z posady ze względu na nieprzychylność ówczesnej władzy. Kiedy dowiedzieliśmy się, że zastąpi go Gawlik, byliśmy najeżeni - opowiada Anna Polony, która należała wówczas do zespołu aktorów Starego. - Znaliśmy go, bo był krytykiem.
Ale pomimo tego, że mnie się dostawały dobre recenzje, też na początku nie była pewna, jak będzie wyglądał teatr pod kierownictwem Gawlika. Patrzyłam na to wszystko z niepokojem - dodaje.
Nie burzył tego, co zastał. Potrafił uszanować tradycję
Dość szybko okazało się jednak, że Gawlik nie chce niszczyć tradycji Starego. Zależało mu na repertuarze, ściągnięciu najlepszych aktorów i najwybitniejszych reżyserów.
- Gawlik dbał o rangę Teatru. Kontynuował to, co zaczęli jego poprzednicy - czyli linię krytyczną wobec istniejącej rzeczywistości - podkreśla Anna Polony.
- Nie burzył tego, co zastał. Potrafił uszanować tradycję - mówi Jerzy Trela, którego do zespołu Starego Teatru zaangażował sam Gawlik. Choć poznali się wcześniej, jeszcze w Teatrze Rozmaitości.
- Gawlikowi zależało na repertuarze, na obliczu teatru. Chciał mieć najlepszych reżyserów i aktorów - wspomina Trela.
Rzeczywiście, w Starym Teatrze za jego dyrekcji, swoje sztuki wystawiali m.in. Andrzej Wajda, Krzysztof Kieślowski, Agnieszka Holland, Jerzy Grzegorzewski, Konrad Świnarski, Jerzy Jarocki, Krzysztof Zanussi i Krystian Lupa. Ale Gawlik stawiał także na aktorów, szukał młodych talentów.
- Angażował nowe pokolenie aktorów. Był krytykiem, więc dobrze znał środowisko, wyłapywał tych bardziej utalentowanych. Sam stworzył część aktorskiej elity tamtych czasów - nie tylko teatralnej, ale także filmowej. Ale także zapewnił teatrowi różnorodnych reżyserów, najlepszych w Polsce - mówi Jerzy Trela.
- Nie bał się nowości i ryzyka. Miał świetną intuicję co do artystów, z którymi współpracował - mówi Józef Opalski, teatrolog i reżyser teatralny. - Wszystkie premiery za dyrektora Gawlika były wybitne. Ja poznałem go, będąc młodym twórcą.
Jerzy Jarocki zaprosił mnie do współpracy przy pisaniu scenariusza do „Snu o Bezgrzesznej” (spektakl na podstawie tekstów Stefana Żeromskiego, dokumentów epoki i cytatów literackich, wyreżyserowany przez Jerzego Jarockiego i Jerzego Stuhra - przyp. red.). To było coś nowego! A dla mnie, młodego, praca przy tym spektaklu była zaszczytem. Cztery lata musieliśmy jednak czekać na premierę! Gawlik zrobił wtedy wszystko, żeby się odbyła - wspomina.
- Walczył o tytuły, negocjował z władzami. Pamiętam, jak o jedną sztukę Stary Teatr rywalizował z Teatrem im. Słowackiego, gdzie dyrektorem był wtedy Jerzy Krasowski. Któregoś dnia Gawlik wpadł do pracy z twarzą brudną od smaru. Okazało się, że jeździł między urzędami na motorze, żeby być szybszy od Krasowskiego. Udało mu się. Wystawiliśmy tę sztukę jako pierwsi - przypomina sobie Trela.
Aktorzy do dziś wspominają, jak Gawlik walczył o to, by móc w Starym wystawić „Dziady” w reżyserii Konrada Swinarskiego. W ówczesnej sytuacji politycznej, dramat Mickiewicza był odczytywany bardzo emocjonalnie. Jan Paweł Gawlik długo starał się, by władze zgodziły się na wystawienie sztuki. Znowu się udało. Żadna z późniejszych adaptacji „Dziadów” nie zebrała tylu pochlebnych opinii.
Dyrektor na dystans
- Dyrektor teatru to osobliwa funkcja - mówi Józef Opalski. - Musi balansować między sztuką i marzeniami, a realnymi możliwościami. Gawlik to potrafił. Do tego potrafił „myśleć teatrem”, miał umiejętności psychologiczne - stąd takie powodzenie Starego w okresie jego dyrekcji. Był bardzo inteligentny. Swoje świetne pióro wykorzystywał, pisząc notki o premierach do gazet - wspomina.
Czasami potrafił krzyknąć na zespół. Momentami był bezwzględny, traktował aktorów w ostry sposób. Nie wszyscy go uwielbiali, choć każdy szanował.
- Pamiętam, jak jechaliśmy samochodem w Londynie do Instytutu Kultury. Była z nami też Anna Polony i Konrad Swinarski. Siedziałem z tyłu, razem ze Swinarskim i Gawlikiem. W pewnej chwili Konrad wyciągnął piersiówkę. Gawlik odmówił napicia się i kazał ją schować. Swinarski zapytał: dlaczego taki jesteś? Gawlik odpowiedział wtedy: Bo nie mogę być taki, jak Ty. Ciebie wszyscy kochają, a ja muszę być trzymać dystans, żeby móc dobrze konsolidować zespół - mówi Trela.
Spotkania po latach
Jan Paweł Gawlik odszedł ze Starego Teatru w 1980 roku. Do jego dymisji doprowadzili artyści zrzeszeni w „Solidarności”. Zarzucali mu, że był za blisko ówczesnej władzy. Zastąpił go kompozytor, Stanisław Radwan. Później jednak animozje odeszły. - Przychodził na nasze premiery. Kiedyś podszedł do mnie i powiedział: Hanka, jesteś coraz ciekawsza. Grasz świadomie. To było bardzo miłe, a czas zaleczył nasze rany - wspomina Anna Polony.
To było przykre, ale też wzruszające - że po latach, które nas dzieliły, mogliśmy porozmawiać. Pożegnać się.
Dodaje, że zdążyła się z nim pożegnać. Spotkali się przypadkiem, jakoś dwa miesiące temu. Opowiada: - Był już w ciężkim stanie. Ale poznał mnie, pocałował w rękę. Rozmawialiśmy krótko. To było przykre, ale też wzruszające - że po latach, które nas dzieliły, mogliśmy porozmawiać. Pożegnać się.