Jan Marcin Szancer: Niezwykły album legendarnego ilustratora wydany w Poznaniu
Któż w dzieciństwie nie czytał „Baśni” Andersena, „Bajek” Jana Brzechwy czy „Przygód Pana Kleksa”? Do wielu ich wydań autorem ilustracji był legendarny Jan Marcin Szancer. Nakładem poznańskiej Oficyny Wydawniczej G&P właśnie ukazała się jego pierwsza biografia pt. „Jan Marcin Szancer. Ambasador wyobraźni”. Zawiera ona nie tylko wiele ilustracji, ale również liczne wspomnienia, opinie krytyków i drzewo genealogiczne rodziny Szancerów.
Jan Marcin Szancer (1902-1973) został zapamiętany jako znakomity ilustrator, dobrze znany wielu pokoleniom Polaków, ale był także projektantem dekoracji oraz kostiumów dla teatru, filmu i telewizji. Był scenarzystą telewizyjnym i filmowym reżyserem, dyrektorem artystycznym telewizji, naczelnym scenografem Opery Warszawskiej, autorem sztuki scenicznej i adaptacji teatralnej oraz kilku baśni.
Szancer był również szefem artystycznym wielu wydawnictw książkowych, a nawet trzykrotnie wystąpił w roli aktora - dwa razy w teatrze i raz w filmie. Zanim to wszystko się wydarzyło, kiedy Jan Marcin Szancer miał 27 lat, wybitny polski malarz i rzeźbiarz Xawery Dunikowski zawyrokował: „Będziesz ilustratorem”. Szancer przyznał po latach, że było to proroctwo.
Mąż, ojciec, normalny człowiek
Nakładem poznańskiej Oficyny Wydawniczej G&P właśnie ukazała się jego pierwsza biografia pt. „Jan Marcin Szancer. Ambasador wyobraźni”. Zawiera ona nie tylko wiele ilustracji, ale również liczne wspomnienia, opinie krytyków i drzewo genealogiczne rodziny Szancerów.
Ktoś może zadać pytanie, dlaczego ta biografia została wydana właśnie w Poznaniu. Jak wspominają właściciele wydawnictwa G&P, Karol Prętnicki oraz Henryk Gościański, wszystko zaczęło się jeszcze w 1989 roku, gdy podczas Biennale Sztuki dla Dziecka współorganizowali z ramienia Centrum Sztuki Dziecka w poznańskim BWA wielką wystawę prac właśnie Jana Marcina Szancera.
Potem, będąc w Warszawie, pierwsze kroki zawsze kierowali na ulicę Bednarską. Ten adres zawsze był obowiązkowy - chodzili tam, gdyż aktorka Zofia Sykulska-Szancerowa (1913-2008), żona Jana Marcina Szancera, która była surowym recenzentem wydawanych przez nich książek, była zarazem świetną gawędziarką, posiadającą rozległą wiedzę o życiu towarzyskim i literackim powojennej Warszawy.
Pani Zofia pokazała im Szancera jako męża, ojca i normalnego człowieka. To dzięki niej poznali też warsztat pracy wielkiego artysty, kulisy jego słynnych spółek autorskich, współpracy z Janem Brzechwą czy Julianem Tuwimem.
Ilustracje wiecznie żywe
Pani Zofia była wdzięczna Karolowi Prętnickiemu i Henrykowi Gościańskiemu za wszystko, co czynią, aby twórczość jej męża nie przestawała być żywa i obecna, dzięki ilustrowanym przez niego książkom. Darzyła ich wielką sympatią, nazywając „Kochanymi chłopakami z Poznania”. Była częstym gościem w ich domach, jak i w siedzibie wydawnictwa w Poznaniu. To ona zainspirowała ich do podjęcia pracy nad artystyczną biografią Jana Marcina Szancera. Złożyli jej obietnicę wydania albumu, który by to dokumentował.
