Jak w Barcinie prezes walczy ze śmieciową ustawą
- Do upadłego będę włóczył się po sądach - mówi Henryk Popławski, prezes spółdzielni mieszkaniowej w Barcinie. - Albo mnie zamkną, albo gdzieś wywiozą, aż dotrze do jakiegoś decydenta, że coś tu jest nie tak!
Bubel, bubel, bubel - grzmi. Na to miano, jego zdaniem, zasługuje nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, która obowiązuje od 1 lipca 2013 roku.
Nie owija w bawełnę. Jak go coś boli - mówi wprost. Taki już jest. I o tym, że na co dzień ma do czynienia z wadliwym prawem, też nie boi się mówić.
- Ustawa miała uregulować gospodarkę śmieciową. Guzik prawda, wprowadziła jeszcze więcej bałaganu! Od początku jest skopana. Mówię o tym na różnych gremiach, tylko nikt nie chce mnie słuchać. Dotyka najsłabszych ekonomicznie. Wszelkiej maści cwaniaczki i obiboki nie płacą za śmieci, wymigują się, bo ukrywają źródła dochodów, za to uczciwi ludzie muszą płacić za tych, którzy mają to w poszanowaniu - twierdzi.
Mieszka w Piechcinie. Prezesem zarządu SM „Kujawy” jest od 2005 roku. Trzecią kadencję jest też radnym miejskim. To już jakaś pozycja. Wydawałoby się, że głos prezesa i radnego w jednej osobie będzie bardziej słyszalny niż przeciętnego Kowalskiego.
Nowelizacja nałożyła na spółdzielnie obowiązki, które jeśli ma rzetelnie realizować, tak naprawdę nie może. Spółdzielnia podejmowała próby zainteresowania tematem m.in. pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, Rzecznika Praw Obywatelskich, Prokuratora Generalnego, Ministerstwo Środowiska. - Wszystkie te instytucje nie wykazały zainteresowania problemem. Odpowiadały po długim czasie w zasadzie ignorując podniesione zastrzeżenia. Pisałem i zwracałem się, także osobiście, do posłów koalicji rządzącej w poprzedniej kadencji, Eugeniusza Kłopotka z PSL i Krzysztofa Brejzy z PO. Ci wystąpili do Ministerstwa Środowiska i nie osiągnęli nic. Po ubiegłorocznych wyborach napisaliśmy tym razem do wszystkich posłów i senatorów oraz prezydenta Andrzeja Dudy - wylicza.
W sumie wysłane w Polskę pisma można liczyć w setkach egzemplarzy.
Po ostatniej nowelizacji przedmiotem zobowiązanym do składania gminie deklaracji w zakresie zbiórki odpadów w budynkach wielolokalowych stały się m.in. spółdzielnie mieszkaniowe. Szkopuł polega na tym, że te nie mają żadnych uregulowań prawnych pozwalających na skuteczne pozyskiwanie informacji o liczbie osób zamieszkujących daną nieruchomość, nawet tego, czy chcą składować odpady w sposób selektywny czy nie. Jeśli mieszkańcy chcą informować - informują, jeżeli nie chcą - nie informują. Nie ma żadnego przymusu. Zupełna dobrowolność.
Dalej. Wychodząc z założenia, że opłaty za gospodarowanie odpadami nie są elementem opłaty eksploatacyjnej, to w rozumieniu przepisów, spółdzielnia powinna prowadzić odrębny rachunek bankowy przeznaczony do obsługi tych zobowiązań. W SM „Kujawy” tak właśnie jest.
- Wątpliwość główna powstaje w przypadku niepełnego wniesienia opłat przez mieszkańców, bo kto i w jakim zakresie powinien pokryć niedobory? - pyta prezes. Tego ustawa nie precyzuje. W praktyce w wielu spółdzielniach dzieje się tak, że za osoby niepłacące, płacą - poprzez podnoszenie opłat - inni mieszkańcy, ponieważ opłaty za odpady włączone są do opłat czynszowych. - Wprowadza się więc odpowiedzialność zbiorową i łupi tych uczciwych. I to w świetle prawa! - wytyka.
Dużym problemem jest możliwość egzekucji nie wniesionych opłat. Przy stosunkowo niewielkich kwotach suma należności kwalifikująca do wniesienia pozwu do sądu gromadzi się w dużym przedziale czasowym. Przy dość długim rozpatrywaniu spraw wydłuża się tym samym termin oczekiwania na wyrok. Paradoksem jest też to, że chcąc wyegzekwować zaległe opłaty za śmieci, spółdzielnia musi wnieść opłatę sądową. Spółdzielnia nie może - tak jak gmina czy organ skarbowy (bo mają takie uprawnienia), bezpośrednio prowadzić egzekucji od dłużników.
