Jak wyglądałby Facebook 40 lat temu

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Matusik
Przemysław Franczak

Jak wyglądałby Facebook 40 lat temu

Przemysław Franczak

Nasze matki i nasi ojcowie życie mieli o niebo łatwiejsze. Tyluż męczącym i kosztownym wyzwaniom, patrząc na Facebooka i Instagrama, trzeba dziś sprostać, że zdobycie ongiś gotowanej szynki tudzież kozaków z Celapo - a były to czyny, które ani chybi uznać należy za heroiczne - jawi się przy nich jako niewinna igraszka.

No bo z czymże, Bogiem a prawdą, taki ojciec, czy taka matka z lat 70. i 80. musieli się mierzyć, jakie posty i zdjęcia wrzucaliby na portale społecznościowe, gdyby mieli do takowych dostęp? Ojciec, wiadomka, mógłby się pochwalić, że pierwsza flaszka w robocie pękła już przed 13, sypałyby się polubienia i komentarze, że „ratafia zawsze na propsie”. Dziś jednakowoż byłby dziwolągiem, jeszcze by go z pracy wyrzucili, mimo że alkohole na fejsie mają wzięcie. Tyle tylko, że trzeba wrzucić zdjęcia kieliszka aperolu wypijanego właśnie w Wenecji, bombardino z Alpami w tle lub - co gorsza - jakiegoś zajzajeru w Tajlandii.

Mógłby ojciec dodać potem, że do domu doszedł o własnych siłach albo że taksówkę udało mu się złapać, entuzjazm i podziw wzbudzając wśród znajomych, ale to byłby przecież taki odpowiednik dzisiejszego selfie z mety z Iron Mana, publikowania danych z Endomondo i relacji uczestniczącej z ultramaratonu.

Matka zgarnęłaby ruch przepisem na zwyczajną szarlotkę, podczas gdy obecnie marząc o podobnych zasięgach, trzeba umieć trzasnąć na podwieczorek croquembouche, również w wegańskiej wersji, z ciastem parzonym w wodzie z Fidżi. Dziecko mogliby matka z ojcem zareklamować, że wiersze ładnie deklamuje, gdzież mu jednak do współczesnych wymogów dla potomstwa klasy średniej, które najlepsze być musi we wszystkim: tańczy, gra na fortepianie, gotuje i wygrywa narciarskie zawody, na co oczywiście są niezbite dowody w postaci niezliczonych filmów.

Mogliby fotkę z wakacji wrzucić, z udokumentowaną kąpielą na Zarabiu, a może z - ho-ho - aż z Czechosłowacji, gdy teraz bez zdjęć z Martyniki, Nowej Zelandii i zakamarków Ameryki Południowej do mediów społecznościowych nie podchodź. Mogłaby matka rumor w sieci wywołać, że talon na samochód dostała albo cytrusy w sklepie zdobyła, dziś matki nikt nie zauważy dopóki na nartach bieguna nie przemierzy albo przynajmniej nie wyjdzie na Orlą Perć z dzieckiem na plecach. Ojciec furorę by zrobił, ładując posta o rodzinnej wycieczce na Turbacz, gdy w tej chwili zrównoważyłby ją jedynie himalajski trekking pod Mount Everestem.

Krótko mówiąc: tak, coraz bardziej cenię sobie prostotę życia niewirtualnego.

Przemysław Franczak

Kraków, wszechświat i cała reszta. Dziennikarz, publicysta, wydawca. Autor felietonów: społeczno-polityczno-kulturalnego "Smecza towarzyskiego" oraz sportowego "Sporty bez filtra". Korespondent Polska Press Grupy z siedmiu igrzysk olimpijskich.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.