Jamno znowu na językach
Wygląda na to, że o stanie tego wyjątkowego w skali kraju jeziora, dyskusja nigdy się nie skończy. Nic dziwnego, skoro każda strona - naukowcy, ekolodzy, urzędnicy, wędkarze - ma o nim zupełnie inne zdanie
Najświeższy konflikt związany z Jamnem to sprawa sławetnego już trzcinowiska, rozkopywanego, zakopywanego i ponownie odkopywanego. Ale emocje budzą także sprawy coraz niższego poziomu wód w jeziorze oraz pojawiające się po raz kolejny zakwity. Jezioro Jamno znowu robi się zielone, mętne, nieprzyjemne. Gorzej, pogarsza się też jego ogólny stan. Ale o tym za chwilę.
Kilka dni temu portale społecznościowe obiegło zdjęcie ogromnych zabrudzeń, na jakie natrafili studenci Politechniki Koszalińskiej. Obfotografowali okolicę przystani wodnej w miejscowości Osieki. „W ramach zajęć terenowych studenci przeprowadzali pomiary parametrów wody w kilku zaplanowanych wcześniej punktach na jeziorze Jamno. To, co zastali w jednym z punktów, było przerażające. Smród gnijącego mięsa, który się tam unosił, jest nie do opisania, a dodajmy, że w pozostałych miejscach na jeziorze też sytuacja nie przedstawia się dobrze. Ścieżki przyrodnicze i tablice z kolorowymi zwierzętami nie poprawią stanu tego miejsca i nie będą też atrakcją turystyczną, kiedy jezioro Jamno będzie w tak dramatycznym stanie” - napisali.
I dodali jeszcze w komentarzu, że liczą na to, iż sprawa dotrze do samorządowców, którzy „pojmą, że po sezonie może nie warto zajmować się wymianą ławek czy latarni lub wiat przystankowych na nowe i ładniejsze, natomiast warto rozpocząć realne działania w celu poprawy środowiska w którym wypoczywamy i żyjemy”.
Dodajmy, że Jamno to jezioro graniczące z gminami Mielno, Będzino, Sianów i z miastem Koszalin. Wprawdzie sprawa gnijącego mięsa szybko się wyjaśniła: ryby zostawili tam wędkarze, jednak rzeczywiście woda w Jamnie nie pachnie zbyt dobrze.
Profesor Tomasz Heese z Politechniki Koszalińskiej zakończył właśnie coroczne badania wód w jeziorze Jamno i bliźniaczym jeziorze Bukowo.
- Jestem bardzo zaskoczony tegorocznymi wynikami, bo okazało się, że w obu akwenach stan wody pogorszył się - mówi naukowiec. - Stwierdziliśmy, że wszystkie dopływy doprowadzają do jezior znacznie zwiększony ładunek fosforanów i azotu. Stężenie biogenów jest duże. A w połączeniu z wysokimi temperaturami powoduje to, że akweny rzeczywiście zakwitają i pojawiają się sinice. Czy miały na to wpływ także wrota sztormowe na Kanale Jamneńskim? W jakiejś mierze na pewno, bo rzeczywiście one wstrzymały napływ wody morskiej do Jamna, która poniekąd rozcieńczała wodę w jeziorze. Jednak zauważmy, że jezioro Bukowo nie ma wrót, a jego stan również się pogorszył. Owszem, wrota wymagają pewnej regulacji, by nie zamykały się z byle powodu, ale jedynie w sytuacjach ekstremalnych, natomiast nie jest uprawnionym twierdzenie, że to wyłącznie one są przyczyną całego zła. Raczej kierowałbym się w stronę dopływów i ich pogarszającego się stanu.
Na Jamnie i Bukowie - jak dodaje jeszcze profesor Heese - mamy też problem hydrologiczny. Na czym polega? - Parowanie wody jest dziś wyższe niż dopływ wody z rzek. I dlatego poziom wód w obu akwenach opada. Ale to wina zmian klimatycznych, a nie wpływ budowli hydrologicznych.
Na niski stan wody w jeziorze Jamno narzekają wędkarze, żeglarze oraz przedsiębiorcy wynajmujący sprzęt do pływania. Adam Wencewicz, od wielu lat wypożyczający rowery wodne w Mielnie, musiał nawet na kilka dni wstrzymać działalność gospodarczą, bo poziom wody w Jamnie był tak niski, że wokół jego pomostu woda zniknęła niemal zupełnie. - Ja nie mam wątpliwości, że wszystkiemu winne są wrota sztormowe. To właśnie przez nie woda spływa z Jamna jak z wanny po otwarciu korka. A gdy poziom morza rośnie i mogłoby się wlać trochę bałtyckiej wody do jeziora i wyrównać szybko poziom, no to wrota się zamykają i blokują ten wlew. Natura, gdy jeszcze nie było wrót, sama tu wszystko regulowała. Kanał był przecież przez większą część roku po prostu zasypany.
Emocje - największe - budziła jednak jeszcze do niedawna zupełnie inna sprawa: wspomniane już na początku trzcinowisko na południowym brzegu jeziora. Co wiemy o tej sprawie? Dużo. Po wielu interwencjach Krzysztofa Najdy, szefa stowarzyszenia ekologicznego Jantar, trzeba było odkopać, zasypane rok temu trzcinowisko. Zasypali je melioranci podczas budowy ostrogi na jeziorze. Miał to być atrakcyjny teren rekreacyjny. Jednak ekspert - dr Magdalena Wojciechowska, pracująca w Parku Narodowym „Ujście Warty” - nie pozostawiła złudzeń: „Zasypanie szuwarów nie tylko zniszczyło żyjące tu organizmy, ale także sprowadziło dodatkowe zagrożenia w postaci otwarcia swobodnego dostępu do tego terenu człowiekowi i zniszczenia naturalnej bariery chroniącej wody jeziora przed spływającymi z pól nawozami lub ściekami. Trzcina pospolita jest gatunkiem, który skutecznie przechwytuje nadmiar pierwiastków biogennych.” Melioranci odkopali więc trzcinowisko.
Ale jest jeszcze dla Jamna nadzieja. Po pierwsze: konieczne jest wyregulowanie wrót. Po drugie: muszą być na bieżąco monitorowane dopływy, które w tej chwili najbardziej zanieczyszczają Jamno. Po trzecie: wszystkie gminy muszą się dogadać i opracować koncepcję oczyszczenia akwenu. Jak przekonuje profesor Heese, w dzisiejszych czasach wybranie tzw. depozytu (pokładów zalegających na dnie jeziora) jest już technicznie możliwe do zrealizowania.