Jan Borysewicz: W moim sercu cały czas gra muzyka rock'n'rollowa
Mieliśmy bardzo dużo fanklubów na Śląsku. W każdym miejscu, w którym graliśmy, byliśmy zapraszani na śląskie obiady - wspomina Jan Borysewicz, lider Lady Pank. Za tydzień, 19 września ta popularna grupa wystąpi w katowickim Spodku w ramach trasy "The Best Of...".
Klikaj na strzałki i sprawdź jakie piosenki Lady Pank były najpopularniejsze w danym roku
Wraca pan z dużym sentymentem na Śląsk?
Jestem bardzo związany ze Śląskiem. Dużo czasu tu spędziłem w początkowej fazie mojej kariery, jeszcze przed Budką Suflera i Lady Pank. Grałem wtedy z zespołem Apokalipsa (grupa powstała w 1973 roku w Katowicach m.in. z inicjatywy Ireneusza Dudka – przyp. OSZ). Mieszkałem w Zabrzu, w piwnicy, spałem na hamaku... (śmiech). To były piękne czasy.
Faktycznie, bardzo gwiazdorskie warunki...
Trochę biedowaliśmy, więc tam nie było raczej możliwości, by chodzić po superrestauracjach. Zresztą nawet o tym się nie myślało. Pamiętam, że była jedna taka restauracja. Jak przyjeżdżałem pociągiem z Wrocławia to mieliśmy lokal najpierw na naszą próbę, a potem na kotleta z zielonym groszkiem i frytkami (śmiech). To był rarytas, dlatego tak mi utkwiło w pamięci. A jak budziłem się rano w tej piwnicy, na hamaku, to czułem zapachy z góry, z różnych mieszkań. Czasami sąsiedzi przychodzili do piwnic, biorąc sobie jakieś ogórki w słoikach, czy ziemniaki na obiad. Mam więc takie kulinarne wspomnienia. To było bardzo miłe, ale najważniejsze było dla mnie muzykowanie. Każdego dnia od razu po przebudzeniu wiedziałem, że spędzę fajny dzień z zespołem Apokalipsa. Taki, który trochę popchnie mnie do przodu.
Zespół Lady Pank też sporo koncertów zagrał na Śląsku.
Było ich całe mnóstwo. Mieliśmy bardzo dużo fanklubów na Śląsku, byliśmy bardzo fajnie przyjmowani przez te fankluby. W każdym miejscu, w którym graliśmy, byliśmy zapraszani na śląskie obiady. I pamiętam, że zawsze była rolada śląska, kluski i modra kapusta. To były wspaniałe przyjęcia. Kiedy graliśmy w domu kultury jakiś koncert, to potem na zapleczu mamy naszych fanek i fanów przygotowywały wszystkim bardzo smaczne posiłki.
Bardziej z troski czy z tego powodu, że same były fankami?
Były fankami. Myślę, że takie rzeczy już się nie zdarzają. Trochę mi brakuje właśnie takich spotkań, jak tych po koncercie. Może ci nasi fani już z tego wyrośli i być może to nie miałoby już sensu. Ale ciepło wspominam ten czas, bo to był świetny okres w zespole Lady Pank, gdzie byliśmy bardzo blisko fanów.
Wracając jeszcze do zespołu Apokalipsa. On ukształtował pana jako muzyka? Do funkcjonowania na tej dużej scenie?
Raczej nie, bo my nie graliśmy takich dużych koncertów z Apokalipsą. Myślę, że zespołem, który ukształtował mnie w sensie obycia scenicznego to chyba była Budka Suflera. Ale jeśli chodzi o granie, to Apokalipsa na pewno była bardzo bliska mojemu sercu. To była muzyka, która mnie kręciła, to były czasy SBB, zespoły bardzo prężnie działały na Śląsku. To mi odpowiadało. Dużo nauczyłem się będąc w Apokalipsie i bardzo szanuję ten okres.
A dobra znajomość z Irkiem Dudkiem przetrwała?
Tak. Wprawdzie nie mamy specjalnie dużego kontaktu, dlatego że Irek dopiero od niedawna ma swój telefon komórkowy, wcześniej było to możliwe właściwie tylko przez jego menedżerkę (śmiech). Natomiast on do mnie niedawno zadzwonił i powiedział, że już ma telefon komórkowy. Poza tym w ubiegłym roku spotkaliśmy się na koncercie, to chyba było w Opolu. Zaproponowałem Irkowi, żebyśmy coś razem zrobili. Nie wiem, czy to będzie cała płyta, czy przy okazji mojej solowej płyty Jana Bo, którą zamierzam zrobić. W listopadzie wchodzę do studia, a w przyszłym roku ona się ukaże. Czy tam Irka zaproszę czy zrobimy coś innego, to się okaże. Przygotowuję różny materiał i chcę Irkowi go pokazać, czy będzie mu odpowiadać. Zobaczymy, jak czas pozwoli. Ale wydaje mi się, że byłoby naprawdę fajnie gdybyśmy coś razem zrobili.
