Jakub Kot: Ludzie czasem proszą o zdjęcie. A potem słyszę: „Dzięki, Kamil”
Nie zrobił kariery na skoczni, za to zaczął robić ją w telewizji. - Oddałbym wiele, żeby być dalej zawodnikiem. Rekompensatą są sukcesy brata - mówi Jakub Kot.
O takich jak pan mówi się: urodzony do telewizji.
Różne są opinie. Jest mi bardzo miło, gdy ktoś powie: „O, w końcu ktoś powiedział coś więcej, rzucił na sprawę trochę nowego światła”. Ale są też negatywne reakcje. „Kto to w ogóle jest, skąd się wziął”. Jak to w Polsce bywa. Za i przeciw, białe i czarne.
Lepiej słuchać ekspertów. A oni twierdzą, że rozruszał pan studio TVP, a materiały z Sebastianem Milą, byłym piłkarzem, to coś świeżego.
Miło słyszeć. Jeżeli coś robimy, staramy się przedstawić to na tyle ciekawie, żeby trafiało do ludzi. Trzeba mieć do siebie dystans, poczucie humoru. Kiedy uczyłem Sebastiana skakać na nartach, to zdawaliśmy sobie sprawę, że to nie może być materiał na sto procent poważny. Choć pewnie też nie do każdego ten rodzaj dowcipu trafia.
Czytaj więcej:
- o planach Jakuba Kota,
- jak wyglądają jego relacje rodzinne,
- czy wybierze politykę, pracę w mediach, czy jednak wróci do sportu?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień