Jak rozmawiać z bliskimi o śmierci? Rozmowa z psycholog Katarzyną Stachnik
- Trzeba też pamiętać, że każdy z członków rodziny przeżywa własną żałobę i również potrzebuje wsparcia. Na początku żałoby nie powinno się pocieszać takimi słowami: „nie martw się”, „wszystko będzie dobrze”, bo to są najgorsze słowa, dlatego że tej osobie całe życie się zawaliło i nie czuje, że będzie lepiej - mówi psycholog Katarzyna Stachnik z Hospicjum Palium.
[spis_tresci][/spis_tresci]
Przygotowanie do śmierci i rozmowy z dziećmi
Czy da się w ogóle przygotować na śmierć bliskiej osoby?
Wszystko zależy od tego, jaki jest to rodzaj śmierci. Gdy jest to śmierć spodziewana, czyli gdy ktoś choruje lub dziecko rodzi się z wadami, to wówczas racjonalnie wiemy, że śmierć nadejdzie i teoretycznie jesteśmy w stanie się na to przygotować. Natomiast w praktyce nadzieja zawsze umiera ostatnia. W przypadku osób starszych to łatwiej nam przyjąć, że starsze pokolenie odchodzi, a młodsze zostaje, ale jeśli doszło do wypadku, zaginięcia, morderstwa, czy tzw. śmierci bezsensownej, gdy zdrowy człowiek żył i nagle zmarł, to wtedy zostajemy z myślą: „co by było, gdyby…”. Na to się nie przygotujemy.
Czy dzieciom powinniśmy mówić o śmierci?
Śmierć jest naturalną częścią cyklu życia. Każdy z nas, gdy zaczyna rozumieć funkcjonowanie świata, wie, że śmierć nastąpi. Widzimy, że kwiaty więdną, umiera nasz ukochany pupil, odchodzą bliscy. Natomiast pojęcie śmierci zmienia się wraz z wiekiem. Kilkuletnie dziecko nie rozumie, czym jest śmierć, ale widzi, że ktoś znika z jego otoczenia. Dlatego płacze, gdy mama idzie do pracy. Nie wie, czy ona wróci i jak długo jej nie ma. Dziecko starsze zaczyna rozumieć, że kogoś nie ma, bo przestał oddychać. Bo był przykładowo chory i poszedł do szpitala, ale nadal niezbyt wiele to dla niego znaczy. Dziecko w wieku 6-9 lat zaczyna bardzo wiele rzeczy brać do siebie. Myśli: „może tata umarł, bo byłem niegrzeczny?”. Dlatego błędem jest, gdy dorośli nie rozmawiają o śmierci z dziećmi. Robią to, bo myślą, że w ten sposób uchronią je od cierpienia i smutku, ale tak naprawdę pozostawiają dziecko z błędnym wyobrażeniami tego, co się wydarzyło.
[polecane]23982733[/polecane]
Jak w takim razie rozmawiać z dzieckiem o śmierci?
Odpowiednim na to czasem jest koniec przedszkola i początek podstawówki. Wtedy też pojawiają się u dziecka naturalna ciekawość funkcjonowaniem ciała człowieka, jak i lęki rozwojowe. Boi się utraty bliskiego, wyjazdu, zniknięcia, ciemności. Jeżeli na tym etapie choruje lub umiera ktoś bliski, to nie możemy dziecka od tego odsunąć. Nie oznacza to też, że mamy mu wszystko pokazać: ranę, higienę obłożnie chorego etc., ale dziecko musi mieć świadomość, że sytuacja jest poważna i dana osoba ciężko choruje. Dzieci często same okazują ciekawość. Zadają pytanie, o to, czy ktoś wyzdrowieje, czy umrze. Z doświadczenia wiem jednak, że boją się o to pytać bliskich i wolą zapytać nas – grupę terapeutów, psychologów. To wynika z faktu, że gdy pojawia się wydarzenie radosne, to cieszymy się z bliskimi, ale gdy jest smutne, to jesteśmy od tego odsuwani i w ten sposób uczymy się bezradności wobec trudnych sytuacji. Najważniejsze jest, aby przez ten okres przejść wspólnie. Nie odsuwać dziecka od siebie.
Jak śmierć wpływa na najmłodszych?
