„Marek Kaszowski to ja – takim chciałbym się widzieć za 10 lat…” - rozmowa z Igorem Brejdygantem, scenarzystą filmowym i autorem powieści „Paradoks”.
„Paradoks” to Pański debiut powieściowy. Jak scenarzysta filmowy odnalazł się w roli pisarza?
Scenariusz filmowy to oprócz wielu innych różnic wobec powieści forma, w której scenarzysta musi się dosyć ograniczać. Na temat świata przedstawianego, na temat relacji między bohaterami, ich uwarunkowań psychicznych, oraz na temat tego, co ich otacza, wie tak naprawdę znacznie więcej, niż może przekazać. Forma scenariuszowa jest bardzo ascetyczna, kilkuzdaniowe didaskalia na temat tego gdzie i kiedy rzecz się dzieje, opis działań bohaterów plus dialog to wszystko, co scenarzyści mają do dyspozycji jako narzędzia do opisania świata. Powieść to miejsce, w którym wreszcie możemy opowiedzieć wszystko to, czego nie mogliśmy opowiedzieć w scenariuszu. Odpowiadając więc na pytanie, w powieści jako scenarzysta odnalazłem się z pewną satysfakcją, a nawet ulgą, choć oczywiście jej napisanie było niezwykle pracochłonne.
W serialu w rolę głównego bohatera, Marka Kaszowskiego, wcielił się Bogusław Linda. Czy właśnie tak wyobrażał Pan sobie tę postać?
Z odpowiedzią na to pytanie wiąże się pewna zabawna anegdota, którą, jak sądzę, z powodzeniem mogę przytoczyć zamiast udzielać odpowiedzi wprost. Otóż, w czasie jednego ze spotkań z widzami po emisji serialu „Paradoks”, ktoś z widowni zapytał mnie, czy pisząc scenariusz do Paradoksu myślałem o Bogusławie Lindzie jako o tym, kto zagra rolę komisarza Kaszowskiego. Po krótkim namyśle odpowiedziałem, że wprawdzie pisząc nie myślałem kryteriami obsadowymi, a komisarz Kaszowski to po prostu ja, taki jakim chciałbym się widzieć powiedzmy za 10 lat, ale z drugiej strony, jako, że Bogusław Linda od czasów „Przypadku” Kieślowskiego, „Kobiety samotnej”, a także „Psów” był idolem mojej młodości, to w pewnym sensie idealizując siebie przy tworzeniu postaci Kaszowskiego, obsadziłem go siłą rzeczy Lindą.
Joanna Majewska trafia do wydziału zabójstw, ponieważ otrzymuje zlecenie, by sprawdzić, czy inspektor Kaszowski nie dopuścił się nieprawidłowości w prowadzonych śledztwach. To dwie całkowicie różne osoby, które odmiennie podchodzą do swoich obowiązków. A jednak znajdą porozumienie…
Owszem, ale zajmuje im to długie miesiące i muszą przejść w drodze do zaakceptowania siebie nawzajem kawał drogi, na której pokonują wiele przeszkód w postaci własnych przekonań, przyzwyczajeń, często zasad. Uważam, że nie ma nic piękniejszego od tego, gdy ludzie różniący się w wielu obszarach spotykają się na drodze koncyliacji i zrozumienia. Wydaje mi się, że, żeby to mogło się dokonać, najlepiej jest spróbować zrozumieć najgłębsze motywacje drugiej osoby i uzbroić się w wyrozumiałość. Kiedy udaje nam się to w kontakcie z innym człowiekiem, otrzymujemy wielki bonus, bo później niejako z automatu łatwiej nam jest także zaakceptować samych siebie. Kaszowskiemu i Majewskiej w końcu to się udaje z zyskiem, jak sądzę, dla nich obojga i dla kształtu całej opowieści.
Igor Brejdygant urodził się w 1971 roku, polski scenarzysta, reżyser, fotograf i pisarz, studiował na Wydziale Produkcji Filmowej i Telewizyjnej PWSFTViT w Łodzi. Napisał scenariusze m.in. do Zbrodni (reż. Greg Zgliński), Palimpsestu (reż. Konrad Niewolski) oraz Paradoksu (reż. Greg Zgliński, Borys Lankosz i Igor Brejdygant). W cyklu Szaleńcy Pana Boga zrealizował dokumenty Bracia, Kazanie nad czarną rzeką i Latawiec. Do kin właśnie wchodzi film „Prosta historia o morderstwie”, do którego napsiał scenariusz wraz z Arkadiuszem Jakubikiem i Grzegorzem Stefańskim. W filmie „Vinci” zagrał kierowcę autokaru, współpracował też przy reżyserowaniu „Pułkownika Kwiatkowskiego”. Obecnie pracuje nad swoją drugą powieścią oraz nad scenariuszem do serialu „Belle Epoque”.
