Jadwiga Staniszkis (1942-2024). Rozbudziła ambicje Polaków
Jadwiga Staniszkis zmarła tuż przed swoimi 82. urodzinami. Ale Jej wkład w polskie życie publiczne będzie bardzo aktualny przez długie lata
Wszystko zaczynało się od telefonu - już on dowodził jak nietuzinkową, jak niepodrabialną osobą była Jadwiga Staniszkis. Profesor nie korzystała z komórek. Nie używała meji, nie mówiąc już o nowoczesnych komunikatorach typu Messenger, FaceTime, WhatsApp i tym podobne. Nie miała też stałego biura, gdzie porządku pilnowałaby sekretarka czy asystent. Nic z tych rzeczy. Oznaczało to, że skontaktować się z nią można było jedynie przez telefon stacjonarny, znajdujący się w jej domu w Podkowie Leśnej. Teoretycznie był też numer w pracy w PAN, ale dzwonienie na niego właściwie nigdy nie miało sensu - system przełączania się między numerami wewnętrznymi świetnie by się sprawdził jako wizualizacja „Procesu” Kafki, tym bardziej, że na jego końcu i tak nigdy nie było osoby, do której próbowałem się dodzwonić. Tylko stacjonarny w Podkowie.
Wbrew pozorom nie była to misja niemożliwa. Tylko trzeba było mieć czas. Trzeba było przyzwyczaić się do niepodrabialnej osobowości Pani Profesor. Do Jej przyzwyczajeń. Nawyków. Stylu pracy. Wymagało to wysiłku, cierpliwości - ale na końcu była premia: możliwość rozmowy z Nią. Po pierwszych kilku razach zresztą okazywało się, że złapać ją - gdy zna się jej styl pracy - wcale nie jest tak trudno. Można się z Nią umówić, porozmawiać, albo przez telefon, albo spotkać osobiście - choć to zwykle wymagało krążenia po całej w Warszawie w poszukiwaniu Jej, bo zawsze miała wcześniej jakieś spotkanie, wykład czy wywiad i trzeba było Ją znaleźć. Lubiła się także spotykać w kawiarniach na Dworcu Centralnym. Wygodnie, bo w centrum - ale też popularne miejsce, rozmowy bywały trudne, bo regularnie ktoś Panią Profesor zaczepiał, by z nią pogadać, a Ona miała dużo cierpliwości do tego typu pogawędek.
Gdy usłyszałem o śmierci Staniszkis, odruchowo zacząłem szukać mojej ostatniej z Nią rozmowy. Wstukałem Jej nazwisko w wyszukiwarkę w mojej skrzynce mejlowej i aż mnie to uderzyło. Ona była w niej wszędzie. A przecież nie miała mejla. Ale też co chwila Jej nazwisko powracało: a to przy planowaniu gazety, a to na kolegiach, wreszcie w różnego rodzaju formatach, które w redakcji realizowaliśmy. Najczęściej wywiady, ale zdarzały się też okazjonalne teksty, udziały w debatach, różnego rodzaju panelach dyskusyjnych. W każdym z tych formatów Staniszkis świetnie się odnajdowała. Więcej - Ona każdego z tych formatów była gwiazdą absolutną, w każdym Jej niezwykła osobowość przykuwała uwagę, przyciągała. Bez względu na to, czy to byli przypadkowi przechodnie gdzieś w tunelach Centralnego, czy tłumnie wypełniona elitą intelektualną i polityczną arena panelu dyskusyjnego - wszędzie to Jadwiga Staniszkis była najważniejsza. Nie musiała się nawet o to starać. Wystarczyło Jej być sobą.
