Jak Chełmża zagrała w „Belfrze” i zmieniła się tak bardzo, że trudno ją poznać
Jest szansa, że dzięki nowemu polskiemu serialowi z Chełmży zostanie zdjęta klątwa zapyziałego, smutnego miasteczka. Chełmża w „Belfrze” hipnotyzuje, zaurocza i wciąga w mroczną tajemnicę.
Gdy śmierć młodej dziewczyny wstrząsa lokalną społecznością, całe miasteczko zostaje postawione na nogi. W tym samym czasie w Dobrowicach zjawia się Paweł Zawadzki. Od razu wzbudza ciekawość, zwłaszcza że nie jest skory do zwierzeń. Dlaczego nauczyciel z renomowanej warszawskiej szkoły podejmuje pracę na prowincji? Do ostatniego odcinka serialu mamy się nie dowiedzieć. Podobnie jak nie dowiemy się szybko, kto zabił piękną, świetnie uczącą się nastolatkę. Paweł (gra go Maciej Stuhr) rozpoczyna własne śledztwo. I w ten sposób poznaje charaktery mieszkańców, z których rzadko kto nie ma nic na sumieniu. Chociaż wszyscy się tu znają i wiedzą o sobie wszystko, Pawłowi nikt nic nie powie. Belfer zostaje sam. Nie tylko ze swoimi „demonami” z przeszłości, ale już teraz z nowymi, które pochodzą od jego podopiecznych i ich rodziców. Wszedł bowiem w orbitę od dawna ułożonej rzeczywistości, gdzie uczciwość i prawdomówność mieszkańców uznających się za normalnych ludzi, pozostawia wiele do życzenia.
- Serial będzie do końca niespodzianką - zapowiada widzom Maciej Stuhr i twierdzi, że nawet aktorzy grający w filmie nie mieli pojęcia, kto okaże się mordercą. - Dopiero podczas kręcenia ostatniego odcinka wszystko wyszło na jaw. Była to więc i dla nas wielka przygoda. Na ekranie świetnie radzą sobie aktorzy młodego pokolenia. Zobaczymy m.in. Józefa Pawłowskiego, który wciela się w Maćka - chłopaka zabitej nastolatki. Czerpałem gigantyczną przyjemność ze zgadywania, kto zabił. Robiliśmy nawet zakłady. Większość strzałów była ślepa.
Rolę filmowych Dobrowic gra Chełmża, Kwidzyn (m.in. Szkoła Podstawowa nr 5), Chełmno, Warszawa (m.in. Szpital Kliniczny Dzieciątka Jezus), Kampinoski Park Narodowy i Wilanów. Dlaczego Chełmża? Co jest takiego w tym niespełna 16-tysięcznym miasteczku, co sprawiło, że producenci serialu właśnie w nie postanowili tchnąć filmowe życie?
No właśnie nic. Tu się nic nie dzieje, a mieszkańcy nabierają wody w usta, gdy trzeba się za czymś opowiedzieć. Może właśnie dlatego serial „Belfer” może tu zaistnieć?
- zastanawia się Kamila Kłosowska, uczennica jednej z chełmżyńskich szkół.
W Chełmży, tak jak w tym filmie, wszyscy się znają, ale nikt nic nie wie. Policja robi, co uważa za słuszne, ale nie każdemu się to podoba, tylko że nikt się nie sprzeciwi, bo łatwiej szeptać za plecami. To taka mentalność: lepiej się nie wychylać i robić swoje, ale to swoje, to jest przeciętne życie, które za bardzo nie nadaje się do filmu. Chyba trochę się dziwię, że twórcy uznali inaczej. A może właśnie jest wręcz przeciwnie? Może wyrafinowana przeciętność ma dar hipnotyzowania? Zwłaszcza tych, którzy zasiadają przed telewizorami i również nie uważają się za wybrańców losu?
Chełmża bardzo estetyczna
- Jestem zachwycony tym serialem - cieszy się Bartek Kolczyński, na co dzień pracuje w Toruniu w jednej z prywatnych firm. - Żyję zwyczajnie: praca - dom. W Chełmży tylko latem jest trochę inaczej, bo przyjeżdżają turyści i można pokąpać się w jeziorze. Ale pozostała część roku, to smętne snucie się po kątach, karty, gry komputerowe, czasem impreza z przyjaciółmi. Obejrzałem trzy odcinki „Belfra” i bardzo mnie wciągnął. Przez tę tajemnicę. Wszystko w tym filmie jest takie zwyczajne, ludzie, meble, problemy, ale jednak gdzieś czai się „zły”, gdzieś jest podszept tajemnicy, a mimo to nic specjalnego się jeszcze nie dzieje. No i Chełmża w tym filmie jest jakaś bardziej estetyczna, przytulna, taka, jak byśmy chcieli, aby była, bez dziadostwa w bramach i odrapanych tynków.