Pisząc scenariusz, a później książkę musiał Pan poznać tajniki pracy w policji. W jaki sposób odkrywał Pan ten świat i czy jest coś, co w nim Pana zaskoczyło?
W czasie pisania scenariusza współpracowałem z policjantami konsultantami. Najbardziej zaskoczyło mnie, a nawet poruszyło, kiedy jeden z nich powiedział mi, że lubi ten serial, ponieważ on odkrywa pewną ważną prawdę o pracy policjanta śledczego zajmującego się morderstwami. Otóż policjant taki w gruncie rzeczy ma ogromną władzę wynikającą z tego, że jeśli po rozważeniu w sobie wszystkich za i przeciw uzna kogoś za potencjalnie winnego przestępstwa i godnego poniesienia kary, to tak naprawdę on, a nie prokurator czy sędzia, decyduje o dalszym losie takiego człowieka. Bardzo odpowiedzialna praca, w której niezwykle ważne jest, żeby owo rozważenie w sobie przebiegło w jak najwłaściwszy sposób.
Czy Kaszowski ma jakiś literacki pierwowzór? Jakie książki Pan czytuje?
Książki czytuję wszelakie, również kryminały, acz nie stanowią one głównej pozycji w kanonie moich lektur. Przed wielu laty lubiłem bardzo chandlerowskiego Marlowa, może on siedzi w mojej głowie jako swoisty wzorzec policjanta czy raczej detektywa? W Kaszowskim jest też jednak niewątpliwie trochę z serialowego Dr Housa, jeśli bliżej mu się przyjrzeć.
Czy ogląda Pan także inne seriale telewizyjne oprócz „Dr House’a”? Czy jest wśród nich taki, o którym Pan pomyślał – „szkoda, że nie ja pisałem ten scenariusz”?
Oglądam seriale i o ile w lekturach książkowych kryminał nie jest u mnie gatunkiem wiodącym, to już w przypadku seriali rzeczywiście głównie oglądam albo seriale kryminalne, albo jeszcze lepiej szpiegowskie. Żałuję trochę, że nie piszę „Homelandu”, ale z drugiej strony, jest to serial pisany tak precyzyjnie i ma tyle poziomów narracji, że nie jestem pewien, czy bym podołał.
Patrząc na Pana dokonania filmowe i pisarskie widać jasno, że gatunek kryminalny jest Panu bliski. Dlaczego właśnie ten gatunek? Czy poprzez kino gatunkowe można coś więcej opowiedzieć o człowieku?
Nie wiem, czy można więcej opowiedzieć o człowieku, ale z całą pewnością można sprawić, że mózg będzie miał lepszą zabawę, bo oprócz opisywania rzeczywistości i meandrów psychicznych często dosyć niebanalnych postaci kryminał to łamigłówki, które stanowią wspaniały teren do wypasania inteligencji własnej i widza czy czytelnika.
Nad czym Pan teraz pracuje? Nowa książka czy scenariusz filmowy?
Jedno i drugie. Piszę scenariusz do nowej produkcji serialowej TVN pod tytułem „Belle epogue”, do której zdjęcia rozpoczęły się już we wrześniu, a jednocześnie zaczynam pracę nad kolejną powieścią, do której napisania zaprosiły mnie także tym razem Marginesy. Powieść będzie się nazywała „Mgła”, będzie kryminalna, ale też społeczna i obyczajowa. W największym skrócie „Mgła” będzie opisywała losy trójki ludzi, policjantki o bardzo skomplikowanych życiowych losach i nie mniej skomplikowanej osobowości, seryjnego mordercy psychopaty o osobowości skomplikowanej z definicji i losy młodej dziewczyny będącej kolejną planowaną ofiarą tego ostatniego. Napędem dramaturgicznym historii będzie zaś wyścig pomiędzy policjantką a seryjnym mordercą, wyścig o mord lub ocalenie, wyścig, na mecie którego czekać będzie owa młoda, kolejna, potencjalna ofiara zbrodniarza.