Jak na jeden dzień zostałam strażakiem [reportaż, zdjęcia]
- Chcę napisać artykuł o waszej jednostce - powiedziałam do kolegi z OSP Raciążek. - Napiszesz świetny tekst, gdy zobaczysz na czym polega nasza służba - odpowiedział. I tak też się stało. Zamiast sukienki włożyłam strój bojowy.
Jednym z zadań było przecięcie drzwi. Nożyce z łatwością przecięły grube blachy auta, ale najpierw musiałam je unieśćJa nie dam rady, ja?! Pytałam sama siebie dzień przed spotkaniem z druhami z Ochotniczej Straży Pożarnej w Raciążku. Byłam przekonana, że to będzie dobra zabawa, że odpuszczą drobnej kobiecie.
Ale w straży nie ma taryfy ulgowej.
- Spóźniłaś się dziesięć minut. Do wypadku też się tak będziesz śpieszyć? Ktoś cię potrzebuje i nie możesz się spóźniać. Tu rzęs nie musisz tuszować i tak pot rozmaże ci makijaż - przywitał mnie druh Radomir Michalski, notabene mój kolega.
Tłumaczenia o światłach i korku nie pomogły. Gdy wyje syrena w straży, nie ma znaczenia, czy jest środek nocy, czy południe. Strażak wkłada pierwsze lepsze ciuchy i pędzi do strażnicy.
Na komórkę dostaje wiadomość SMS o miejscu zdarzenia i co się stało. Dosłownie w kilka sekund wskakuje w strój bojowy i pędzi na ratunek.
- Tu masz swoje ciuchy. Zobaczymy, jak szybko się ubierzesz - podaje mi pakunek Radomir.
Wyrobiłam się w kilka minut. Za długo! Druhowie pomogli mi włożyć rękawice. Na głowie miałam już biały hełm, spod którego wydostawały się moje długie loki.
- No nie! Moja droga pani redaktor. Kominiarka pod hełm, bo za chwilę mogą ci się włosy zająć od ognia - strofuje mnie ciągle druh. Przez chwilę pomyślałam, że nasza przyjaźń została wystawiona na próbę.
- Nie martw się, w straży działamy zespołowo. Wszyscy ci pomogą - pociesza mnie Adrian.
Wsiadamy do auta. Niemal 28 - letni renault jest jedynym wozem jednostki. Jedziemy na miejscowe boisko, gdzie druhowie przygotowali dla mnie „tor przeszkód”. Prawdziwy chrzest bojowy.
Z wysokiego auta strażacy wyskakują, zanim udaje mi się wygramolić ze środkowego siedzenia. Na boisku stoją dwa auta. Jedno płonie, z drugiego mam wydostać „rannego”. Niby nic, banalne zadanie. Pewna siebie podchodzę do nożyc hydraulicznych, które jeszcze przed chwilą jeden z druhów trzymał w jednej ręce. Nachylam się i... nie mogę podnieść! Ważą około 20 kilogramów.
Nożyce hydrauliczne „trochę” ważą, ale to inny ciężar niż hantle na siłowni. Zawzięłam się, żeby nie było wstydu, udało mi się je podnieść i podejść do samochodu.
- Tu zaznaczyliśmy ci miejsca, gdzie najlepiej będzie ci przeciąć blachę - Radomir pokazuje namalowane na karoserii farbą krzyżyki. Wiedziałam, że strażacy zlitują się nade mną i jakoś ułatwią mi zadanie. Choć w duszy przeklinałam firmę holmatro i pytałam: czemu te nożyce są takie ciężkie?! Trzeba przyznać, że samo cięcie jest bardzo proste. Słychać, jak metal pęka.
Chwila i jeden próg przecięty, ale drzwi ani drgną, nie chcą się otworzyć. Dostaję kolejne ciężkie narzędzie - rozpierak ramieniowy. Uśmiech znikł.
Olka daje radę, a ty?
- Uderz tu - pokazuje mi odpowiednie miejsce Radomir, który do straży trafił, gdy miał 17 lat. Jego tata był strażakiem, więc poszedł „w ślady”. - Kręć w ten sam sposób, zacznie rozpychać ci drzwi.
Uderzyć czymś tak ciężkim, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.- Olka daje radę, a ty nie - śmieje się mój „opiekun”. - Niestety, twój ranny już zmarł w samochodzie. Przez okno byś go nie wyjęła. Zbyt dużo czasu ci to zajmuje.
Myślałam, że to trwa chwilę, ale otworzenie zablokowanych drzwi nie było takie łatwe. Wspomniana przez Radomira Ola, to zaledwie 19 - letnia dziewczyna, która jak sama mówi, urodziła się „na gaśnicy”. W straży działał jej dziadek, a ona, gdy tylko skończyłam 12 lat, zapisała się do miejscowej OSP.
- W tamtym roku dostałam medal za pięciolecie działalności i wzorowego strażaka, a w podziale bojowym, czyli od zdania kursu, jestem już dwa lata - mówi Aleksandra Lewandowska.
Nie ma taryfy ulgowej
Ola to drobna dziewczyna. Ma 154 centymetry wzrostu i gdybym nie widziała jej w akcji, nigdy bym nie uwierzyła w opowieści chłopców. Że w straży nie ma taryfy ulgowej dla kobiet. Nawet podczas testów sprawnościowych musiała robić to, co mężczyźni i zmieścić się w tym czasie co panowie.