I rzeczywiście, Chełmża w filmie jest urokliwą otuliną, pełną wysublimowanej XIX-wiecznej architektury, a odrapane tynki nie uderzają w oczy tak, jak to jest naprawdę, gdy przejdziemy się po chełmżyńskim rynku.
Chełmża ma też coś wyjątkowego. Jesteśmy jednym z nielicznych miast w Polsce, które mają jezioro w centrum miasta. W filmie nie widzę podobieństw do naszego miasteczka. Moim zdaniem władza policji nie jest nadużywana tak, jak to się dzieje w „Belfrze”. Ale miło jest zobaczyć własne miasto w telewizji, chciałbym, aby to nam pomogło w promocji, przyciągnęło więcej turystów, bo Chełmża pięknieje z każdym rokiem
- twierdzi pan Adrian, który pracuje w punkcie sprzedaży dostępu do telewizji satelitarnej.
Maciej Stuhr uważa, że serial kryminalny, w którym zagrał główną rolę, bardzo dobrze podpatruje życie.
- Gdy zaczynałem, dla młodych aktorów gra w serialu była synonimem obciachu - mówi. - Teraz to się zmienia. Ten gatunek cieszy się coraz większą popularnością, ale też jest coraz lepszej jakości. „Belfer” jest właśnie takim serialem, który pokazuje życie na prowincji w całej jego różnorodności. Zastanawiałem się, czy uda mi się zagrać rolę w filmie, w którym nie zdołam się ani razu uśmiechnąć. Takich bohaterów, obserwatorów, którzy są w stanie coś przewidzieć - dobrze się gra. Zawsze chciałem zagrać taką rolę.
Każdy by chciał, a ma - co jest
- A ja tam nie mam złudzeń - macha ręką pani Anna, która pracuje w sklepie spożywczym na rynku. Nie chce podawać nazwiska, nie zgadza się też na fotografowanie, bo boi się gniewu tych, którzy znajdują ujście energii w łobuzerii. - Tu nic nie ma, nic! Ludzie są biedni, myślą tylko, jak stąd uciec, ale nie uciekają, trwają. Nie wiem, dlaczego. Może myślą, że gdzie indziej jest tak samo?
Bzdura! Pracy jest dużo - w cukierni, w papierni, ale ludzie nie chcą pracować. Wolą dostać zasiłek, teraz jest 500 plus, a i tak wiele dzieci biega zaniedbanych. Patologia jakoś u nas ma się dobrze. To jest nawet fenomen, że nie znika, mimo wielu prób jej ograniczania. I nie jest wynikiem braku pracy, chyba że wynikiem nie takiej pracy, jakiej ktoś się spodziewa. To tak. Każdy by chciał Bóg wie co, a ma - co jest
- mówi pani Kinga, która pracuje w sklepie z odzieżą.
Czy do oglądania „Belfra” trzeba znać historię Chełmży, problemy jej mieszkańców, albo w jakiś inny sposób być przygotowanym? Jakub Żulczyk, jeden z twórców scenariusza uważa, że jest to film dla każdego, kto lubi dobrze opowiedziane historie.
- Przygotowanym to trzeba być na Antonioniego, wczesnego Bergmana albo na irański film, w którym facet przez trzy godziny patrzy na kozę - tłumaczył Wojciechowi Krzyżaniakowi (Gazeta Wyborcza, 13.07.2015). - Kino i serial gatunkowy, a ten jest gatunkowy, polega na tym, że siadasz i oglądasz. Jeśli kryminału nikt nie chce czytać albo oglądać, to znaczy, że to nie widz był niegotowy, ale autor.
Damian Kmita, 17-letni gimnazjalista, którego zastaliśmy podczas łowienia ryb nad jeziorem, wspomina, jak twórcy filmu pojawili się w mieście i narobili ochoty na oglądanie serialu.
- Widziałem latem ekipę na planie zdjęciowym - przypomina sobie. - To ożywiło miasto, na pewno, ale szczerze mówiąc, wolę łowić ryby i pogadać z ludźmi, niż siedzieć przed telewizorem. Ludzie mówią, że to dobry serial, wciągający, no i Chełmża jest w nim ładna. To dobrze, bo tu jest pięknie. Jezioro zadbane, można łódki wypożyczyć, stare kamienice coraz częściej są remontowane. Ja bym chciał, żeby ludziom się nasze miasto podobało i jeśli zmieni to ten serial, to czemu nie, niech tak będzie.
