Inicjatywa Pracownicza. Dialog to dla nich pacyfikacja pracowników
Są w pełni oddani swojej ideologii, o prawa pracownicze walczą pięścią, nie rozmową. Inicjatywa Pracownicza najbardziej radykalny związek, który alergią reaguje na NSZZ Solidarność.
Chociaż są małym związkiem zawodowym słyną z tego, że działają najbardziej radykalnie. Negocjacje przekładają na strajk i nie czują się w obowiązku do prowadzenia dialogu z pracodawcą.
Uważają zresztą, że rozmowy prowadzą raczej do pacyfikacji aktywności pracowniczej. Mają jasno określone postulaty w każdej dziedzinie życia. Zarzuca im się częsty brak przygotowania merytorycznego, wojowniczy charakter i granie na emocjach. Działają w większości branż zawodowych. Od dużych koncernów, po mniejsze firmy, czy instytucje publiczne. Są wsparciem nie tylko dla robotników, ale także pracowników kultury czy oświaty. Bronią praw większości, ale także jednostki. Pojawiają się w zakładach pracy, wtedy kiedy jest konieczność.
Dla pracowników są często ostatnią deską ratunku. Dla pracodawców utrapieniem.
W ostatnim czasie OZZ Inicjatywa Pracownicza założyła swoje struktury u największego Wielkopolskiego pracodawcy. W firmie Volkswagen Poznań. Dotychczas monopol na reprezentowanie praw pracowników miała tam NSZZ Solidarność. Cyklicznie organizują protesty w imieniu pracowników Amazona, domagając się coraz większych wynagrodzeń. Jednak członków wciąż mają niewielu.
Początek w Zakładach Cegielskiego
Wywodzący się z Poznania, z ruchów anarchistycznych związek zawodowy Inicjatywa Pracownicza liczy dziś zaledwie 2 tysiące członków, działa jednak w największych polskich miastach. Pochwalić mogą się już pewnymi sukcesami. Wywalczyli dla pracownic poznańskich żłobków podwyżki, doprowadzili do odwołania Cezarego Morawskiego z funkcji dyrektora Teatru Polskiego, zapewnili podwyżki pracownikom L’Oréala.
OZZ Inicjatywa Pracownicza została założona przez robotników poznańskich Zakładów Cegielskiego, przy wsparciu członków Federacji Anarchistycznej w 2004 roku. Jednak nim powstał związek, działała grupa środowiskowa, wspierająca wyzyskiwanych pracowników.
- W 2002 roku przez kraj przetoczyła się fala protestów. Nie tylko w Zakładach Cegielskiego, ale chociażby też w Stoczni Szczecińskiej, czyli innych dużych zakładach pracy.
Na początku byliśmy grupą kilkudziesięcioosobową, która rejestrowała wszystkie te protesty i wspierała protestujących. Powstał Ogólnopolski Komitet Protestacyjny (OKP).
Współpracowaliśmy wówczas z Marcelem Szarym, legendą związkową, który został szefem biura interwencji OKP, które było ulokowane w Zakładach Cegielskiego. Jeździliśmy na protesty do różnych miejscowości, organizowaliśmy wsparcie - wspomina socjolog Jarosław Urbański, jeden z czołowych działaczy Inicjatywy Pracowniczej. - Związek na początku budował się bardzo powoli i z dużymi trudnościami. Działaliśmy na zasadach grup interwencyjnych, robiliśmy protesty, byliśmy ostatnią szansą dla wielu pracowników, gdy już nie mieli do kogo się zwrócić. Potem pojawiły się nowe inicjatywy, zawarliśmy sojusze np. z Sierpniem 80., organizowaliśmy konferencje pracownicze z grupami z różnych związków zawodowych, punktowaliśmy jakie są najważniejsze problemy ruchu pracowniczego.
Jak mówi Urbański, Inicjatywa Pracownicza powstała z kilku powodów. W okresie, w którym drastycznie spadło zaufanie społeczne do jakichkolwiek związków zawodowych, gdy bezrobocie w niektórych częściach Polski sięgało nawet powyżej 30 procent, a także z powodu niskich świadczeń socjalnych.
