I zrób tu pani kabaret! Babki się śmieją, bo życie jest śmiechu warte...
Siostry Hela Wojciechowska, Krysia Molitor i Marysia Koleczko ze Świerklan grają w babskim kabarecie "Samo-się" już od ponad dwudziestu lat. Czas mija, a pomysłów mają coraz więcej. Tematy same pchają się im w ręce. Scenka z sanatorium. Pensjonariuszka się chwali, że pewien pan zaproponował jej hotel, co ma sto gwiazdek. - Pod gołe niebo cię zaprosił, głupia - odpowiada sąsiadka. Albo: do sanatorium wyjeżdża mąż i zostawia żonę samotną. Ale zapomniał czegoś i wraca nagle do domu. A tam żonka już z innym. Mąż wyzywa rywala na pojedynek, aż w końcu ledwo żywi pytają, którego z nich wybiera. A ona: "Jak mam wybierać, to pana Kazia" i wychodzi z całkiem innym panem, który tymczasem nadszedł. - No ale to ze słyszenia, nie z naszego życia - zastrzegają siostry.
Babskich kabaretów w kraju ze świecą szukać. Pojawi się kobieta na scenie kabaretowej w roli rodzynka i tyle. A w "Samo-się" od zawsze są same babki; panów nie brakuje, bo można się za nich przebrać. Przebieranki to damski żywioł.
Hela: - Nie zapomnę, jak byłam Murzynką tylko w staniku i spódnicy ze słomy. Tańczę sobie, a tu spódnica mi się osypuje i znika. Padłam nie ze wstydu, ale ze śmiechu, a sala ze mną.
Kiedyś było jeszcze gorzej. Skecz polegał między innymi na tym, że na środku sceny stoi krzaczek, z zza niego jedna siostra wyrzuca części garderoby. Spódnicę, bluzkę, pończoszki, staniczek i tak dalej. Wczuła się w rolę i wyrzuciła wszystko. Koniec skeczu, a jej nikt ciuszków z powrotem nie podaje. To co, wyjść teraz jak święty turecki i ukłonić się publiczności? I zanim coś wymyśliła, to najpierw pękała ze śmiechu.
Siostry żarty mają w genach, po tatusiu Franciszku. Zapraszano go jako wodzireja w całej okolicy, bo wszystkich umiał rozbawić. Mama Anna tylko dolewała oliwy do ognia i tak było u nich w domu wesoło, że ludzie ciągnęli jak do miodu.
- Moja koleżanka-sąsiadka skarżyła się swojej mamie, że wszyscy ze wsi siedzą u nas, a do nich nikt nie przychodzi. I to była prawda - przyznaje Marysia.
Ale córki Franciszka nie myślały wtedy, że będą występować na scenie. Wybrały sobie zawody od tego bardzo dalekie. Nie tak jak brat Marek, który urodził się, gdy trzy siostry były już nastolatkami. Wielka była z tej okazji uciecha i Marek nasiąkł radością życia. Organizuje własne imprezy i sam występuje.
Helena przyszła na świat jako pierwsza i niezły był z niej urwis. Wyszła za mąż, pracowała aż do emerytury w kopalni Borynia przy maszynach, prawie z samymi mężczyznami.
- Kto nie miał poczucia humoru, ten nie przetrwał w tym towarzystwie, przy ciężkiej pracy. Żarty latały tam i z powrotem, trzeba było umieć się odgryźć - opowiada. Tam wyszlifowała refleks i dawała kolegom do wiwatu. Łatwo nie było, bo górnicy to dowcipny narodek. Nikomu nie podarują.
Krysia urodziła się druga z naturą cichej wody. Spokojna myszka blondyneczka, a jak się odezwie, to idzie w pięty i śmiechu co niemiara.