Dzieci nie znając kulturowych sposobów okazywania smutku, obserwują zachowanie bliskich. Jeśli widzą przykładowo ojca, który stracił żonę, a on kamufluje uczucia, nie chce okazywać smutku – bo chce zapewnić dziecku normalność – to wtedy dziecko też nie wie, jak się ma zachować i czuć. Jeśli zaś widzi dorosłego, który rozpacza, to dostrzega odwrócenie ról. Wcześniej takie dziecko było nauczone, że to osoba starsza jest od przytulania, pocieszania, wspierania. Dlatego ważna jest komunikacja. Można dziecku powiedzieć, że jest nam smutno, a łzy pokazują, jak bardzo nam na osobie zmarłej zależało, jak bardzo ją kochaliśmy.
[polecane]23930387[/polecane]
Dorosły musi wykazać się siłą, żeby udźwignąć własną żałobę, a jednocześnie to, co czuje dziecko.
Tak. Dzieci też nie zawsze pokazują to, jak przeżywają stratę. Oczywiście są smutne, płaczą, ale za chwilę mogą się bawić. Najczęściej jest tak, że dopiero, gdy dorosły wychodzi z własnej żałoby, to u dzieci rozpoczyna się przeżywanie straty. Przyjmuje się, że u dorosłej osoby żałoba trwa około roku, od daty śmierci do jej pierwszej rocznicy. A u dzieci zaczyna się mniej więcej pół roku od śmierci i trwać może około czterech lat. W tym czasie mogą wystąpić nie tylko identyfikowane ze stratą smutek, apatia itp., ale również zaburzenia zachowania, problemy z nauką, czego często rodzic nie identyfikuje jako przejaw utraty bliskiej osoby.
Pandemia COVID-19 i wojna w Ukrainie - wpływ na postrzeganie śmierci
Czy pandemia wpłynęła na to, jak spostrzegamy obecnie śmierć? Czy ona nam powszednieje?
Przede wszystkim, gdy rozpoczęła się pandemia, to byliśmy zasypywani informacjami na jej temat. Wszyscy żyli w lęku. Nasze poczucie bezpieczeństwa, które było zbudowane, z dnia na dzień zostało zburzone. Początkowo nie wiadomo było, jakie są objawy, kto jest narażony, jak wygląda śmierć etc. Później wprowadzono izolację, czyli odcięto nas od drugiego człowieka, od wzajemnego wsparcia. Następnie nastąpiła chwila oddechu, ale zagrożenie dalej nad nami wisiało. Teraz minęło prawie 2,5 roku i to już nam poniekąd spowszedniało. Nie czujemy już tego zagrożenia tak jak dawniej. To nie znaczy, że ludzie przestali umierać. Co więcej, pandemia w pewnym momencie „wykluczyła” inne rodzaje śmierci, które przecież nadal były. Inne choroby świata nie zniknęły, ale przestano o nich mówić. To wszystko na nas wpłynęło. Z jednej strony baliśmy się zarażenia, a z drugiej mieliśmy utrudniony dostęp do leczenia na inne schorzenia. Wytworzyła się niewiara, że może być dobrze i to też się udzieliło dzieciom. Wielokrotnie od nich słyszałam, że one chcą, aby rodzice wyłączyli w końcu telewizor, bo już nie chcą o tym słuchać.
[polecane]21532313[/polecane]
Teraz śmierć nabrała twarzy poległych Ukraińców. I widma wojny.
Pandemia jest już nam bliższa. Inaczej na nią reagujemy, chociaż jej piętno widoczne jest do dzisiaj. Doświadczenie post-pandemiczne wpłynęło zwłaszcza na dzieci, które mają większy problem, aby się komunikować, co jest efektem dłuższego okresu zatrzymania w domu, izolacji i siedzenia przed komputerem. Nagle po pandemii pojawiła się wojna – zagrożenie. Dzieci nie znają dobrze historii, nie rozumieją, czym jest wojna i skąd się bierze. Widzą uchodźców, słyszą obcy język, w przedszkolu pojawiają się nowe dzieci, które są wystraszone bądź nie. Dorośli natomiast, ci, którzy nie przeżyli wojny, znają ją dobrze z opowiadań zaś ich dziadkowie, pradziadkowie mają jej żywy obraz i silny lęk o to, że wojna wróci. Wszyscy też korzystamy z pamięci i traumy zbiorowej. To też na nas w tej sytuacji wpływa. Minęło jednak kilka miesięcy i temat też nam powoli spowszedniał. Z psychologicznego punktu po tych dwóch mocnych wydarzeniach jesteśmy bardziej narażeni na lęki i osłabieni psychicznie.
