- Szukamy odpoczynku i jakiejś odmiany, czegoś lepszego niż na co dzień - mówi Bożena Słomińska, psychoterapeutka. - Ale religijne podejście akcentuje konieczność pracy nad sobą.
W wielu tradycjach Wielkanoc to pożegnanie mroku, zimy, smutku i wejście w radość, do której przygotowywaliśmy się przez post poprzedzający święto. Chrześcijanin wierzy, że trzeciego dnia po swojej śmierci Chrystus wstał z grobu. I jest to symbol, zapowiedź tego, co stanie się po śmierci z tymi, którzy wierzą. Nie każdy doświadcza łaski wiary. Każdy jednak czeka na święta. Co wtedy? Czy oglądać po raz kolejny niezwykle brutalną „Pasję” Mela Gibsona, czy napychać się czekoladowymi zającami? A może podejść do świąt postępowo i wymyślić coś nowego? Tyle że postęp, jak przekonuje filozof prof. Marek Szulakiewicz „polega na dostrzeganiu i formułowaniu nowych pytań, a nie na udzielaniu nowych odpowiedzi na stare pytania.”
Jak więc świętować?
Bez nadmiaru i rozrzutności, ale wciąż w duchu odnowienia? Zadałam to pytanie na facebooku. I co się okazało?
Można na przykład tak: „Bardzo długo dojrzewałam do tego, żeby Wielkanoc była dla mnie najważniejszym świętem. Zajęło mi to 45 lat! Robię wtedy rachunek sumienia, poszczę przed świętami (staram się być skromna). Czy to wystarczy do zbawienia?” Albo tak: „Co komu z wiary, skoro pójdzie do kościoła poświęcić jajka, a potem wróci do domu, walnie się przed telewizorem i zapcha kupionymi w sklepie mazurkami? Święta już od dawna nie mają wiele wspólnego z wiarą”. I tak: „bez łaski nie ma zbawienia. Nie oglądać brutalnych filmów ani wiadomości w TV, bo karmią nas tam agresywnym obrazem świata.” Oraz tak: „Nie próżnować! Sprzątanie w domu i w sobie pomaga. Nie wracać do przeszłości, pytać jak, a nie dlaczego. Po świętach jestem jak nowo narodzona.”
A może tak: „Zrobić dwie rzeczy, pozornie sprzeczne: zająć się przez chwilę sobą, popatrzeć na świat i w niebo, a nie na ekran komputera, na chwilę poćwiczyć uważność, a nie koncentrację uwagi na wykonywanym zadaniu. A z drugiej strony zrobić coś dla kogoś bezinteresownie.”
No i tak: „Byłam w górach, walcząc z bólem, próbując się nie poddawać, a teraz tak mnie napierdzielają oba kolana, że ducha odnowienia jakoś w swoim zasięgu nie widzę.”
Zwłaszcza po ostatniej odpowiedzi nie miałam złudzeń - w sprawie świętowania nie ma jednego rozwiązania. Przypomniały mi się słowa Leszka Kołakowskieo, który w książce „Czy pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania” mówi: „Są z pewnością jednostki uważające się za „ludzi sukcesu”, które mają poczucie, że żyją w szczęściu, jako że są zdrowi i bogaci, nic im nie braknie i cieszą się szacunkiem bliźnich. Mogą sądzić, że szczęście jest właśnie tym, czym jest ich życie; marne jest to jednak samooszustwo, a i oni, od czasu do czasu przynajmniej, uprzytamniają sobie prawdę. A prawdą jest, że są nieudani jak my wszyscy”.
Prof. Zbigniew Mikołejko w rozmowie z Jarosławem Borowcem (Tygodnik Powszechny, 8.04.2007) mówił: „Zmartwychwstanie jest pewnym paradoksem, bo chociaż mówimy o „wydarzeniu”, to jednak jest ono czymś ponad - czy pozahistorycznym. Nie mamy w związku z tym żadnych narzędzi poznawczych, którymi moglibyśmy się bezpiecznie posłużyć. Granicą naszego poznania jest bowiem śmierć”.
W świecie szybkich rozwiązań i narcystycznego przekonania o wiecznej młodości słowa prof. Mikołejko rzadko trafią na podatny grunt.
Wiele wskazuje na to, że coraz częściej traktujemy święta kościelne bez sacrum (w znaczeniu liturgicznym), a zamiast tego szukamy w tym czasie sposobu na ich przeżywanie na nowo.
Filozof, prof. Marek Szulakiewicz z UMK, autor niedawno wydanej książki „Filozofia na co dzień. 365 dni z filozofią” uważa, że nie da się świętować bez sacrum. I nie trzeba do tego być religijnym.
- Bez sacrum nie ma świętowania, jest tylko zabawa - przekonuje. - Jeśli mówimy jednak o świętowaniu współczesnego człowieka, to sacrum musi w tym być jakoś obecne. Doświadczenie sacrum przynależy bowiem do kondycji bytowej człowieka i odgrywa też ważną rolę w burzeniu granic i otwieraniu naszego świata. Doświadczenie to wskazuje, że jesteśmy zawsze istotami poszukującymi i wykraczamy ku temu, co „inne” i „nieznane”. Sacrum to pewna forma doświadczania świata, w której domyślamy się „czegoś”, czego nigdy nie będziemy mogli w pełni doświadczyć.
