Iza i Tomek pokochali raj na ziemi, lecz przyszedł Wojtek i zepsuł ich Zanzibar
- Na Zanzibarze byliśmy z córką na przełomie grudnia i stycznia 2020/2021 r. Gościliśmy w jednym z domków u Wojtka (Uhuru, Jambiani). Pobyt trwał trzy tygodnie - zaczynają swoją opowieść Iza i Tomek.
To był czas, kiedy Wojtek z Zanzibaru intensywnie reklamował swoje domki i hotele w mediach społecznościowych. Zresztą bardzo pomagali mu tym w polscy celebryci.
- Chcieliśmy odwiedzić rodzinnie egzotyczne miejsce. Zanzibar wyświetlał nam się reklamowo non stop. Zdecydowaliśmy się. Uhuru to był nowy obiekt. Domek kilka metrów od oceanu. Spokojnie, sielsko, cudownie - opowiada Iza.
Dodaje, że mieli wiedzę, iż „Wojtek z Zanzibaru”, firma Wojciecha Ż., to nie jest typowe biuro podróży ze ściśle określonymi obowiązkami i prawami.
- Nie podpisywaliśmy żadnej tradycyjnej umowy. Były tylko mailowe rezerwacje pobytu i lotu - stwierdza Tomek. - W czasie pierwszego wyjazdu obowiązywały vouchery. Dostawaliśmy mailem określone numery. Zapłaciliśmy za jeden voucher 70 dolarów. Jego wartość to było 90 dolarów. Tymi voucherami płaciło się za domek, usługi, atrakcje itd.
Sprawdzili firmę. Na Zanzibarze witał ich Wojtek
Zanim kupili vouchery, pojechali do siedziby firmy w Gdańsku. - Chcieliśmy na miejscu sprawdzić ich wiarygodność - mówi Iza. - Otrzymaliśmy wszystkie potrzebne informacje. Było ok. Za dolary kupiliśmy około 40 voucherów, w różnym czasie, bo były na nie różne promocje. Przed wylotem na Zanzibar firma Wojtka zabierała 50 procent naszych voucherów. Pozostałe rozliczenie było już na wyspie. Płaciliśmy nimi na przykład za drinki, wycieczki. W to wszystko nie wchodził lot. Kupowaliśmy go osobno, też od Wojtka, ale od innej spółki - Pili Pili Fly. Za 800 dolarów od osoby. To już gotówką, bez żadnych voucherów - informuje Iza.
Jak zgodnie twierdzą, ich grudniowo-styczniowy pobyt na Zanzibarze był idealny pod każdym względem. A nawet lepszy niż oczekiwali.
- Mieliśmy zabukowane tylko śniadania, ale Wojtek bez dodatkowych opłat dołożył nam obiadokolacje. Atmosfera na wyspie była wspaniała. Wojtek praktycznie cały czas przebywał na miejscu, starał się. Nasz pobyt to był czas Wigilii i sylwestra. Na wyspie pojawiła się niemal cała rodzina Wojtka. Zresztą osobiście witał nas na lotnisku. Poza tym przyjemna temperatura 28-30 stopni, turkusowa woda. Nasze miejsce było magiczne - oznajmia Iza.
Zostały im vouchery, kupili coiny
Po tym pierwszym grudniowo-styczniowym pobycie na rajskiej wyspie zostało im 12 voucherów o nominalnej wartości 90 dolarów każdy (płacili 70 dolarów).
- Do wykorzystania były tylko w obiektach Wojtka. I to w sumie zdecydowało, że po raz kolejny postanowiliśmy odwiedzić Zanzibar u niego, bo na wyspie są też inne hotele. W czasie naszego pobytu nie było jeszcze Pili Pili Clubu i coinów (quasi-waluta w obiektach Wojtka z Zanzibaru) - mówią.
29 stycznia tego roku Iza i Tomek mieli drugi raz polecieć na Zanzibar
- Jednak Tomek miał COVID-19. Wyjazd przełożony został na 12 marca. Bez żadnego problemu. Pobyt miał trwać dwa tygodnie. Wcześniej kupiliśmy coiny. Mieliśmy je na swoim specjalnym koncie. Jeden coin miał wartość jednego dolara, ale można było kupić je taniej. Kiedy dolar kosztował 3,4 zł, jednego coina o nominalnej wartości jednego dolara można było kupić za niecałe 2 zł. Coinami płaciło się na miejscu za domek, usługi, wycieczki itd. Nie miały terminu ważności, można było nabyć je kilka miesięcy, a nawet rok przed wycieczką. Nie każdego było stać, aby od razu kupić dużą ich ilość. Można było sobie je zbierać. Tak samo tłumaczył to Wojtek. Do tego był jeszcze cały system klubu Pili Pili. Wyglądało atrakcyjnie. Dzisiaj patrzę na to wszystko nieco inaczej… - opowiada Iza.
Z Facebooka dowiedzieli się, że z wycieczki nici
O tym, że ich marcowy pobyt na Zanzibarze nie dojdzie do skutku, Iza i Tomek dowiedzieli się z Facebooka, tak jak i inne osoby. 21 lutego br. Wojtek z Zanzibaru na swoim fanpage’u ogłosił, że zawiesza działalność do 4 czerwca br.