Jako dziennikarz współpracowałem z Panią Profesor ponad 20 lat. Do dziś pamiętam moją pierwszą z Nią rozmowę. Gdzieś w 2002 czy w 2003 r., gdy pisałem tekst o George’u W. Bushu i coś mnie podkusiło, by do Niej zadzwonić z prośbą o komentarz. Oczywiście, okazało się, że świetnie się zna na amerykańskiej polityce i zrobiła mi dłuższy wywód o protestanckim etosie pasażerów „Mayflower”, którzy jako pierwsi dotarli do Ameryki i jak ten etos później ukształtował Stany Zjednoczone. Nie będę oszukiwać - prawie nic z tego, co do mnie przez jakieś 20 minut mówiła, nie zrozumiałem. Jej komentarz był na tak wysokim poziomie abstrakcji, że po rozmowie telefonicznej głowa mi parowała, musiałem się zbierać w sobie kolejne pół godziny. Ale jakiś cytat z Niej wynotowałem, Ona mi go autoryzowała, poszedł w gazecie. I tak się zaczęła moja seria regularnych rozmów z Nią. Szybko nauczyłem się Jej numeru stacjonarnego na pamięć. Zresztą do dziś go pamiętam, choć ostatni raz wybrałem go kilka lat temu. Staniszkis od kilku lat chorowała, wycofała się z życia publicznego. Nie miała też zwyczaju łączyć rozmów zawodowych z prywatnymi. To cecha charakterystyczna Jej pokolenia. Choć spędziłem na rozmowach z Nią pewnie łącznie kilka dni, to mało wiedziałem o Niej jako osobie. Pod tym względem bardzo podobna była do Ludwika Dorna. Oboje byli socjologami z wielkimi zasługami dla Polski z lat opozycji antykomunistycznej, a także okresu postkomunistycznej transformacji. Z obojgiem rozmawiałem bardzo często przez wiele lat. Oboje bardzo dużo i chętnie rozmawiali o tematach związanych z życiem publicznym. I oboje niemal jak nożem ucinali wszelkie wątki prywatne - nawet wtedy, gdy już wiadomo było, że z Ich zdrowiem nie jest najlepiej. Pokolenie wojenne i tuż powojenne powstało jednak z innej gliny niż milenialsi czy „zetki”. Byli wymagających wobec innych, ale przede wszystkim byli wymagający wobec siebie. Zawsze to robiło na mnie - człowieku o kilkadziesiąt lat od Nich młodszym - ogromne wrażenie.
Ale też nie mam zamiaru sprowadzić wspomnienia o Jadwidze Staniszkis do garści mniej lub bardziej udanych anegdot - bo też byłoby to nieuczciwe wobec Niej, wobec Jej dorobku intelektualnego. Ona miała ogromny wpływ na polskie życie publiczne przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Owszem, nie miała ręki do wskazań personalnych. Zawsze lubiła w licznych wywiadach mówić o kimś ciepło, wskazywać go jako człowieka, który coś wniesie do polskiej polityki - i bardzo często te wskazania okazywały się błędne. Ale też od osoby o tym kalibrze intelektualnym jak Pani Profesor nikt nie oczekiwał tego, że trafnie przewidzi wynik najbliższych wyborów. Jej zasługi były zupełnie inne. Największe? Przede wszystkim absolutnie wybitne diagnozy dotyczące stanu Polski.
Jej zainteresowania były bardzo szerokie - przytoczony wcześniej przykład z „Mayflower” nie był naciągany, w ten sposób Staniszkis umiała rozmawiać właściwie na każdy temat. Ale w dwóch kwestiach była absolutnie najlepsza, niepodrabialna. Pierwszy związany był ze sprawowania władzy. Nikt równie przenikliwie nie dostrzegał mechanizmów rządzenia, specyfiki władzy i związanej z nią polityki realnej. Pod tym względem nie miała złudzeń - ale też nie oszczędzała nikogo, kto według niej miał szansę zdobyte funkcje dobrze wykorzystać, ale je marnował. Nie brała jeńców. Wymagała wobec siebie, ale też wobec innych.
I drugi obszar, w którym Jej uwagi był najcenniejsze: rozwój Polski. To ona jako pierwsza punktowała słabości Polski komunistycznej. Jej publikacje o transformacji ustrojowej, Polsce postkomunistycznej ukształtowały sposób oceny kraju przełomu XX i XXI wieku. To właśnie one uczyniły z Niej niekwestionowany autorytet polskiego życia publicznego. Jej socjologiczne diagnozy o Polsce lat 80. i 90. wyniosły Ją na piedestał. Zasłużenie.
Dziś tamte publikacje mają głównie charakter historyczny, bo podział komunistyczny i postkomunistyczny zszedł na margines krajowej debaty. Ale wcale to nie znaczy, że dorobek Pani Profesor dziś nie rezonuje. Jest dokładnie odwrotnie. Jej myśl o Polsce jest ciągle obecna w przestrzeni publicznej. Bo ona nie mówiła tylko o przeszłości. Mówiła dużo o teraźniejszości i przyszłości. To właśnie Ona najwięcej mówiła o rozwoju zależnym, w jakim tkwiła przez dekady Polska, wskazując, w jaki sposób to zmienić. Mocno chłostała kolejne ekipy rządzące wskazując na peryferyjność Polski i wytykając władzom, że nie umieją z nią zerwać. Była wymagająca - ale zawieszając wysoko poprzeczkę, rozbudzała jednocześnie ambicje Polaków. Jej myśl do dziś rezonuje, słychać ją choćby w dyskusjach o Centralnym Porcie Komunikacyjnym, budowie elektrowni atomowych czy gonieniu pod względem PKB kolejnych krajów Zachodu. Pod tym względem Polska jest cały czas pod Jej przemożnym intelektualnym wpływem. I dopóki wątki rozwoju kraju, budowy własnej podmiotowości, wzmacniania własnej sprawczości będą w niej obecne, dopóty Jadwiga Staniszkis ciągle będzie jedną z najważniejszych osób naszego życia intelektualnego.