Jak niedowidzący został... rzecznikiem? Sprawa Draweksu wraca do sądu
Sąd wznowił proces ws. wyłudzeń Draweksu. Świadek: - Zmusili mnie do „wzięcia pożyczki”.
- Ulotki, które roznosiliśmy, nie trafiały do osób, które trudniły się „budowlanką”. Zostawialiśmy je w przychodniach, przed urzędem pracy... Tam, gdzie są ludzie - mówił w czwartek w sądzie Robert K. Jest istotnym świadkiem w sprawie wyłudzenia przez firmę Drawex 5,3 mln zł z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Zdaniem śledczych dochodziło do tego od roku 2007 do 2014. W czwartek sąd wznowił proces (trzeba go było przerwać, bo jeden z oskarżonych trafił do szpitala), a Robert K. kontynuował wyjaśnienia, jak - z jego punktu widzenia - wyglądał proceder.
Gorzowianin ma w mózgu glejaka, który powoduje, że mężczyzna praktycznie nie widzi, a całe życie „czyta Braillem”. Do tego ma kłopoty ze słuchem. Dziewięć lat temu został zatrudniony przez Krzysztofa B., szefa Draweksu jako... rzecznik prasowy. Faktycznie mężczyzna głównie roznosił ulotki zachęcające do pracy w firmie oraz reklamujące schody. Pod sobą miał grupę kilkorga niepełnosprawnych (niektórzy mają problemy z poruszaniem się), którzy też roznosili ulotki. Niekiedy... 50 sztuk w miesiącu. Za to dostawali do 2 tys. zł, ale część tych pieniędzy - od 600 do 1 tys. zł - musieli oddawać poprzez Roberta K. szefowi firmy. Jak opowiadał mężczyzna, podobnych grup, czasem kilkudziesięcioosobowych, było kilka. Większość z tych osób była zatrudniona fikcyjnie.
W czwartek, 7 stycznia Robert K. poinformował sąd, że kilka lat temu Krzysztof B. zmusił go do podżyrowania dofinansowania z urzędu pracy (mężczyzna nazywa to pożyczką). Dane do dokumentów pracownice Draweksu wpisywały mimo jego sprzeciwu. 4 stycznia br. dostał w tej sprawie informujące pismo z pośredniaka. Urząd czeka na spłacenie ponad 25 tys. zł. Robert K. boi się, że urząd upomni się o zwrot też u niego.
Na ławie oskarżonych siedzą w sumie cztery osoby. Krzysztofowi B., który - według śledczych - był „mózgiem” całego procederu, grozi do ośmiu lat więzienia.
Po tym, gdy w 2014 roku sprawa wyłudzeń ujrzała światło dzienne, produkująca schody firma Drawex zmieniła swoją nazwę