- W związku z tym wszystkie osoby, które miały rozpocząć wakacje w Pili Pili od 26.02 i zakończyć je 2.04.2022 r., zostaną poproszone o zmianę terminu pobytu po 4 czerwca 2022 r., gdy my już będziemy przeorganizowani, ułożeni i będziemy mogli zaproponować pobyt, z jakiego Pili Pili będzie dumne - taki wpis pojawił się na profilu Życie na Zanzibarze (teraz już Maisha ya Zanzizbar). Cały jest o wiele dłuższy, a tłumaczenia mgliste, niekonkretne. O tajemniczym inwestorze, o zmianie sposobu działania, o okrojeniu działalności.
- Nie otrzymaliśmy żadnej indywidualnej informacji o odwołaniu pobytu. Była tylko informacja o odwołaniu lotu - mówi Tomek. - Nie mogliśmy nigdzie się dodzwonić. Za to czytaliśmy informacje o rezygnacji z pracy na wyspie menedżerów, innych lokalnych pracowników i współpracowników, o braku zapłaty dla nich itd. Napisaliśmy do Wojtka poprzez Facebooka, że zostaliśmy oszukani i że domagamy się zwrotu pieniędzy. Wojtek albo ktoś w jego imieniu odpisał, że nie zostaliśmy oszukani, bo wszystko ruszy po 4 czerwca i mamy się nie martwić. Odpisaliśmy, że chcemy mieć prawo wyboru, czyli też zwrotu pieniędzy za pobyt i lot. Nic to nie dało. Wiemy, że lotniczy przewoźnik nie dostał pieniędzy od Pili Pili Fly. Straciliśmy około 20 tysięcy złotych. I nie łudzimy się, że po 4 czerwca dojdzie do wyjazdu. Czytamy niemal codziennie wpisy Wojtka na FB. Chce dodatkowych pieniędzy od ludzi, którzy tak jak my, zapłacili za wycieczki. Od oszukanych ludzi chce jeszcze ściągnąć pieniądze! W głowie się nie mieści.
Zapłaciłeś? To dołóż 25 albo 50 procent
Iza tłumaczy: - Wymyślił to sobie tak. Wyjazdy są anulowane i wpłacone pieniądze niby nie przepadają. Ale że według niego jest to „nowe” turystyczne rozdanie, to trzeba wpłacić dodatkowo 25 procent wartości „starej” wycieczki w dolarach. Według Wojtka wszystko zostanie „oddane” w postaci pobytu, usług, atrakcji. My się na to nie łapiemy. To bezczelna próba wyciągnięcia pieniędzy. A, i jeszcze jedno. On już nie oferuje lotów. Trzeba je zorganizować na własną rękę, a za stary lot nie ma zwrotu pieniędzy. Mamy u niego na koncie 24 tysiące złotych (6 tysięcy coinów), a chce od nas jeszcze 25 procent i sami mamy opłacić lot. Bo to nowe zasady. Niebywałe. Dodam, że właśnie kończy się 25-procentowa „promocja”. Po niej należy wpłacić…50 procent opłaconej wcześniej wycieczki. I tu na usta cisną się niecenzuralne słowa. Mam nadzieję, że nikt się na to nie złapał. Wojtek cały czas ma nasze rzeczywiste pieniądze, a my mamy coiny, które są bezwartościowe.
Co stanie się, jeśli nie będzie dodatkowej wpłaty?
- Możemy odsprzedać komuś coiny, ale oczywiście nikt ich nie kupi - stwierdza Tomek. - Od znajomych osób z wyspy, byłych pracowników, dostaliśmy informację, że możemy zapomnieć o swoich pieniądzach.
Na portalach społecznościowych oszukani założyli grupy. Zwierają szyki, wymieniają się informacjami. Na zanzibarskich fanpage’ach Wojtka są blokowani, jeśli tylko ośmielą się żądać swoich pieniędzy.
- Zostałam zablokowana na fanpage’u Pili Pili Club, bo podlinkowałam tam link o oszustwie - stwierdza Iza.
Iza i Tomek dołączają właśnie do osób, które zgłosiły policji i prokuraturze, że zostały oszukane.
- Nie ma co już czekać. Przez chwilę myśleliśmy, że po prostu powinęła mu się noga w biznesie. Że nie ma tu świadomego złego działania. Jednak kolejne jego wpisy w mediach społecznościowych szybko zweryfikowały takie myślenie. Sądzimy, że takich oszukanych osób jak my są tysiące. Rezerwacji u niego dokonywano nawet z rocznym wyprzedzeniem. I trudno było znaleźć wolne miejsce w jego kilkunastu obiektach. To nie były tylko zwykłe wycieczki, ale też podróże poślubne, inne specjalne okazje - mówią.
Do tego trzeba jeszcze dodać osoby, które wyłożyły olbrzymie pieniądze na inwestycje w nieruchomości na wyspie - domki, apartamenty.
