Henryka Bochniarz o ochronie zdrowia w Polsce
Była minister przemysłu, a obecnie prezydent Konfederacji Lewiatan, o przyczynach emigracji zarobkowej lekarzy i pielęgniarek.
Wojewódzka Rada Dialogu Społecznego zajmowała się we wtorek wyjazdami za granicę pracowników zawodów medycznych z Lubelszczyzny. Wypracowała we wtorek stanowisko w tej sprawie.
Rada uznała, że niezbędne jest m.in. stworzenie bazy kadrowej w zawodach medycznych.
- Potrzebny jest też regionalny monitoring emigracji z analizą przyczyn - poinformował dr Marek Chmielewski z NSZZ Solidarność.
W 2016 r. 45 lekarzy i 60 pielęgniarek zgłosiło się do Lubelskiej Izby Lekarskiej po zaświadczenia, które potwierdzają ich kwalifikacje zawodowe za granicą.
Honorowym gościem spotkania była Henryka Bochniarz, ekonomistka, była minister przemysłu, a obecnie prezydent Konfederacji Lewiatan.
Od lat mówi się, że w Polsce brakuje lekarzy. Czy wyjazdy zagraniczne to główny powód?
W Polsce problem emigracji zarobkowej lekarzy i pielęgniarek pogłębia się, a liczba pacjentów powiększa. Ale taki problem ma wiele innych krajów. Nie jesteśmy żadnym ewenementem.
Gdy mieszkałam w Stanach Zjednoczonych, to może 10 proc. personelu przychodni, do której chodziłam, to byli Amerykanie. Żyjemy coraz dłużej i niekoniecznie w zdrowiu. Jednocześnie mamy coraz mniej ludzi, którzy mogą się zająć chorymi.
Jak można rozwiązać tę sytuację?
Na całym świecie szuka się różnych sposobów. Wiele krajów konsekwentnie próbuje zainteresować inne nacje tym, by do nich przyjeżdżały i pracowały w zawodach medycznych. Dlatego wielu Polaków wyjeżdża chociażby do Wielkiej Brytanii, bo woli tam pracować za kilkakrotnie większe wynagrodzenie.
No właśnie, zarobki.
Uważam, że wynagrodzenie jest ważne, ale to nie jest wszystko. Lekarz w Polsce jest w stanie dorobić, jeśli bardzo chce. Myślę, że jest wiele innych rzeczy, które mogłyby zachęcić ludzi do pozostania w Polsce. Tymczasem my, niestety, żyjemy od jednej rewolucji w służbie zdrowia do drugiej.
Dlatego ani pacjent, ani lekarz lub pielęgniarka nie mogą odnaleźć się w gąszczu tych zmian. Przy tak odpowiedzialnej pracy nie wiedzą nawet, w jakiej rzeczywistości znajdą się za rok czy dwa. Za granicą są poważnie traktowani, a tymczasem w Polsce pielęgniarka połowę czasu spędza na wypełnianiu tabelek i papierów, zamiast zajmować się pacjentem.
Wciąż mówi się o zbyt niskich nakładach na ochronę zdrowia.
To fakt, że wydajemy za mało. Np. na jednego mieszkańca Polski przeznacza się przeciętnie 900 dolarów rocznie, a w krajach UE - 4 tys. dolarów. Ale to nie tylko kwestia pieniędzy. Źle zarządzane instytucje źle wydadzą nawet większe środki finansowe.
Zaznaczmy też, że nie ma idealnego systemu zdrowia. W Polsce przede wszystkim trzeba doprowadzić do poczucia stabilności i przewidywalności. Mamy już po dziurki w nosie tych różnych rewolucji. Sprawdźmy, co można zmienić, ale nie róbmy zamieszania, bo to nikomu nie służy.
Mnie z kolei bardzo martwią te zapędy centralizacyjne, że wszystkie decyzje będą zapadać w Warszawie. Już raz przez to przechodziliśmy.
Natomiast likwidacja NFZ wydaje mi się pomysłem dla pomysłu. Po co tworzyć fundusz celowy? To będzie tak samo funkcjonowało. Chciałabym usłyszeć, jakie to ma przynieść konkretne efekty.