Ludzie chcą ładności
- No, ja własnego miasta nie poznałam! - łapie się za głowę Teresa Lubartowska, emerytka. - Piękne te uliczki, kamieniczki, kwiaty, ganki, ludzie lepiej ubrani. Mnie się to podoba, bo w polskich filmach to za dużo tego brudu, brzydoty, obskurności. A człowiek chce do światła, do ładności, dość ma na co dzień parszywych widoków. A to, co robi w filmie policja, to i u nas by się znalazło parę niechlubnych przykładów. O tym nie będę mówić, bo zły to ptak, co własne gniazdo kala. Sami musimy się z tym rozprawić.
- Bez policji, to by to wszystko już dawno na pysk padło - twierdzi pani Jadwiga, ostatni rok pracuje w sklepie, a później emerytura. - Co z tego, że słyszy pani, że chłopaka policja wywiozła 10 km poza miasto i kazali mu iść z buta do domu. Albo że legitymują z piwem w ręku? Chłopaki potrzebują silnej ręki mężczyzn, a jak ojca w domu nie ma, to w zastępstwie jest władza. Inaczej by się nad sobą rozczulali, zmiękliby i zbabieli, i jaka by chciała takiego za męża czy życiowego partnera, czy jak się to teraz nazywa?
Pawła Zagórskiego, licealistę, w serialu ujęło to, że nie ma problemów z dźwiękiem.
To dobrze zapowiadający się polski serial. Nastawiałem się na następnego gniota, ale jestem pozytywnie zaskoczony. Intryga wciąga, bałem się, że wzorem amerykańskich filmów będzie kręcenie z ręki. I o Chełmży mówią dobrze, a do tej pory mówili o nas źle. Zwłaszcza na forach internetowych, gdzie piszą frustraci i opisują swoją rzeczywistość, poobijanych przez życie
- ocenia Paweł Zagórski.
Studentki Klaudia i Kamila doceniają w „Belfrze” sposób, w jaki główny bohater traktuje uczniów.
- Każdy by chciał mieć takiego nauczyciela - mówią zgodnie. - Ten serial ma też walor edukacyjny, może wpłynąć i na młodzież, i na nauczycieli, aby zmienili podejście do siebie nawzajem, aby się słuchali, a nie „wiedzieli swoje”.
Joanna Rutkowska pracuje w tutejszej blibliotece i pamięta wizyty ekipy filmowej.
- Mówili, że Chełmża to takie melancholijne miasteczko, doskonale nadające się do tego serialu - śmieje się pani Joanna. - Może i melancholijne, ale w filmie odmalowane wyjątkowo, barwnie, z ciekawymi ludźmi. Tacy jesteśmy, tylko nie wszyscy o tym dotychczas wiedzieli. Dużo podróżuję po Polsce i nie tylko, i nie uważam, byśmy byli jacyś specyficzni. Po studiach wróciłam do Chełmży, bo lubię tę atmosferę miasteczka, gdzie jest wszędzie blisko. I do ludzi i do miejsc. Ale to ludzie tworzą tę atmosferę i za nią odpowiadają. Nie ma co zwalać winy na innych, gdy coś nam się nie podoba.
Wioleta Derkowska, chełmżanka od kilku pokoleń zastanawia się, co miał na myśli ktoś, kto powiedział kiedyś, że „Chełmża to stan umysłu”.
- Po pierwsze, to głupie stwierdzenie i może oznaczać wszystko - oburza się. - Widocznie ten ktoś nie chciał widzieć walorów Chełmży, a wady społeczności, czyli sposób rozumowania, myślenia, zachowania. Kocham Chełmżę za walory turystyczne - mamy katedrę, jedną z najpiękniejszych w Polsce. Za zaangażowanie mieszkańców, którzy piszą książki o mieście i nie tylko: Mirosława Sędzikowska, Dariusz Łubkowski, Dariusz Meller, Marcin Seroczyński. Tu nie ma obcych. W dużych miastach niekiedy nie znasz sąsiada, który mieszka obok. Tutaj - łatwiej o znajomości, przyjaźnie, nawiązywanie kontaktów.
I o taki klimat twórcom serialu chodziło. Bo Polska to nie duże miasta, ale małe miasteczka i wsie - jak powiedział kiedyś słusznie socjolog prof. Edmund Wnuk-Lipiński. To wyczulenie na małe miejscowości było obecne w twórczości profesora i w tę stronę zmierzają seriale, które cieszą się coraz większą oglądalnością. Niewykluczone, że wkrótce „Belfer”, poprzez nowe środku wyrazu i ciekawą intrygę, będzie równie popularny jak „Ranczo”.
- Ja jestem fanką tego serialu, bo pokazuje prawdę o naszych mrocznych zakamarkach duszy, ale za to w otoczeniu, w jakim chcielibyśmy się ze sobą zmagać - mówi Beata Naworska, socjolożka, która wyjechała z Chełmży do większego miasta, ale zapewnia, że zawsze będzie tęsknić.