- Ceny różniły się w zależności od odległości od oceanu. Wyglądało to tak. Kupujesz za pośrednictwem firmy Wojtka domek czy apartament np. za 250 tysięcy dolarów. I wynajmujesz je mu na 10 lat. Dostajesz za to miesięczny czynsz od Wojtka. Możesz z domku czy apartamentu korzystać 3-4 tygodnie w roku, a przez pozostały czas Wojtek wynajmuje je turystom. I to miało przynieść rocznie dla inwestora 12 procent zysku - klaruje Tomek.
Iza i Tomek mówią, że polecą jeszcze na Zanzibar, oczywiście z innym pośrednikiem.
- Chciałabym tam spotkać Wojtka i powiedzieć mu kilka „ciepłych” słów - oznajmia Iza. Tomek wtrąca. - A ja mam nadzieję, że go tam nie będzie…
W dniu naszej rozmowy Iza dostała odpowiedź z Pili Pili na swojego wcześniejszego maila. Ona napisała: - Nie będę więcej korzystała z ofert Pili Pili, bo jest to kolejne oszustwo. Mam wszystko opłacone, zgodnie z regulaminem i umową. Sprawę dokonania oszustwa z Państwa strony zgłaszam do odpowiednich urzędów. Próbowałam się z Państwem polubownie porozumieć. Niestety, bez efektu. Próbujecie od poszkodowanych osób wyłudzić pieniądze. Żądam zwrotu gotówki.
Wojtek napisał: - W sprawie zwrotu za lot prosimy o kontakt z Pili Fly (pisałam wcześniej do nich - zaznacza Iza). W sprawie zwrotu Pili Pili punktów prosimy o kontakt na adres… (punktów, nie pieniędzy. Poza tym pisałam wiele razy wcześniej. Co chwilę zmieniają się adresy mailowe do „zwrotów” - stwierdza Iza).
Prokuratura wszczęła śledztwo
5 kwietnia tego roku Prokuratura Regionalna w Gdańsku wszczęła postępowanie w sprawie doprowadzenia szeregu osób do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w związku z organizowaniem imprez turystycznych oraz wprowadzaniem w błąd co do zamiaru zbycia nieruchomości położonych na Zanzibarze. W związku z zawiadomieniem ministra sportu i turystyki postępowanie wszczęte jest także w sprawie prowadzenia działalności w zakresie organizowania imprez turystycznych lub ułatwiania nabywania powiązanych usług turystycznych bez wymaganego wpisu, a następnie, pomimo orzeczenia zakazu takiej działalności, dalsze jej prowadzenie.
- Aktualnie zawiadomienia złożyło 14 pokrzywdzonych. Łączna wartość szkód wyrządzonych przestępstwem ustalona została na kwotę 450.000 złotych, jednakże z już zebranego materiału dowodowego wynika, iż liczba pokrzywdzonych, jak również wartość wyrządzonych szkód są większe - informuje nas Marzena Muklewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
Wyjaśnienia wymaga jeszcze sprawa braku wpisu spółek, za którymi stoi Wojtek z Zanzibaru, do rejestru organizatorów turystyki. Marszałek województwa pomorskiego stwierdził po przeprowadzonej analizie, że gdańskie spółki wykonują działalność organizatora turystyki i przedsiębiorcy ułatwiającego nabywanie powiązanych usług turystycznych bez wymaganego wpisu. W związku z tym wydał decyzje zakazujące wykonywania tej działalności przez te spółki.
Wojciech Ż. odniósł się do zakazu na portalu społecznościowym. Stwierdził m.in., że nigdy nie ubiegał się o taki wpis i że jego działalności on ma nie dotyczyć.
Wyjaśnijmy, że brak jego wniosku o wpis nie ma znaczenia, bo liczą się okoliczności wykonywania działalności. Wpis do rejestru (zezwolenie) jest obowiązkowy, zgodnie z ustawą o imprezach turystycznych i powiązanych usługach turystycznych, jeśli sprzedawane są usługi pakietowe w ramach jednego wyjazdu, a więc np. nocleg i przelot. A tak było w przypadku Wojtka z Zanzibaru. Dlaczego taki wpis jest bardzo ważny? Ano dlatego, że nakłada na organizatora turystyki nie tylko obowiązek odprowadzenia składek do Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego, ale i posiadania gwarancji ubezpieczeniowej. Chodzi o zabezpieczenie klientów w przypadku niewypłacalności, upadłości podmiotu prowadzącego działalność turystyczną. Bez takiego wpisu (zezwolenia) nie ma zabezpieczeń dla turystów, a więc i ochrony.
Dodajmy, że w 2019 roku Wojciech Ż. został skazany przez sąd w Gdańsku na dwa lata i dwa miesiące bezwzględnego pozbawienia wolności m.in. za oszustwo. Wyrok nie dotyczy działalności turystycznej. Aktualnie wykonanie kary jest zawieszone do 24 maja br.
Zwróciliśmy się o wypowiedź do Wojtka z Zanzibaru (dwa różne adresy mailowe) na temat jego działalności turystycznej i prowadzonego postępowania w prokuraturze. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.