To jednak nieprawda, że w życiu siostrom szło jak po maśle i tylko się śmiały. Pierwszy chłopak jednej z nich uległ ciężkiemu wypadkowi, trzeba było zmieniać plany ślubne. Marysia nie znalazła nikogo, za kogo by chciała wyjść za mąż. Krysia pracowała na kopalni, sprzątała łaźnie, a świetnie gotuje, więc jeszcze dorabiała szykując wesela. Napracowały się fizycznie. Krysia została wdową. Ale zawsze miały siebie, mieszkają w Świerklanach; Marysia w domu rodziców.
Nieraz przyszło im na myśl, że różne śmieszne odzywki można by spisać, tylko po co? Aż pojawił się błysk, założymy kabaret. W końcu Marysia jest z zawodu maszynistką, to rodzinna mądralińska, sprawdzi, czy skecz ma ręce i nogi, czy dobrze napisany.
Marysia: - Lubiłam swoją pracę, prowadziłam też służbową korespondencję, trzeba było pisać zwięźle i do rzeczy, tak samo skecze.
Hela mnóstwo pomysłów spisywała na gorąco, Marysia ostro poprawiała, a Krysia była przerażona. Miała odgrywać to wszystko, co siostry wymyśliły. Uznały, że ze swoją skromną minką świetnie nadaje się na aktorkę. A o aktorki kabaretowe wcale nie jest łatwo.
Kabaret "Samo-się" powstał przy Kole Gospodyń Wiejskich w Świerklanach. Jak gospodynie rozhulają się z żartami, to można płakać ze śmiechu, ale na scenę żadna nie chce iść. Tłumaczą, że przed ludźmi, publicznie, przenigdy nie będą się wygłupiać, trema. Czasem siostry wyciągają je do występów, ale wtedy zdarzają się różne przygody.
- Może nasze babki się wstydziły, ale też zapominały tekstu. A w kabarecie tekst to podstawa, tu nie ma zmiłuj, jest dyscyplina. Trzeba nauczyć się każdego słowa, bo inaczej skecz spalony - mówi Hela.
Pewnego razu występowały akurat na poważnie, w szopce; grały Trzech Króli z darami dla Dzieciątka. Hela była tym czarnym, z barwną tyką. Zasłoniła nią kartkę papieru leżącą na podłodze. A drugi król w panice, chce tę kartkę za wszelką cenę wydobyć. Była na niej ściąga, bo koleżanka nie nauczyła się tekstu. Cała ta sytuacja okropnie rozśmieszyła szopkę, a nie było to przecież na miejscu.
Dzisiaj w "Samo-się" grają tylko siostry, czasem kogoś ściągną, gdy brakuje im ludzi do scenek. A ile muszą się naprosić. Nie to, co z Krysią: ma grać, to gra, choćby Mike'a Tysona.
Występy czasem są wyzwaniem. Kiedyś zaproszono je na górniczą imprezę, byli sami mężczyźni. I jak ich miała zabawić grupa babek pod sześćdziesiątkę? Zrobiły skecz o meczu bokserskim z "Bestią" Mikiem Tysonem w roli głównej. Górnicy bili brawo.
- Potem usłyszałam na boku: Kobitko, ty jesteś u mnie na szóstkę - śmieje się Marysia.
"Samo-się" występują w turniejach "Gwara śląska na wesoło" i zdobywają nagrody. Biorą udział w ostatnich eliminacjach w Teatrze Ziemi Rybnickiej, ale jeszcze ich nie wygrały. Mają ten cel wciąż przed sobą.
- Tam dają temat scenki z góry, na przykład dożynki. I zrób pani z tego kabaret - wzdycha Hela.
Idzie im jednak coraz lepiej, ludzie się śmieją. Jeszcze tak nie było, żeby zapadło na sali głuche milczenie. A przed występami niektórzy przychodzą godzinę wcześniej, żeby sobie zaklepać miejsce. Ten świat siostrom wydaje się bardzo śmieszny; w pewnym wieku już wiadomo, że życia nie można brać za poważnie. Czasem siostrom zdarza się nawet żartować na cmentarzu, nad grobem rodziców. Chyba nie mają im tego za złe. Helena jest pewna: - Bo kobiety to naprawdę jajcary. A im starsze, tym większe.