Gdy rodzic musi pochować własne dziecko...
Mówiliśmy o rozmowie z dzieckiem o śmierci. A co z osobami, które muszą przeżyć coś strasznego – śmierć własnego dziecka.
Niezależnie od wieku zmarłego dziecka, rodzic przez całe życie zmaga się z tą stratą. Po śmierci dziecka – bez znaczenia – kiedy dziecko umarło, zawsze występuje silne poczucie straty. Pojawiają się pytania bez odpowiedzi: „Co mogłem zrobić? Co, gdyby do tego nie doszło?”. One zadręczają człowieka. Pojawiają się szczególnie w dniu urodzin, śmierci, świąt. Inaczej też przeżywają żałobę osoby, które nie mają możliwości pochówku, bo dziecko zaginęło. Gdy nie ma ciała, które można pochować, wtedy też nie można w pełni zacząć żałoby.
[polecane]22676595[/polecane]
Jak wspierać najbliższych w żałobie?
Jak okazać wsparcie osobie w żałobie?
Jedni potrzebują się wykrzyczeć, mówić o stracie, inni pobyć w samotności. Nie ma reguły. Rodzina teoretycznie zna tę osobę i wie, czego potrzebuje. Być może jednak są to tylko przypuszczenia, co byłoby dla niej najlepsze. Trzeba też pamiętać, że każdy z członków rodziny przeżywa własną żałobę i również potrzebuje wsparcia. Na początku żałoby nie powinno się pocieszać takimi słowami: „nie martw się”, „wszystko będzie dobrze”, bo to są najgorsze słowa, dlatego że tej osobie całe życie się zawaliło i nie czuje, że będzie lepiej. Taka osoba potrzebuje bardziej gestów takich jak: przytulenia, otulenia kocem, przyniesienia zupy, pobycia razem lub dania przestrzeni do pobycia samemu, jeśli tak woli. Należy zachować dużo spokoju i cierpliwości w towarzyszeniu. Natomiast problemem nie jest to, że ludzie nie chcą pomóc, tylko to, że nie wiedząc jak to zrobić, izolują się lub mówią: „jak będziesz potrzebować pomocy, to zadzwoń, pomogę ci”. A osoba w żałobie, pogrążona w smutku nie zadzwoni i potem kiedy zaczyna odczuwać potrzebę obecności innych, może mieć poczucie, że została porzucona, że nikogo już obok niej nie ma. To zjawisko nie występuje na początkowym etapie, ale później, kiedy zaczyna się odbudowywać swój świat. A tych ludzi nie ma, bo czekają na telefon z sygnałem: „potrzebuję pomocy” lub unikają kontaktu ze względu na towarzyszący pogrążonemu w żałobie natłok „strasznych emocji”, dramatyzmu, rozpaczy. Ponieważ smutek można tylko wypłakać, nie ma innej drogi do budowania życia po stracie.
Czy osoby, którym zmarli bliscy są bardziej narażeni na depresję? Jakie czynności mogą jej przeciwdziałać?
Profilaktycznie się nie da. Ludzie, którzy są poddani silnemu stresowi - a takim niewątpliwie żałoba jest - są narażeni. Jeśli nie przeżyją odpowiednio emocji, to pojawią się dolegliwości fizykalne. Zjawisko utraty rodzica w dzieciństwie dożywotnio zwiększa ryzyko pojawienia się depresji. Co więcej, dotyczy to zwłaszcza utraty rodzica tej samej płci, a największe zagrożenie depresji występuje u chłopców, którzy tracą ojca. Dlatego ważna jest świadomość dorosłych i osób towarzyszących, żeby pomóc rodzinie i dzieciom przejść przez ten trudny okres.
[polecane]23954707[/polecane]
Czy wyrzuty sumienia związane z tym, że nie spędziło się wystarczająco dużo czasu, są czymś normalnym?
