Hop w szklankę piwa. Ze... Świebodzina
W dawnym Świebodzinie piwo było traktowano jako napój codzienny. Stąd piwo warzono w wielu punktach miasta.
W XVI wieku w Świebodzinie nawet 60 rzemieślników mogło warzyć piwo. Było to chałupnicze rzemiosło, które nie miało nic wspólnego z fabryką produkującą piwo na szeroką skalę. O takiej, w Świebodzinie, można mówić dopiero po roku 1641. Piwowarstwo było zajęciem powszechnym. Mieszkańcy dostawali przywilej warzenia piwa, które uznawane było za napój codzienny. - Był to raczej podpiwek z mniejszą zawartością alkoholu, który nie zawierał bakterii - wyjaśnia Krzysztof Kowerko, historyk, który tajniki świebodzińskiego browarnictwa przedstawił w swojej pracy podyplomowej „Tradycja piwowarska Świebodzina wczoraj i dziś”.
Pierwsze wzmianki o lokalnym piwowarstwie znajdują się w przywileju księcia Henryka VIII Wróbla z 1395. - Pierwszy poświadczony historycznie browar istniał już prawdopodobnie przed wielkim pożarem miasta w roku 1522. W 1743 przy obecnym Pl. Browarnianym, wzniesiono budynek nowego browaru miejskiego, który stał tam do końca XIX wieku, kiedy to został wyburzony. Długą tradycją szczycił się browar stojący przy rynku, a założony w 1641 - opowiada pan Krzysztof.
- Rzemieślnicy mieli prawo do samodzielnego warzenia piwa. W dziele „Historia miasta Świebodzina od powstania do roku 1763” wspomina się o około 60 domowych browarach w XVI wieku - wyjaśnia Mirosław Algierski, pasjonat historii Świebodzina. - Każdy piwowar miał obowiązek oznaczania swojego wyrobu oraz wnoszenia rocznej opłaty w wysokości 12 srebrnych groszy - dodaje K. Kowerko. Warzelnie znajdowały się m. in. na ulicy Żymierskiego, Poznańskiej, Wałowej czy na rogu Kolejowej i Piłsudskiego. Być może w obecnym gmachu starostwa.
W sercu miasta, obok ratusza pod adresem Rynek 19, powstał browar, który mocno wpisał się w świebodzińską historię browarnictwa. - „Braustatte seit 1641”, czyli „Warzenie od 1641 roku” - taka informacja znajdowała się nad wejściem do pijalni. - Choć browar na rynku miał powstać w 1641, to o tych właścicielach słyszymy dopiero w wieku XIX. Budynki zostały zaadaptowane przez Hieronymusa Peschela w 1882 roku, następnie jego dzieło kontynuował syn Richard. Oprócz samego browaru w centralnym punkcie miasta mieli również piwiarnię, gdzie serwowano piwo „Zloty Peschel”. Znany jest jeszcze „Peschelbrau”. Ich browar wrósł w tradycję miasta dzięki połączeniu produkcji piwa i piwiarni - podkreśla Krzysztof Kowerko.
Peschel zakupił niewielką działkę, którą sukcesywnie powiększał dobudówkami. Z czasem rozwinął budynek restauracyjno - hotelowy. Niewątpliwie około 1900 roku był największym obiektem gastronomicznym w mieście. Zachowało się kilka fotografii przedstawiających piwiarnię, natomiast browar zasłaniały inne zabudowania.
Zakład Peschela zaopatrywał okolicznych mieszkańców w tzw. młode piwo. Dowożono je samochodem ciężarowym. - Nie było to piwo kapslowane. Przed samochodem ustawiały się kolejki z dzbankami, beczkami czy kankami. W domu dodawano wodę, cukier, korkowano butelki i po kilku dniach otrzymywano pieniące się piwo - opowiada M. Algierski.
Syn Peschela, chcąc rozwinąć działalność, wybudował słodownię. Inwestycję zrealizował przed 1934 rokiem. Na 15 metrowym kominie, który zachował się do dziś, znajdują się inicjały R(ichard), P(eschel) oraz data. Po wojnie browar Peschela przestał istnieć. Choć pozostałości po tym browarze (w tym 15-metrowy komin) znajdują się w ścisłym centrum, to niewielu mieszkańców ma tego świadomość, a historia świebodzińskiego browarnictwa większości nie jest znana.
