Jak Milik po stadionie oprowadzał
Mateusz z Rydułtów z kolegą objechali Europę i odwiedzili najpopularniejsze kluby piłkarskie. Wszystko po to, aby zebrać koszulki, przeznaczyć je na licytację i pomóc ciężko chorującym.
Barcelona, Turyn, Paryż, Amsterdam, Monachium... Wielu z nas w trakcie całego swojego życia nie będzie pewnie w stanie odwiedzić tych wszystkich miejsc. Mateusz Obiegała z Rydułtów zrobił to w ciągu trzech tygodni, podróżując niepozornym renault twingo. Nie była to zwykła wycieczka. Odwiedzając wielkie europejskie kluby, przywożąc od nich koszulki i sprzedając je podczas licytacji, chce pomóc ciężko chorującym.
Odwiedzili FC_Barcelonę, Bayern Monachium...
Mateusz Obiegała w podróż pod nazwą „Droga po życie” wyruszył z Mariuszem Kaczmarczykiem, który chciał pomóc swojemu koledze Przemkowi, chorującemu na stwardnienie rozsiane. Z czasem wsparciem postanowiono objąć też Wiktorię cierpiącą na raka kości oraz Maję z rakiem mózgu. - Tak naprawdę dołączyłem do akcji, bo chciałem pomóc. Sam dużo wcześniej trochę podróżowałem po Europie i miałem jakieś doświadczenie - mówi 23-latek z Rydułtów.
W trasę wyruszyli renault twingo, który często był nie tylko środkiem lokomocji, ale ich domem. To w aucie spędzali większość czasu. - Niby takie małe auto, a dwóch dorosłych facetów potrafiło się w nim wyspać - śmieją się uczestnicy wyprawy.
W sumie samochodem pokonali 8,5 tysiąca kilometrów, odwiedzili 8 krajów, a przy tym kilkanaście wielkich piłkarskich klubów. Wśród nich był Juventus Turyn.
- Nie udało nam się dotrzeć do piłkarzy. Ale za to udało nam się spotkać z współwłaścicielem klubowego muzeum. Długo z nami rozmawiał. Bez problemu podarował nam koszulkę Arturo Vidala z autografem - mówi Mateusz. Z Włochami wiąże się jeszcze inna ciekawostka. _- Poruszanie się samochodem po tym kraju jest dosyć specyficzne. W_takim Mediolanie to nikt nie wrzuca kierunkowskazów. Trochę jest taka dzika jazda. Jednak samochodu nie przerysowaliśmy - tłumaczy Mateusz Obiegała.
Jak wspominają, trasa nie była łatwa. Wyprawę musieli zmieścić w trzech tygodniach i czasu nie było wiele, aby odwiedzić wszystkie zaplanowane miejsca. - Twingo było mocno żyłowane na trasie - dodają.
Samochód nie był największym problemem. W nawigacji nie mieli map i po miastach musieli poruszać się, wypytując okolicznych mieszkańców. Po Turynie odwiedzili m.in. FC Barcelonę, Valencię, Real Madryt i Athletico Madryt. - Nie wszędzie od razu udało się uzyskać koszulkę. Z wieloma klubami jest w kontakcie. Na przykład kilka dni temu dotarła do nas kurierem koszulka FC_Barcelony z autografami - cieszy się 23- latek z Rydułtów. Podobnych paczek trafia do Polski z klubów coraz więcej.
Profesjonalne kluby piłkarskie to wielkie korporacje. To był też problem. Nie wszędzie udawało się coś wskórać od razu. Na szczęście były miejsca, gdzie przyjmowano ich z otwartymi rękoma. Tak było chociażby w Amsterdamie.
Strzelił Niemcom, a teraz oprowadzał po stadionie
Na wysokości zadania stanął Arkadiusz Milik, były zawodnik Górnika Zabrze, obecnie Ajaxu Amsterdam.
Po treningu wyszedł do zmęczonych podróżą rodaków i postanowił ich oprowadzić po Amsterdam Arenie. Nie tylko oprowadził ich po wszystkich zakamarkach legendarnego stadionu, ale też z Mateuszem i Mariuszem przeszli się po płycie stadionu. - Naprawdę bardzo fajny z niego chłopak. Bardzo zainteresował się naszą akcją, wypytywał o nią. Nie tylko pozował z nami do zdjęcia. Nagrywał nam filmy i robił też fotki, jak prawdziwy fotoreporter. Nie było czuć żadnego dystansu. Superwrażenie - wspomina Mateusz. Na koniec Arkadiusz Milik zaprosił podróżników jeszcze raz do Amsterdamu na jedno ze spotkań.
W Holandii nasi podróżnicy odwiedzili jeszcze Feyenoord Rotterdam oraz PSV Eindhoven. Później ruszyli dalej w drogę. Na trasie spotkali jeszcze jednego reprezentanta Polski - Pawła Olkowskiego. Również okazał się bardzo gościnny. Zaprosił członków wyprawy do siebie na śniadanie i obiad. W przyszłości - na któryś z meczów.
W Niemczech bardzo gościnnie przyjął ich też Bayern Monachium, który niemal od razu dołączył się do akcji i podarował koszulki na licytację. Wielu przedstawicieli klubów było zszokowanych poświęceniem i determinacją podróżników. Stąd też pozytywne ich przyjęcie w wielu miejscach.
W łóżkach spędzili zaledwie kilka nocy. Poza tym spali w aucie. - Wiadomo, nie było prysznica i wygód, ale za to jakie widoki o poranku. W Nicei potrafili przejechać 100 km, aby znaleźć odpowiednie miejsce. - Poranny widok na Lazurowe Wybrzeże był bezcenny - zaznacza Mateusz.
W najbliższym czasie wszystkie koszulki i gadżety zostaną zlicytowane na rzecz chorych. - Nie tylko o pieniądze chodzi. Chcieliśmy pokazać, że jesteśmy z chorującymi i myślimy o nich oraz ich rodzinach - tłumaczą członkowie akcji.
Licytacje, a także dalsze losy członków wyprawy można śledzić na profilu „Droga po życie” (portal Facebook). Jeżeli chcecie pomóc chorującym, to tam również znajdziecie potrzebne informacje, w jaki sposób można to zrobić.
Mateusz i Mariusz zapowiadają, że to nie ostatnia tego typu wyprawa charytatywna. W tym celu zamierzają założyć fundację. Kolejny cel podróży? Prawdopodobnie Anglia