Zdaniem profesora, sacrum w naszej współczesnej kulturze nie zginęło. Więcej nawet, jest bardzo potrzebne i poszukiwane. - Święta kościelne nadal pomagają nam w poszukiwaniu sacrum - dodaje prof. Szulakiewicz. - Człowiek współczesny już dostrzegł, że wizja świata jednorodnego i pozbawionego sacrum rodzi kulturę, która co prawda pędzi co sił, ale w rzeczywistości stoi w miejscu, nie posuwa się ani o centymetr. Również on sam nie potrafi się w tym świecie odnaleźć.
Duch dopieszczony
Bożena Słomińska, psychoterapeutka z Torunia mówi: - Święta, które dla jednych są wydarzeniem religijnym, dla innych stają się po prostu czasem wolnym od pracy. Świętowanie odrywa się od świętości, od sacrum. Wszyscy szukają odpoczynku i jakiejś odmiany, czegoś lepszego niż na co dzień - spotkań z bliskimi, przyjemnych przeżyć, lepszego jedzenia, ładniejszego otoczenia - ale religijne podejście akcentuje konieczność podjęcia pracy nad sobą.
Czy z punktu widzenia dbałości o swoją psychikę potrzebujemy takiego czasu jak święta (te nadchodzące mają przecież symbol odradzania się), aby samemu także narodzić się na nowo, jako ktoś lepszy, kto coś ważnego zrozumiał, przeżył, uwewnętrznił i może tym podzielić się z innymi?
- Zauważmy, że większość z nas podejmuje wysiłki, na przykład robi przedświąteczne porządki, by wprowadzić zmiany, choćby chwilowe - dodaje psychoterapeutka. - To są zmiany na zewnątrz, a religia obliguje do tego, by zrobić jeszcze porządki w sferze duchowej - czyli m.in. przeprowadzić refleksję nad swoim życiem, zmierzyć się ze swoimi ograniczeniami, naprawić błędy, otworzyć na potrzeby drugiego człowieka. To jest praca podobna do tej, którą w sferze psychologicznej wykonuje pacjent w terapii. Praca w każdym z obszarów - psychologicznym i duchowym - wspomaga rozwój, prowadzi do pełniejszego życia w zgodzie ze sobą i swoimi wartościami. Oba te obszary się przenikają, więc zdarza się, że po miesiącach lub latach terapii ktoś odkrywa potrzebę rozwoju duchowego i odwrotnie, do gabinetu zgłaszają się osoby, które w wyniku praktyk religijnych odkryły u siebie potrzebę psychoterapii.
Czy więc zmiany, i to w święta, są nam potrzebne czasem bardziej niż odpoczynek. - Są przejawem życia - dodaje Bożena Słomińska.
- Człowiek, który się nie zmienia, staje się chodzącą skamieliną. Zatem jeśli ktoś chce zacząć zmieniać swoje życie, a sfera duchowa jest dla niego ważna, to okres świąteczny tworzy do tego sprzyjające warunki.
Zabawa to nie świętowanie
Prof. Szulakiewicz: - Współczesna kultura przepełniona jest zjawiskami, o których można powiedzieć, że są „sacrum profanicznym”. Dostrzec to można w częstym już wyprowadzaniu sacrum z miejsc dotychczas uznawanych za święte. Wśród niebezpieczeństw związanych z poszukiwaniami współczesnego człowieka należy też podkreślić zjawisko „sacrum dzikiego”. Jest to angażowanie poszukiwań i wskazywanie na takie świętości (czy lepiej: pseudo sacrum), które odpowiadają tylko upodobaniom i pragnieniom człowieka. Bardzo często człowiek współczesny swoją tęsknotę za tajemniczością i świętością zaspokaja uznaniem za sakralne czegokolwiek, co tylko jest mu oferowane.
Co profesor ma na myśli? To, że za cenę niewielkiego wysiłku chcemy znaleźć proste przepisy, które mogłyby wzbogacić odbiór świata i przywrócić utracony sens.
- W kulturze współczesnej rośnie znaczenie magii i wróżbiarstwa, horoskopów i numerologii, astrologii i wiedzy tajemnej, a nawet działalność taka rejestrowana jest jako działalność zawodowa - przypomina prof. Szulakiewicz. - To wszystko nowe, niereligijne i niekościelne sposoby przeżywania sacrum, ale jest to „sacrum profaniczne”, które zmienia świętowanie w zabawę.
Grażyna Plebanek, pisarka mieszkająca w Brukseli jest przekonana, że świętowanie wyraża się przede wszystkim w byciu razem. To ważne szczególnie teraz, gdy terroryzm dotarł do serca Europy: - Jesteśmy razem, bo tylko tak możemy przeciwstawić się złu - mówi. - Musimy przemyśleć, omówić na nowo reguły, według których razem jesteśmy. Byle razem. Jeżeli gdzieś czuje się wspólnotę, nie tę sztuczną, formalną, tylko prawdziwie serdeczną, to właśnie wśród ludzi, którzy są inni, ale chcą się nawzajem zrozumieć. To trudne, bywa manipulowane odgórnie. Dla mnie Wielkanoc to nie tyle katolicka tradycja, co święto życia, odrodzenia, rodzenia. Takie, jakim było już, zanim ziemie ówczesnych Słowian zostały schrystianizowane. Święto natury i tego, co w nas dobre. Życzę wszystkim miłości i spokoju.