Piwiarnia Peschela była kolejno restauracją „Myśliwską”, barem, sklepem mięsnym. Obecnie mieści się tam sklep papierniczy i biura. Część produkcyjna natomiast przez długi czas była przedsiębiorstwem ogólnobudowlanym, teraz wnętrza przystosowano pod restaurację.
Historia browaru Peschela zakończyła się zaraz po wojnie. W 1950 roku obiekty po byłym browarze nadzorowały Lubuskie Zakłady Piwowarsko-Słodownicze w Zielonej Górze. Potwierdza to protokół sporządzony w tym samym roku, w którym komisja stwierdziła m. in. „przedsiębiorstwo przejmowane jest nieczynnym browarem i słodownią w Świebodzinie przy ul. Rynek 19 (…) Zakład znajduje się w odległości 70 km od miasta granicznego Gubin, 40 km od Zielonej Góry i 132 km od Poznania (…) stan budynków jest w dość dobrym stanie”.
W drugiej połowie XIX wieku na peryferiach Świebodzina powstał konkurencyjny dla Peschela obiekt „Browar Zamkowy”. Dziś miejsce nazywane jest „starym browarem”, jest raczej miejscem nielegalnych spotkań młodzieży... przy piwie. Pozostałości, choć mocno zdegradowane, robią jednak wrażenie. Właścicielami Browaru Zamkowego była rodzina Lotterów. - Pochodzenie nazwy nie jest do końca pewne. Może pochodziła od tego, że zbudowano go na gruntach należących do zamku, a może od tego, że wygląd budynku przypominał do złudzenia zamek? - mówi Kowerko.
Wiadomo, że było to dobrze prosperujące miejsce, używające najnowszych technologii. Zagospodarowano również tereny przyległe do budynku: staw (znajduje się w tym miejscu do dziś), drogi dojazdowe. Były tam różnego typu posągi, fontanny i piękny okazały dziedziniec.
W 1920 roku, w wyniku kryzysu gospodarczego, rodzina musiała sprzedać browar. „Zamkowy” stał się własnością przedsiębiorstwa Ostquell z Frankfurtu nad Odrą. Świebodziński obiekt stał się zapleczem logistycznym dystrybucji browaru frankfurckiego. Po 1945 browar został doszczętnie zniszczony. - W piwnicach, które się zachowały w latach 80-tych znajdowała się ferma pieczarek. Zachowały się tylko fragmenty budowli: relikty schodów czy fragment fontanny - dodaje K. Kowerko.
Peschel docierał ze swoim trunkiem do okolicznych miejscowości. Browar Zamkowy dystrybuowano w dalsze regiony, chociażby do Zielonej Góry, Frankfurtu, miał też epizod poznański... I to nie byle jaki!
- Przypadkiem miałem okazję zapoznać się z „Kronikami Miasta Poznania”. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że świebodzińskie piwo Eichberg (to późniejszy Browar Zamkowy) pijany był w jednym z największych lokali w mieście cesarskim Poznaniu. Był tam dostępny przez dwa lata 1875-1877. Należy podkreślić, że Bismarck Tunell była największą restauracją piwną na ziemiach wschodnich cesarstwa niemieckiego. Większa znajdowała się wówczas tylko w Berlinie.
Bismarck Tunell mieścił się w ogromnych piwnicach. Sala główna miała ponad 50 m długości. Piwo serwowano w towarzystwie grochówki i... wieprzowych uszek. Jest to więc ogromna ciekawostka - mówi M. Algierski. Ta historia stała się dla niego podstawą poszukiwania dalszych informacji o świebodzińskim trunku.
- Żal mi było, że mniejsze miejscowości podtrzymują tradycje warzenia piwa do dziś, a nasza gdzieś po drodze zaginęła. Sięgnąłem do źródeł i część informacji udało mi się zdobyć, a raczej odzyskać - zaznacza.
Już w końcu średniowiecza źródła mówią o tym, że chmiel uprawiano w okolicach obecnej ulicy Walki Młodych (Zerrwinkel). Wspomina się także o plantacjach na południowy - wschód od centrum miasta, a więc w okolicach Lubinicka - potwierdza Marek Nowacki, dyrektor Muzeum Regionalnego. Prawdopodobnie podstawowym surowcem produkcji trunku były pszenica oraz chmiel. - Coraz częściej słyszy się jednak głosy, że produkcja piwa pszenicznego nie była podstawą tutejszej wytwórczości, z tego powodu, że okoliczne gleby nie nadają się do uprawy pszenicy, a jęczmienia - zaznacza K. Kowerko.
Autor: Alicja Kucharska