Jacek Kurski: Make Poland Great Again
"To było coś więcej niż wystąpienie broniącego swojej pozycji szefa „mediów narodowych”. To był pokaz siły człowieka, który zbudował sobie twierdzę z publicznych pieniędzy i który już według plotek chciał sięgnąć ostatnio po tekę wicepremiera".
W jednym z najciekawszych publicystycznych tekstów, jakie ukazały się w ostatnim czasie, Piotr Trudnowski z Klubu Jagiellońskiego dokonuje złożonej analizy obecnej roli i politycznych aspiracji Jacka Kurskiego. Jest to esej na swój sposób odkrywczy, wiele tam frapujących hipotez dotyczących prawdziwych planów i intencji szefa TVP. I w coraz głośniejszych spekulacjach na temat kandydata do objęcia schedy po Jarosławie Kaczyńskim kierujący światło na kogoś, kto w rozgrywce nie był do tej pory uwzględniany. Choć – jeśli chwilę się na tym zastanowić – chyba tylko przez nieuwagę.
„Widmo polskiego trumpizmu krąży nad prawicą” - generalną konkluzję autor zawarł już w tytule, nie kryjąc, że dla „normalsów” z prawicowego obozu Kurski jako jego lider nie jest wizją miłą i wyczekiwaną. A pisze w swoim własnym imieniu. KJ, którego Trudnowski jest prezesem, to konserwatywny think-tank, w prostym frontowym podziale polsko-polskim bez wątpienia kwalifikującym się na prawą szalę. Tyle tylko, że nie jest to instytucja bezkrytyczna w stosunku do rządu Zjednoczonej Prawicy. Wręcz przeciwnie, zresztą gdyby ktoś tych ludzi dopuszczał do głosu, polska polityka byłaby zapewne o niebo lepsza. Ale nie dopuszcza, bo godne uwagi i kompleksowe rozwiązania ekspertów Klubu dotyczące np. reformy sądownictwa czy decentralizacji państwa ostentacyjnie ignorowano, spychając w sferę akademickich dyskusji. W każdym razie, wracając do meritum, skrajny cynizm i socjotechniczne zdolności level „ciemny lud to kupi” nie są tym, co ideowcy kochają najbardziej.
Interesujący zbieg okoliczności - kilka dni po tej publikacji, która nie odbiła się przesadnie szerokim echem, zaczęły pojawiać się informacje, że premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda zasadzają się na Kurskiego i chętnie widzieliby jego głowę toczącą się Woronicza w stronę Alei Niepodległości. Trudno jednoznacznie stwierdzić, że była to reakcja na ten jeden publicystyczny utwór, choć znając infantylizm krajowej polityki wcale nie można tego wykluczać. O tym jednak, że trwa walka buldogów pod dywanem Kaczyńskiego wiadomo nie od wczoraj.
To jednak nie był koniec sekwencji zdarzeń. Bo oto na scenę, całkiem dosłownie, wkroczył Kurski. W sobotę w TVP Info naprędce zorganizował coś w rodzaju „benefisu własnej osoby”. Na żywo. Spędził do studia szefów anten i redakcji, przeciągnął pod kilem gwiazdę stacji Tomasza Kammela, który dał twarz propagandowemu spektaklowi, choć tyle, że bez munduru. Chwalił się sukcesami, złożona z pracowników publika biła brawo jak na zawołanie. Brakowało tylko biało-czerwonych goździków.
No więc to było coś więcej niż wystąpienie broniącego swojej pozycji szefa „mediów narodowych”. To był pokaz siły człowieka, który zbudował sobie twierdzę z publicznych pieniędzy i który już według plotek chciał sięgnąć ostatnio po tekę wicepremiera. Kaczyński na razie załatwił go odmownie, ale to właśnie Kurski z tym swoim faktycznie trumpowskim tupetem i brakiem zahamowań jest w stanie antagonistów, choćby z Belwederu czy al. Ujazdowskich, zamieść pod ów prezesowski dywan. Jego właściciel ma wprawdzie teraz nowego faworyta, z Orlenu, ale gdybyście jeszcze nie zauważyli, to cały rząd dusz sprawuje dziś TVP.