W spotkaniach z panią Zofią często uczestniczył również syn Zofii i Jana Marcina, Jan Piotr Szancer, bardzo zdolny artysta, będący absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, któremu jednak choroba nie pozwoliła rozwinąć talentu.
Pamiątki po nim przechowuje jego żona Małgorzata Borzycka-Szancer, również zaprzyjaźniona z oficyną. Mieszkająca od ponad 40 lat we Francji, Małgosia Colson Szancer Blanche, córka Jana Marcina i Zofii (także aktorka) przejęła patronat honorowy nad twórczością ojca.
Farby, pędzelki, ołówki
Małgorzata Colson tak wspomina swego ojca: - Moje pierwsze wspomnienia ojca docierają do mnie jak powracająca fala. Trochę niewyraźnie, bez szczegółów. Jednak wystarczająco, by moje serce szybciej zabiło. W pokoju niewielkim, trochę ciemnym i zimnym, siedzę na podłodze i gniotę w ramionach pluszowego misia. Niedaleko mnie piecyk z rurą robi co może, aby nas ogrzać, a mama próbuje przyrządzić coś ciepłego do jedzenia. Obok okna jest duży stół zastawiony książkami, papierami, najróżniejszymi farbami, pędzelkami i ołówkami w ogromnej ilości i różnych rodzajów i rysunkami, a przy nim, na rachitycznym krześle, siedzi mój tata. Jest bardzo chudy , pochylony nad rysunkami, które wykonuje i cały skoncentrowany na swej pracy - opowiada Colson.
- Moje kontakty z tatą każdego dnia były nadzwyczajne i trudne do opisania. Darzyłam go ogromną miłością, a jednocześnie jego praca budziła mój zachwyt. Godzinami patrzyłam jak malował. Często byłam też dla niego modelką, kiedy tworzył ilustracje do książek, np. „O sierotce Marysi”, „O Janku co psom szył buty”, „Konik Garbusek” czy „Księżniczka na ziarnku grochu”
- dodaje.
- Był również pierwszym dyrektorem artystycznym Telewizji Polskiej. Nakręcił wtedy „Karnawał Warszawski”. Było to widowisko czarno-białe, ale czarujące. Niezwykle istotne dla ojca było też zostanie profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, bowiem bardzo lubił kontakt z młodymi artystami, którzy potem stawali się znanymi grafikami. Był artystą renesansowym o szerokich zainteresowaniach. Od muzyki, poprzez rzeźbę i architekturę, po książkę. Gdy zbudowano Teatr Wielki i realizowano teatralną wersję „Przygód Pana Kleksa” czy „Aidę”, ojciec szalał ze szczęścia, biegając po teatrze i doglądając wszystkich dekoracji i kostiumów. Dla mnie był wciąż wspaniałym ojcem, i to było dla mnie najważniejsze. Pozostał bliski mojemu sercu jak nikt inny - wspomina Colson.
W bajkowym azylu
Oddajmy jeszcze głos pisarzowi oraz architektowi Waldemarowi Łysiakowi, który o Janie Marcinie Szancerze pisze tak:
- Myślę, że JMS kreując swój świat bajek, stanowiący najlepszy z azylów, był nie tylko człowiekiem autentycznie wolnym, lecz też bardzo bogatym. Łysiak przywołuje cytat ze swojej książki „MW (eseje o sztuce)”: „Nawet, kiedy zabrano ci wszystko, to możesz jeszcze wymyślać sobie bajki. Skoro tego nie czynisz, nie wiń nikogo, że jesteś nędzarzem. Jeśli nie wymyślisz ani jednej, z czym staniesz przed Bogiem, kiedy wezwie cię do tablicy? Tablica ugięła się od cudów, gdy boski ambasador do spraw ilustrowania bajek stanął przed Szefem i rozliczył się z realizacji powierzonego mu zadania”.
Po album sięgnąć powinni zarówno ci najmłodsi, jak również ci nieco starsi, którzy przecież wychowali się na ilustracjach Szancera.