Jak Polacy podchodzą do koronawirusa? Psychologowie - to optymizm nierealistyczny. Zachorują wszyscy, tylko nie ja
Polacy podchodzą do koronawirusa, w znacznej mierze, z tzw. nierealistycznym optymizmem - mówi dr hab. Wojciech Kulesza, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS.
Czym jest nierealistyczny optymizm?
To jest przekonanie, że wszystko co złe zdarzy się moim kolegom, koleżankom, ale nie mnie. Dlatego on jest nierealistyczny - bo niemożliwe jest, byśmy byli lepsi, bardziej kuloodporni od innych ludzi. To podejście obserwujemy w wielu dziedzinach życia. Wykazano np., że bardzo wielu z nas uważa, że wypadek samochodowy może się zdarzyć innym, a nie nam, podobnie jest w przypadku potencjalnego zachorowania na raka, czy możliwych problemów alkoholem. To się, niestety, przekłada na społeczne zachowania. Ludzie kierujący się nierealistycznym optymizmem rzadziej chodzą np na badania medyczne, bo uważają, że nic im nie będzie dolegało i nie ma takiej potrzeby. Należy natomiast podkreślić, że nierealistyczny optymizm ma swoje przeciwieństwo - nierealistyczny pesymizm. Prof. Dariusz Doliński zbadał to zjawisko w latach 80 XX w., w czasie awarii elektrowni jądrowej w Czarnobylu, gdy nad Polską przemieszczała się radioaktywna chmura. Ludzie kierujący się nierealistycznym pesymizmem częściej zostawali w domach, zamykali okna, przyjmowali płyn Lugola, odmawiali spożywania warzyw i mleka, jako tych produktów, najmocniej wchłaniających promieniowanie. On powodował, że ludzie częściej stosowali się do rekomendacji zdrowotnych, tych które wydawały władze. W tym sensie dbali o swoje zdrowie i życie.
Badania, które pan przeprowadził wspólnie z prof. Dariuszem Dolińskim wskazują, że wśród Polaków, w stosunku do koronawirusa dominuje optymizm nierealistyczny.
Badanie prowadziliśmy wśród studentów, i to jeszcze zanim doszło w Polsce do wykrycia pierwszego przypadku zakażenia nowym patogenem, ale gdy na świecie trwała już epidemia, były ofiary. Oczywiście stwierdziliśmy nierealistyczny optymizm - wszyscy zachorują, tylko nie ja. Jednak w kolejnych etapach, gdy już zachorowania na covid19 mieliśmy, gdy wiadomo już było, że ta poważna choroba mocno nas dotknie w kraju. Jednak optymizm się utrzymał. Twierdzimy, że jest to bardzo niebezpieczne. Z innych badań wynika, że nierealistyczni optymiści nie będą się stosować do rekomendacji medycznych, nie będą dbać o mycie rąk, o zachowanie dystansu społecznego, bo nic im się przecież nie może stać. Nawet gdyby była szczepionka, skuteczne terapie, ludzie ci niekoniecznie chcieliby po nie sięgać.
Zastanawiam się, co pokazałyby podobne badania teraz, gdy mamy doświadczenia z tzw. lockdownu, informacje o kolejnych zakażeniach i ofiarach. Patrząc pod kątem liczby turystów nad morzem czy w górach, to optymizm przeważa.
Pracujemy nad kolejnymi projektami badawczymi w tym zakresie, także międzynarodowymi.
Analitycy służb specjalnych wskazywali, że mechanizm nieracjonalnego optymizmu może być wykorzystywany w propagandzie obcych państw, obserwujemy np. w mediach społecznościowych hasła, że "koronawirusa nie ma". Nieracjonalne zachowania społeczne mogą być na rękę zewnętrznym wywiadom.
Ja nie mam pojęcia, jak jest w tym przypadku z obcymi służbami. My się jednak sami tym napędzamy. Optymizm potrzebny jest w społeczeństwie z uwagi na gospodarkę. Mamy przykład komunikatów rządzących np. w USA, że mamy już wszystko za sobą, że będzie już tylko lepiej, a prezydent tego kraju Donald Trump ogłaszał, że będzie szczepionka do końca roku. Podobne komunikaty były i w Polsce. Z punktu widzenia ekonomii pompowanie optymizmu przez rządzących jest słuszne - obywatele pełni obaw nie pójdą do pracy, nie wydadzą pieniędzy. Tyle tylko, że my postulujemy nie optymizm, a realizm, gdy chodzi o zdrowie i życie. Coraz mniej w mediach informacji, że koronawirus jest groźny, zaraźliwy.
Mamy badania, są wnioski, co dalej? Czy można pozbyć się postawy nierealistycznego optymizmu i pesymizmu pozbyć, lub jego wpływ społeczny ograniczyć?
Nikt nie wie, czy da się to zrobić w kontekście koronawirusa, tego jeszcze nikt nie badał. To kwestia otwarta, jest jeszcze za wcześnie. Jednak w innych przypadkach udało się to zrobić, głównie poprzez uświadamianie ryzyka. My do tego nawołujemy. Bo jeśli nie będzie rządowego, nazwijmy to programu redukcji nierealistycznego optymizmu, to wpakujemy się na drugą falę koronawirusa, na własne życzenie. Właściwie już przestaliśmy słuchać zaleceń, nosić maseczki. Poważny stan epidemiczny będzie wówczas wynikał nie z powagi sytuacji a z naszej niefrasobliwości. Z doświadczenia wiadomo, że tym się kończy nierealistyczny optymizm.