- IP narodziła się jako odpowiedź na wzrastający odsetek umów śmieciowych, pogorszenie się unormowań prawnych dla pracowników, ciągłej nowelizacji kodeksu pracy, topniejących szeregów w ogóle związków zawodowych, spadku pod koniec lat 90-tych zaufania do organizacji związkowych. Stwierdziliśmy, że koniecznie trzeba coś z tym zrobić. Zbiegło się to zresztą z efektami transformacji, która kompletnie zmieniła sytuację na rynku pracy. Kolejnym powodem była krytyka niskich świadczeń socjalnych i opieki socjalnej. Partie, uważały wówczas, że pomoc państwa w asyście socjalnej powinna być marginalna - mówi Urbański.
Od tego czasu wiele branż przystąpiło do OZZIP. Działają w kulturze, gdzie są dość reprezentatywnym związkiem zrzeszającym pracowników sztuki i nauki. Działają w Cegielskim, Volkswagenie, Amazonie, w służbie zdrowia.
- Naciskamy też na zakładanie nie zakładowych, a międzyzakładowych komisji, gdzie możemy się zorganizować jako pracownicy nie w jednym, a w kilku zakładach pracy. Bardzo silnie naciskaliśmy na takie właśnie rozwiązanie, bo dziś coraz częściej nie jest tak, że w jednym zakładzie pracy pracują pracownicy tylko tej danej firmy - dodaje Urbański.
Męczennicy dialogu
Zaczęli też wytykać błędy NZSS Solidarności.
- Nim zaczęliśmy działać, Solidarność nie dawała wsparcia pracownikom, zatrudnionych na umowach śmieciowych. Cała masa ludzi nie ma umów o pracę, ale są pracownikami, warunki wykonywania pracy są takie same. Nim to wywalczyliśmy, do komisji zakładowej mogli należeć tylko pracownicy posiadający umowę o pracę - zauważa Urbański i wymienia dalej. - Związki zawodowe, które nieraz okupują i bronią przegranych pozycji branżowych są zbyt bardzo etatowi, nie są otwarci na radykalne zmiany, nie widzą, że interesu pracowników nigdy nie da się uzgodnić z interesami pracodawców. Nie można udawać przed pracownikami, że możliwe jest długotrwałe porozumienie i że istnieje jakaś szansa solidaryzmu społecznego, ponieważ prędzej czy później przychodzą zwolnienia.
Zdaniem OZZ Inicjatywa Pracownicza,
Solidarność to najlepszy przykład tego, jak pod hasłem dialogu, związki dogadują się za plecami załogi z pracodawcą.
- Jesteśmy zwolennikiem tego, że wszystkie negocjacje płacowe powinny być odpowiednie konsultowane z załogami, załoga powinna być włączana w taki czy inny sposób w ten proces, a nie dowiadywać się z komunikatów, co ustalono. Czasami te ustalenia nie są złe czy niekorzystne dla załogi, ale bardzo często mijają się z ich oczekiwaniami. Demokratyczny związek, jeżeli jest taka wola załogi, nie powinien bać się wejść w konflikt z pracodawcą - twierdzi Urbański i nazywa członków Solidarności „męczennikami dialogu społecznego”. - Osobiście mam minimum szacunku dla działaczy solidarnościowych. Są coraz bardziej zacietrzewieni, napompowani mitem Solidarności, uważają, że na tym logo i marce pojadą tak długo i że ich ludzie nie odrzucą. Są w błędzie. Nie mają krytycznej refleksji na temat transformacji. Wiele tych mankamentów, które dziś mamy, to właśnie ich wina - zaznacza Urbański.
- Każdy ma prawo założyć związek lub przystąpić do tego, którego struktury mu najbardziej odpowiadają.
OZZ Inicjatywa Pracownicza to jednak związek anarchistyczny, zewnętrzny.