Może dobrą okazją do spotkania byłaby tegoroczna Rawa Blues Festival? W końcu impreza ma już 35 lat.
Też rozmawialiśmy o tym! Zresztą my swoje 35-lecie obchodzimy w przyszłym roku. Tylko zespół Lady Pank nie bardzo pasuje na Rawa Blues Festival, co innego ja. Bo jestem bardzo związany z bluesem. Wspominaliśmy z Irkiem czy da się to połączyć. Ja jestem za.
To skupmy się na Lady Pank. W czerwcu ukazała się wasza najnowsza płyta „Akustycznie”. To ciężkie zadanie dla artysty, który ma we krwi dużo fajnego rocka, żeby się przestawić na nieco spokojniejsze brzmienia?
Te koncerty nie są ani cięższe, ani trudniejsze. Są inne. Z pewnością trzeba się bardzo przestawić, bo zawsze poświęcam czas do 10 dni na same próby. Zwłaszcza, że teraz mieliśmy jeszcze nowego muzyka, Wojtka Olszaka, pianistę, realizatora dźwięku i naszego wspaniałego przyjaciela, z którym współpracujemy od wielu lat. Trzeba wejść w taki rytm grania akustycznego, bo to jest zupełnie inne granie. Należy przestawić się na inny tor i kiedy złapie się odpowiednią falę to wtedy koncert może być bardzo fajny. Ktoś kiedyś mnie zapytał, czy wolałbym grać na gitarze akustycznej czy elektrycznej, to zdecydowanie wybrałem elektryczną. Bo na niej można dłużej sobie dźwięki potrzymać. Na akustycznej już nie bardzo.
Skąd pomysł, by wydać teraz taką płytę? Bo akustyczne granie w Lady Pank pojawiło się już wiele lat temu.
Płyta „Akustycznie” ukazała się po 20 latach od naszej pierwszej akustycznej płyty, która pojawiła się prawie 20 lat temu. Przez ostatnie dwa lata graliśmy dużo zamkniętych imprez, gdzie nie wszyscy fani mogą przyjść, bo to integracyjne firmowe imprezy. One sprawiły, że bardzo dobrze zaczęliśmy się czuć w takim programie. Zresztą ja sam mówiłem naszemu menadżerowi, aby sugerował akustyczne koncerty, bo rockowe mamy na co dzień. Przypadło to do gustu całej kapeli i stąd się wziął pomysł, aby nagrać płytę „Akustycznie”. Bo byliśmy już zgrani w tej formie.
Wspomniał pan o 35-leciu Lady Pank. Myślicie może o specjalnym wydawnictwie dedykowanym temu wydarzeniu? W zeszłym roku taki jubileusz obchodził zespół Dżem, zagrał urodzinowy koncert, który w tym roku ukazał się na DVD. Może to byłby dobry kierunek również dla was?
Oczywiście, że tak. Są już pewne plany. Zespół Lady Pank w ogóle nie ma płyty DVD i moim marzeniem byłoby zrobić coś takiego, żeby nagrać duży koncert, może w amfiteatrze w Sopocie, może z udziałem dużej stacji telewizyjnej. Chcielibyśmy połączyć koncert akustyczny z koncertem symfonicznym i na dodatek jeszcze rockowym. Zrobić trzy odsłony. Już takie realizowaliśmy, bo gramy rockowo, wyszły dwie płyty akustyczne, ukazał się też album z orkiestrą symfoniczną. Wydaje mi się, że taki występ byłby supergratką dla wszystkich fanów. Aby zrobić jeden połączony koncert w formie DVD.
Gdyby próbować policzyć ile koncertów w trakcie całej pana działalności, nie tylko w Lady Pank miało miejsce, to rozmawialibyśmy o dziesiątkach tysięcy?
Naprawdę trudno mi jest powiedzieć. Wydaje się jakby to wszystko wczoraj się rozpoczęło, a niestety to już 60 lat minęło. Ale ja tego wieku nie czuję. W moim sercu cały czas gra muzyka rock’n’rollowa. Nie myślę o takich rzeczach jak upływający wiek. Jest fajnie, cieszy mnie dalej to co robię, mam ogromną satysfakcję z tej roboty. Od początku nowego roku natrzaskałem bardzo dużo nowych numerów. Dla siebie, dla zespołu i dla innych wykonawców, m.in. dla zespołu Bracia. Zrobiłem też płytę „Borysewicz Kukiz”, ja ją nagrałem, Paweł jeszcze nie zaśpiewał, ale wiadomo, że teraz ma inne zajęcia. Nie chcę mówić czy ta płyta się ukaże czy nie. Ja muzycznie ją skończyłem, wszystko zależy w tej chwili od Pawła. Jeżeli będzie miał czas i chęci to płyta się ukaże. Jeśli jednak nie, to dalej będę się zastanawiał, co z tym materiałem zrobić.
Lady Pank wystąpi 19 września w katowickim Spodku w ramach trasy „The Best Of...”. Początek o godz. 18.00. Bilety: 60-150 zł