Harcerstwo to moja największa pasja życiowa!
Tak mówi Elżbietą Markulak, drużynowa Próbnej Gromady Zuchowej, „Lolki” - ZHP, przy Katolickiej Szkole Podstawowej w Żarach.
Kiedy złapała pani harcerskiego bakcyla?
Zostałam zuchem w wieku ośmiu lat. Uroczystą obietnicę złożyłam o północy na plaży w Łukęcinie, będąc na pierwszym obozie harcerskim w życiu. Zresztą, te obozy to moje najwspanialsze wspomnienia z dzieciństwa. Obserwowałam starszych i zawsze chciałam być taka jak oni. Przyrzeczenie harcerskie złożyłam na biwaku, także w środku nocy, w dramatycznej scenerii burzowej, wśród grzmotów i błyskawic. To było niezapomniane przeżycie. W czasie studiów musiałam na pewien czas odwiesić mundur, ale wiedziałam, że nigdy nie przestanę być harcerką.
To był pani świadomy wybór? Czy na decyzję o zapisaniu się do zuchów miał ktoś, lub coś wpływ?
Tak jak wszystkie dzieci idą do przedszkola, do szkoły, tak ja po prostu poszłam na zbiórkę. Rodzice zaproponowali mi zuchy, bo sami byli w harcerstwie, to było dla nich i dla mnie zupełnie naturalne kontynuowanie ich pasji.
Czy harcerstwo z tamtych czasów różni się od dzisiejszego?
Harcerstwo różni się na pewno, bo inne są dzieci, inne czasy oraz inne oczekiwania zarówno dzieci jak i rodziców. Dzieci uwielbiają majsterkować, kombinować i wymyślać. Kiedyś też było spokojniej, rodzice tak nie bali się o nas. Pamiętam, że z zuchami wychodziliśmy na całe popołudnia, na całe dnie do lasu na jagody, bez komórek. Mama wiedziała, że jesteśmy w lesie i tak było dobrze. Gdy wracaliśmy brudni, zmęczeni, byliśmy naprawdę szczęśliwi. Mieliśmy mnóstwo przyjaciół, znajomych. To były piękne czasy.
Została pani drużynową. To był świadomy wybór?
Bardzo chciałam pracować z zuchami i wreszcie mi się udało. Razem z księdzem Adamem Żygadło, który jest podharcmistrzem w naszej zielonogórskiej chorągwi, założyliśmy gromadę zuchową. Jestem drużynową 35 zuchów i z dumą noszę mundur, na którym przypięty mam znaczek zucha (ten, który dostałam w dzieciństwie) oraz krzyż harcerski, również z tamtych lat.
Praca z takimi maluchami to przyjemność czy wyzwanie?
Myślę, że i jedno i drugie. Przyjemność to na pewno, bo kocham to, co robię, Wyzwanie jest wielkie, ponieważ chciałabym, aby kiedyś po latach ktoś opowiedział o naszych zbiórkach to, co ja teraz tu mówię, Chciałabym w moich zuchach obudzić chęć działania, nauczyć ich być otwartym na innych, aby zrozumiały, że żyjemy nie tylko dla siebie, ale dla innych.
Czy widzi pani w nich siebie z tamtych dziecięcych lat?
Tak, patrząc na nasze zuchy widzę dokładnie siebie. Uwielbiałam śpiewać, bawić się, rozwiązywać trudne zadania, które dawały wiele satysfakcji. Tak samo jak one wciąż pytałam, kiedy w końcu złożę obietnicę, kiedy i jakie sprawności będę mogła zdobyć. To wszystko wiąże się z wieloma emocjami, które pozostały we mnie tak długo. Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, że pozwolili mi przeżyć przygodę, jaką jest harcerstwo.