Im więcej jest osób z zewnątrz, tym dla nich lepiej. W jego działaniu jest jednak jedno „ale” - zauważa Patryk Trząsalski członek prezydium zarządu NSZZ Solidarność.
Tym „ale” jest sposób prowadzenia dialogu z pracodawcą, a raczej jego brak.
- Dziś nie wystarczy uderzyć pięścią w stół i zastrajkować. Trzeba też patrzeć na pracodawcę, być merytorycznie przygotowanym do rozmów z nim, wiedzieć jakie żądania zakład pracy może spełnić - uważa Trząsalski.
Ataki dotyczące domniemanej „sprzedaży” działaczy Solidarności odpiera.
- To prawda, że posiadamy zaplecze, nasze struktury są jednak opłacane ze składek członkowskich. To pozwala nam mieć negocjatorów, ekonomistów, prawników. Dzięki temu jesteśmy za każdym razem przygotowani do rozmów z pracodawcą. Wiemy, jak i czego możemy żądać. Do prowadzenia dialogu potrzebujemy odpowiednich narzędzi. Inicjatywa taki porządek i sposób prowadzenia w ogóle dialogu burzy swoim nieprzygotowaniem. To odbija się negatywnie zarówno na pracownikach, jak i na współpracy z pracodawcą.
Związkowiec Solidarności zwraca uwagę, że Inicjatywa nie posiada żadnego zaplecza, nie jest przygotowana do rozmów.
- Inicjatywa Pracownicza gra na emocjach. My tego nie robimy, nie potrzebujmy rozgłosu dla naszych działań, tego co udaje nam się ustalić z pracodawcą. Staramy się naszym pracownikom tłumaczyć, dlaczego trzeba podnieść wydajność, ale mamy też możliwość realizować i wprowadzać własne projekty na terenie zakładu pracy. Przykładem może być właśnie Volkswagen Poznań, który kładzie nacisk na współdecydowanie z pracownikami, ale także na współodpowiedzialność. Chodzi o to, by po mediacjach wyjść zadowolonym z rozwiązaniem, które zaspokoi i jedną, i drugą grupę.
Trząsalski zwraca jednak uwagę, że Inicjatywa Pracownicza jest także potrzebna, by istniała w zakładach pracy.
- OZZIP jednak nie chce z nami współpracować, nie chce rozmawiać. Zamiast tego rzucają w naszą stronę oszczerstwa - dodaje.
Markistowski związek
OZZ Inicjatywa Pracownicza, mimo otwartej niechęci do Solidarności, dąży do pluralizmu związkowego w zakładach pracy, jednak w oparciu o demokratyczne zasady. Domagają się zaprzestania stosowania umów śmieciowych, zaprzestania ciągłej nowelizacji prawa pracy, polegającej na uelastycznieniu. Są za podniesieniem za każdym razem minimalnego wynagrodzenia, lepszego zabezpieczenia socjalnego, także zwiększenia świadczeń dla bezrobotnych.
Niektórzy widzą w OZZIP silnie zakorzenioną ideologią marksistowską.
- Wielu naszych działaczy związanych jest z lewicą, ale generalnie jesteśmy związkiem anarchosyndykalistycznym, a to jest zupełnie inna forma działalności, która wywodzi się z pierwszej połowy XX wieku. Formalnie u nas w związku nie nawiązuje się do ideologii marksistowskiej i wiele naszych praktyk w ogóle jej przeczy. Być może nasza ogólna diagnoza jest zgodna z diagnozą Marksa. U nas występuje wręcz alergiczna niechęć do uzależnienia działalności związkowych od partyjnej i politycznej. Związek zawodowy nie może być trampoliną dla działaczy partii politycznej, także lewicowych. Jest on sam z siebie w stanie wywalczyć nowy model pracy, który będzie odpowiedni dla pracowników, który będzie klasowe interesy wyrażał, aż do zniesienia tego typu podziałów. Nie odcinamy się jednak od tradycji klasowych związków zawodowych z lat 20. ta retoryka jest nam bardzo bliska - twierdzi Jarosław Urbański.
