Jak uniknąć płacenia za parkowanie w centrum Rzeszowa?
Kierowcy szybko wymyślili sposób, jak nie płacić za parkowanie w Rzeszowie. Wystarczy postawić auto poza wyznaczonym do opłat miejscem. Chociaż to zabronione, robi tak setki osób.
- Odkąd w centrum stoją znaki wyznaczające płatne miejsca, przy ulicach znowu panuje bałagan. Kierowcy parkują auta tam, gdzie kontrolerzy Miejskiej Administracji Targowisk i Parkingów nie mogą karać za brak opłat. Dochodzi do sytuacji, że płatne miejsca stoją puste, a obok nich samochody blokują przejścia dla pieszych i skrzyżowania. Czy nikt tego nie widzi - pyta pan Maciej, kierowca z Nowego Miasta.
Strefa płatnego postoju działa w Rzeszowie od roku. Miasto zdecydowało się ją przywrócić po 12 latach przerwy. Powód? Rosnąca liczba samochodów i coraz większe problemy ze znalezieniem wolnego miejsca postojowego w centrum. Fachowcy, którzy zaprojektowali układ i zasięg płatnych parkingów przekonywali, że wprowadzenie opłat zwiększy rotację samochodów.
I nie pomylili się. Dzisiaj wolne miejsca w okolicy ratusza, Rynku, a także alei Cieplińskiego i Piłsudskiego można znaleźć w ciągu dnia bez trudu. Część kierowców przesiadła się do autobusów, co także było jednym z celów, jakie postawiono przed Rzeszowem w zamian za potężna dotację na wart ponad 400 mln zł program transportowy.
Jak wylicza MATiP, w ubiegłym roku kierowcy zapłacili za postój w centrum Rzeszowa już ponad 3 mln zł, a porządek udało się zaprowadzić. Jednak po oznakowaniu miejsc pojawił się problem, o którym pisze pan Maciej. Przykłady? Na ul. Kraszewskiego, na wysokości Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego samochody parkują na zakazie, chociaż obok wolnych, ale płatnych miejsc, jest pod dostatkiem. Samochody opanowały też chodnik przy skrzyżowaniu ul. Kraszewskiego i Lisa-Kuli.
- Szczytem bezczelności jest zachowanie kierowcy granatowego seata, który codziennie parkuje na chodniku, przy wejściu do miejskiego szaletu na placu Śreniawitów. Aby w to miejsce dojechać, musi przejechać po przejściu dla pieszych i ominąć donicę, którą postawiono na chodniku, aby nie wjeżdżały tu auta. W tym miejscu nie musi płacić za postój, więc codziennie oszczędza dobrych kilkanaście złotych - denerwuje się inny czytelnik.
Bez taryfy ulgowej
W ratuszu przekonują, że problem jest dobrze znany i w tej sprawie zostaną podjęte stanowcze działania. - Nie po to tworzyliśmy strefę postoju, aby w mieście panował bałagan. Skoro w niektórych miejscach postój jest zakazany, to po prostu stawiać samochodów tam nie wolno. Najczęściej dlatego, że te miejsca sąsiadują z przejściami dla pieszych i skrzyżowaniami. Zostawiając tu auto kierowca ogranicza widoczność i naraża innych na niebezpieczeństwo - mówi Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.
- Nasze działania w tej sprawie będą zdecydowane. Za takie zachowanie możemy dać od 50 do 500 zł mandatu i nawet 5 punktów karnych. W tej sytuacji chyba lepiej zapłacić kilka złotych za postój w dozwolonym miejscu - ostrzega Jadwiga Jabłońska, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Rzeszowie.