Problemu nie byłoby, gdyby odpadami i całą tą otoczką zajmowała się tylko gmina. Tymczasem spółdzielnie sprowadzono do roli elementu pośredniego.
- Niepotrzebnie i zupełnie bezsensownie. Wyjmuje się kasztany z ognia rękoma spółdzielni, nie dając żadnego instrumentu działania. To jest niezgodne z Konstytucją! - uważa prezes.
Kazimierz Jańczak jest prezesem Spółdzielni Mieszkaniowej w Żninie. Doskonale zna bolączki prezesa z sąsiedniej gminy. Podobnie jak Henryk Popławski jest radnym.
- I w poprzedniej kadencji o nieprawidłowościach w tej ustawie też wielokrotnie mówiłem. Ale ograniczyłem się tylko do gremium Rady Miejskiej w Żninie - mówi. Nie interweniował dalej. Dawno temu i on pisał do posłów. Nic nie wskórał. Wszystkie pisma pozostawały bez echa.
Popiera działania Popławskiego. - Ta ustawa powinna przejść kolejną nowelizację. Rzeczywiście my płacimy za osoby, które zamieszkują spółdzielcze zasoby. Część nie płaci, a różnice trzeba pokryć. Ustawodawcy nie interesuje, skąd mamy wziąć pieniądze na pokrycie tych różnic. To nie jest dobre prawo - stwierdza.
- Najbardziej wnerwiające w tym wszystkim jest to, że ci, do których ja się zwracam, zupełnie tego nie czują. Większość posłów, większość ministrów nie mieszka w blokach. Ich ten problem nie dotyczy. Poza tym, oni zarabiają takie pieniądze, że w nosie mają czy zapłacą 5 złotych w tę czy w tamtą stronę. Ale jeżeli ktoś ma 500 złotych renty czy emerytury i ma zapłacić jeszcze za odpady sąsiada, to zaczyna mieć problem. Denerwuje mnie to, że nikt się z tym nie liczy - usłyszeliśmy.
Czy prezes próbował wejść w porozumienie z innymi spółdzielniami i razem interweniować w sprawie zmiany przepisów? - Większość moich kolegów niestety olała temat. Wliczyli te opłaty za śmieci do czynszu, co jest niezgodne z prawem. Tak zrobiło podejrzewam z 90 procent spółdzielni. To jest wygodniejsze - oznajmia.
- Powoli to interweniowanie i wysyłanie setek pism zaczyna przypominać walkę z wiatrakami. Dostałem odpowiedź od prezydenta Dudy. Jest najbardziej dyplomatyczna - dodaje po chwili.
„Chcielibyśmy wskazać, że zawarte w korespondencji sugestie, apele i propozycje - dotyczące m.in. obowiązujących regulacji prawnych - stanowią istotny materiał, który jest wnikliwie rozpatrywany przez właściwe komórki organizacyjne Kancelarii Prezydenta RP, a następnie - w miarę możliwości - uwzględniany w przyszłych pracach i działaniach Urzędu” - odpisał prezesowi Witold Trębicki z Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy.
Na pismo barcińskiej spółdzielni odpowiedziało też biuro posła Kornela Morawieckiego z PiS. -Poinformowano mnie, jakich aktów normatywnych dotyczyło moje wystąpienie. Odniosłem wrażenie, że osoba, która udzielała informacji w imieniu pana posła albo nie zapoznała się z treścią pisma, albo kompletnie nie odczytała intencji - oświadczył.
Wymiana korespondencji trwa. W ostatnim piśmie Tomasz Osieleniec z biura poselskiego napisał: „Rozumiem, że z uwagi na zmianę władzy, liczycie Państwo na inne spojrzenie w przedstawionej kwestii. Zwracam się z propozycją przedstawienia Waszego stanowiska, dotyczącego poprawienia istniejącego prawa”.
Do lokatorów niepłacących za śmieci prezes też wysyła pisma. Jak zajdzie potrzeba, spółdzielnia będzie sądziła się z nimi o zaległe opłaty. - Do upadłego będę włóczył się po sądach. Albo mnie zamkną, albo gdzieś wywiozą, aż dotrze do jakiegoś decydenta, że coś tu jest nie tak. Liczę na to, że po ostatnich wyborach skład osobowy na Wiejskiej zmienił się na tyle, że na te 460 posłów i 100 senatorów znajdą się chociaż dwie, trzy osoby, którym będzie chciało się zgłębić temat.
Szczęście nieco uśmiechnęło się do prezesa. W środę (24 lutego) poinformował, że tematem zainteresował się senator Jan Rulewski. - Kontaktowano się ze mną telefonicznie. W przyszłym tygodniu jestem umówiony na konsultacje - mówi prezes Popławski.