- Tu liczy się szybkość i działanie. Nieważne czy jesteś kobietą, czy mężczyzną, musisz działać, by pomóc innym - mówi krótko. - Najwięcej trudności sprawia mi to, że jestem taka malutka, a reszta jest wysoka i niestety nie wszystko daję radę zrobić. Dlatego czasem się przez to denerwuję, ale powtarzają mi wtedy, że tu się liczy wielkie serce do walki bez względu na wszystko i żeby się nie poddawać. Mam w „moich” chłopakach wielkie wsparcie.
Po kilku godzinach spędzonych wspólnie nie mogę powiedzieć tego samego.
Po rozcięciu auta musiałam ugasić inne. Panowie zaczęli wyjmować węże. Pomyślałam, że chwilę im to zajmie i będę mogła odpocząć. Na zewnątrz były 24 stopnie Celsjusza. W stroju bojowym można było się ugotować. Nie zdążyłam usiąść, a już wołali mnie do gaszenia pożaru. Kilka węży rozłożyli i podłączyli dosłownie w kilka sekund.
Jeden z druhów podpalił auto - czerwonego seata. Ogień był ogromny, ale odważnie wzięłam ciężki wąż w dłonie i dotarłam do samochodu. Dziwiłam się, po co stoi za mną Radomir, który trzyma wąż. Gdy nacisnęłam zawór i zaczęła lać się woda, wszystko zrozumiałam. Ciśnienie było tak duże, że gdybym nie stanęła pewnie na ziemi - fiknęłabym koziołka.
Po kilku rzutach wody pożar ugaszony. Dokładnie sprawdziliśmy, czy nigdzie nie pojawia się ogień. Wystarczył mały płomyk, by auto znów zaczęło się palić. Pod rozwalonymi siedzeniami, w plastyku jeszcze się tliło.
- Teraz odkręć zawór i polej troszkę tutaj - Radomir pokazuje mi fragment boiska. Wiedziałam, co mnie czeka. Panowie podkręcili ciśnienie. Mocno stanęłam na nogach i wykonałam polecenie. Udało się !
Chcesz ją zabić?!
Na chwilę zdjęłam hełm. Wiedziałam, że na koniec będę musiała przebiec z nielekkim aparatem ochrony dróg oddechowych na plecach kilkanaście metrów.
- Chcesz ją zabić?! - powiedział do Radomira druh Andrzej Dębski. - Jest upał, a ty każesz jej biec z aparatem na plecach?
I tu panowie się mylili. Co to jest dla kobiety? Każdego dnia na trzecie piętro muszę wnosić ciężkie torby z zakupami, laptopa i aparat fotograficzny z obiektywem i niezbędnym sprzętem, trzymając przy uchu telefon komórkowy i odpowiadając na pytania Czytelnika.
Z aparatem na plecach, maską na twarzy, w pełnym umundurowaniu pobiegłam kilka metrów i wróciłam do wozu.
- Dałaś radę, brawo! - pierwsze miłe słowa, które powiedział mi druh Michalski. - Czy wiesz teraz, na czym polega nasza służba? Na resztę pytań dotyczących jednostki odpowie ci Piotr Borowski, który jest naszym naczelnikiem.
Wystarczy uśmiech
Jak ciężka to praca nikt nie musi mnie przekonywać. Wiem też, że nie zawsze jest doceniana.
- Wystarczyłby uśmiech drugiej osoby, czy podanie szklanki wody podczas akcji - mówi jeden z druhów. - A teraz ludzie tylko krzyczą, że nic nie potrafimy, choć sami, zamiast nie przeszkadzać - kręcą się i nagrywają akcje telefonami komórkowymi.
Dla Oli nie ma sytuacji bez wyjścia. Najwięcej satysfakcji daje jej to, że może komuś pomóc. W tym roku pisała maturę. Od października chce studiować i w przyszłości zostać albo ratownikiem medycznym, albo zawodowym strażakiem.
- To moja pasja i sposób na życie. Nie liczy się to, że jestem niska. Podczas akcji nikt na to nie zwróci uwagi, trzeba sprawnie działać, by ratować czyjeś zdrowie i nierzadko życie - wyjaśniła dzielna druhna.
Obecność kobiet, jak mówią panowie, trochę uspokaja towarzystwo. Druhowie pilnują słownictwa, a i sprzęt oraz wóz jest czystszy, bo dokładnie wszystko sprawdzi kobiece oko.
W OSP Raciążek działa około 80 druhów. Połowa z nich to czynni członkowie. Od 2011 roku należą do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Podczas corocznych wojewódzkich Manewrów Ratowniczych, które odbywają się w Ciechocinku, zajmują miejsce na podium.
To jedna z prężniej działających jednostek w powiecie aleksandrowskim. Takich jest wiele w całej Polsce. Na terenie województwa kujawsko - pomorskiego zarejestrowanych jest w sądach 886 ochotniczych straży pożarnych. Większość z ponad 26 tysięcy członków OSP to mężczyźni.
Choć było mi ciężko i zadania nie były łatwe, czułam się bardzo bezpieczna. Wiedziałam, że mam wsparcie, w końcu straż to jedna drużyna. Po zdjęciu kurtki i hełmu odetchnęłam z ulgą. Wracam do sukienki i za chwilę, zamiast ciężkiego rozpieraka będę trzymać swój długopis. Muszę przyznać, że po tych ćwiczeniach nawet mój aparat foto zrobił się lżejszy.