Tak. Zależą też od tego, jak często spędzało się czas, jak długo trwała choroba, jaki był jej przebieg, czy śmierć była nagła, czy nie. Im dłuższy czas na oswojenie się z sytuacją, tym wydaje się, że powinno być łatwiej, ale nie zawsze tak jest. Natomiast długość choroby też wpływa na to, że opiekunowie mogą być zmęczeni nowymi obowiązkami np. pielęgnacyjnymi, których musieliśmy się nauczyć i ciągłym poczuciem zagrożenia, myślą o nieuniknionym. Mogą pojawiać się wyrzuty sumienia, że kogoś się nie wzięło wcześniej do lekarza. Pamiętajmy jednak, że w przypadku osób dorosłych, które mogą o sobie decydować, to od nich zależy, czy pójdą do lekarza, czy będą się regularnie badać. Duży wpływ ma też to, jakie są relacje z chorym. Gdy umiera ktoś, z kim byliśmy w konflikcie, tak jest np. w rodzinach dysfunkcyjnych, to wcale nie oznacza, że łatwiej będzie się nam pogodzić ze stratą. Zostaje w nas wiele emocji, nie tylko związanych ze smutkiem, ale też choćby z gniewem. Najważniejsze, żeby mieć z kim o tym porozmawiać. Po czyjejś śmierci chcemy przeanalizować, to co się stało. Zrozumieć to. Na tym też polega praca psychologa, żeby w tym pomóc.
Gdzie można szukać wsparcia, gdy nie radzimy sobie ze śmiercią
Czy śmierć bliskiej osoby jest powodem, żeby skorzystać z pomocy terapeuty, psychologa?
Ludzie się boją psychologa i psychiatry. Boją się, że zostaną nacechowani, że mają zaburzenia psychiczne. Natomiast poszukanie pomocy u psychologa służy temu, żeby porozmawiać, o tym, co dana osoba przeżywa, nauczyć ją radzenia sobie z emocjami. W ciele i w umyśle wiele się dzieje. Każdy musi sobie z tym samemu poradzić, ale jeśli znajdziemy kogoś, kto nam będzie towarzyszył, wtedy będzie nam łatwiej. Bliscy czasami nie potrafią zrozumieć naszego bólu. Mówią: „przestań się mazać, minęły już 3 miesiące, funkcjonuj normalnie”, a przecież tego nie da się zrobić ot, tak. Psycholog ma wiedzę fachową, którą wykorzystuje do rozmowy, do zbudowania zaufania, przeprowadzenia przez trudny czas. Ludzi bliskich często też w kryzysie chronimy. Nie chcemy z nimi rozmawiać, o tym, co nas martwi, żeby ich nie niepokoić. W ten sposób można się zamknąć w sobie, pogrążyć w pustce i bezsensie funkcjonowania, a to doprowadza do myśli samobójczych. Wiele osób, które straciły bliską osobę, miewa takie stany z tęsknoty i to jest naturalne. Najtrudniejsze są daty takie jak: Wszystkich Świętych, pierwsze święta bez danej osoby, rocznice, urodziny… Każdy kolejny rok jest coraz łatwiejszy. Myślę, że poszukanie, wtedy fachowej pomocy jest ważne.
Czy może to być też grupa wsparcia?
Tak. Daje to możliwość spotkania osób, które potrafią podzielić się swoim doświadczeniem, powiedzieć: „przeżyłem, to co ty, wiem, co czujesz”. I wtedy ich słowa: „później będzie łatwiej” mają większą moc. Większą od tych, które wypowiada osoba bez takich doświadczeń. W grupach nawiązują się też przyjaźnie, następuje naturalny proces „zdrowienia”, powrotu od śmierci do życia. Nie wycinamy z pamięci osoby zmarłej. Jej odejście staje się ważnym momentem w naszym życiu, ale nie dominującym. Dla wielu ludzi motywacją jest też to, że wiedzą, czują, iż osoba zmarła nie chciałaby ich smutku. Matka wie, że jej zmarły syn nie powiedziałby: „jak umrę, to opłakuj mnie całymi dniami”, ale powiedziałby: „bądź szczęśliwa”. To powoduje, że ludzie się uśmiechają dla swoich zmarłych bliskich. Wytwarza się wtedy pewnego rodzaju symboliczne porozumienie.
CV: Katarzyna Stachnik – specjalistka psychologii klinicznej ze Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego. Hospicjum Palium w Poznaniu, certyfikowany psychoterapeuta systemowy psychoterapii indywidualnej, rodzinnej, superwizor Polskiego Towarzystwa Psychoonkologicznego, psychoonkolog i masażysta dźwiękiem wg metody Petera Hessa. Od kilkunastu lat pracuje z pacjentami chorymi na choroby somatyczne, jak i terapeutyczne. Zajmuje się terapią w momentach kryzysów życiowych, trudnych sytuacji, choroby, żałoby.