Dlatego też na żadnej ze stron OZZ Inicjatywy Pracowniczej nie można znaleźć kierownictwa - związek ten nie uznaje też liderów. Urbański potwierdza tezę o tym, że OZZIP to związek radykalny i bojowy. Zaznacza jednak, że częściej to ludzie przychodzą do nich sami z gotowymi konfliktami, niż Inicjatywa sama je generuje.
- Wiele konfliktów wywołuje też sam pracodawca.
Jak np. teraz VW, który zwolnił naszych działaczy, zanim oni zdążyli w pełni założyć związek. Pracodawcom wydaje się, że gdy coś powstaje w zakładzie pracy, to musi to być za ich przyzwoleniem. Związek zawodowy powstaje, kiedy my chcemy i na warunkach, jakich my chcemy. Zresztą pod zakładami VW Poznań byliśmy z ulotkami już 10 lat temu. Jednak teraz powstała potrzeba, by założyć OZZIP i nasz związek powstał - mówi Urbański.
Nie chcą dialogu, tylko strajku
Dziś w Polsce działają trzy duże związki należące do Rady Dialogu Społecznego. To obok Solidarności, OPZZ i Forum Związków Zawodowych. Rada działa na szczeblu centralnym i wojewódzkim. Przywodzenie w niej jest rotacyjne - każdego roku inny związek prowadzi spotkania i rozmowy. Inicjatywa Pracownicza do Rady Dialogu nie należy. I należeć nie chce. Uważa, że to pacyfikuje aktywność pracowników.
- Inicjatywa to młody związek, zrodzony z ruchów oddolnych, reprezentujący przede wszystkim interesy klasy robotniczej. Jest to związek ideologiczny - uważa Jacek Kulik, wiceprezes zarządu Wielkopolskiego Związku Pracodawców Lewiatan. Jak podkreśla w WZP nie ma pracodawcy, u którego w firmie działałby Inicjatywa Pracownicza.
- Z różnych stron, wiem że
to związek bardzo bojowy, represyjny, niekoniecznie dbający o dialog społeczny, stąd też - niereprezentatywny
- twierdzi Jacek Kulik.
- Inicjatywa Pracownicza uważa Solidarność za tzw. „żółte związki zawodowe”, które nie reprezentują praw pracowników. Z jednym mogę się zgodzić. Dziś Solidarność to w większości przybudówka partyjna. To nie każdemu się podoba, ponieważ jej sformalizowane struktury trzymają z partiami politycznymi, które rządzą.
Kulik potwierdza, że Inicjatywa Pracownicza to ideologiczna grupa, oddająca czystą ideę działania związków.
- Nie działają z chęci zysku, poświęcają swój wolny czas na organizację akcji protestacyjnych, drukowania ulotek i rozdawania ich pod zakładami pracy. Jest to coś nowego na gruncie innych struktur związkowych w Polsce. Podłożem tego, że w jakiś firmach powstaje OZZIP jest zazwyczaj konflikt z pracodawcą, ale gdy ktoś z pracowników zostaje skrzywdzony, jak np. teraz w Volkswagenie, gdzie zwolniono pracownika, a ten założył związek zawodowy. VW zresztą od lat stawia na firmowanie się tym, że respektuje prawa pracowników - widać, że to cechy przyniesione z zachodu, tam dialog społeczny działa idealnie. Jednak by związek mógł w pełni powstać, należy coś jego członkom naobiecywać.
Inicjatywa jest dobra w składaniu obietnic
Kulik zwraca też uwagę na to, że ideologia OZZIP wykracza poza obronę interesów pracowniczych. Obejmuje szeroką skalę życia codziennego.
- Interesuje ich też całe życie pracownika. Od dojazdu do pracy, po dostęp do świadczeń zdrowotnych, darmowej służby zdrowia, edukacji. OZZIP kojarzy mi się z partią Razem - misja i zakres działania jest bardzo podobny - dodaje Kulik.