Gustawa Morcinka wikłano w politykę szantażem
Poseł Gustaw Morcinek przez całą kadencję 1952-1956 nie zgłosił żadnej interpelacji poza tą jedną, o zamienianie Katowic na Stalinogród. To rysa na biografii pisarza, ale całość jego życia jest czysta i piękna. Ogromną dobroć nie może przesłonić nam ten jeden epizod.
Morcinek był niezwykle aktywny w biurze poselskim, ale nie na sali sejmowej, o czym przekonują w książce „Działalność poselska Gustawa Morcinka czyli katalog ludzkiej biedy” Krystyna Heska-Kwaśniewicz i Lucyna Sadzikowska. To piękna i pouczająca publikacja, wydana właśnie przez IPN. Zawiera listy do pisarza-posła z prośbami o interwencje, odpowiedzi na te prośby, a także podziękowania. Poznajemy Gustawa Morcinka w roli urzędnika spraw niezałatwionych, reagującego na obojętność innych.
Interweniuje w urzędach, bo komuś nie przyznano renty, a innemu zabrano nazwisko w ramach „odniemczania”, czyjegoś syna wcielono do wojska, a córkę kogoś innego zamknięto w areszcie za kupienie 10 kg cukru. Często jest to krzyk rozpaczy do „Obywatela Posła”, by wstrzymał eksmisję.
I był skuteczny w tym, co robił, bo urzędnik z Cieszyna odpisuje Morcinkowi w 1955 roku, że wstrzymuje wykonanie eksmisji jedynie dlatego, żeby „utrzymać prestiż w stosunku do posła na Sejm”. Nie paragraf był tu najważniejszy, ale wysoka pozycja Morcinka. Załatwił nawet przystanek osobowy: Ustroń Zdrój, gdzie są sanatoria, co się powszechnie przypisuje generałowi Ziętkowi. Ocalił księgarnię w Katowicach przy ulicy Kościuszki, za co antykwariusze dziękowali „Drogiemu Mistrzowi”.
„Musi mi pan pomóc, bo ja na pana głosowałem” - napisał wyborca ufny, że jego prośby nie zostawi bez odpowiedzi. Potem w podzięce posyłali 5 zł, by zwrócić posłowi koszty korespondencji, czasem ktoś przyszedł z ćwiartką wódki, ale kołaczem.
Wyborcy pewnie liczyli, że pisarz, który sam wyszedł z biedy, zrozumie też biedę cudzą. Urodził się w 1891 w Karwinie w rodzinie wozaka. Był najmłodszy z czwórki rodzeństwa. Rok po jego narodzinach zginął ojciec. Augustyn - takim imieniem został ochrzczony - w wieku 16 lat pracował w kopalni. Gdy miał lat 19, górnicy zebrali pieniądze na jego edukację i został nauczycielem. Już jako uznany pisarz jeździł wartburgiem.
Punktem wyjścia do napisania książki „Działalność poselska Gustawa Morcinka...” była biografia pisarza, ale to jest także historia PRL-u, stalinowskich czasów, kiedy zmuszano ludzi do robienie czegoś, czego nie chcą.
Nie chciał być posłem
Gustaw Morcinek został posłem pierwszej kadencji Sejmu z ramienia Stronnictwa Demokratycznego. Zapisał się do tej partii, żeby uciec przed PZPR-em, choć ucieczka była pozorna. Literatów zaprzęgano wtedy do budowy Polski Ludowej.
O poselskich zaszczytach nie marzył, ale dano mu do zrozumienia, że nie warto się wzbraniać, bo sprzeciw może zostać potraktowany za sabotaż. W liście do przyjaciela, Jana Kuglina pisał w 1952 roku: „O horror! Ja, a poseł! Będę się bronił mocno, bo nie mam ochoty, aczkolwiek to zaszczyt i tak dalej. Chciałbym jeszcze coś napisać, a podczas posłowania nie mógłbym tego czynić. Wprawdzie wyspałbym się po wszystkie czasy w poselskiej ławie, ponieważ jednak mógłbym chrapać, przeto może kazano by mi pójść do Tereski. I co wtedy? Ktoś by potem napisał: Chrapiący poseł”. Dodał jednak z nadzieją, że może zrobiłby wówczas coś dobrego: „Chyba że w jakiejś komisji kulturalnej kruszyłbym kopie za powrotem Instytutu Śląskiego w Katowicach, (…) który zlikwidował Gomułka, jak mnie poinformowano”.
Posłem został z okręgu wyborczego w Bielsku-Białej. Prof. Krystyna Heska-Kwaśniewicz podaje, że ze spotkań poselskich wracał przygnębiony, bliski depresji i z poczuciem bezradności. Ten zaszczytny obowiązek stał się dla niego prawdziwą udręką.
Poselska aktywność odbierała mu czas na pisanie, a z drugiej strony miał nadzieję, że spotykając się z ogromem ludzkiej biedy, zyska fantastyczny materiał do powieści.
Inspiracją do napisania książki „Działalność poselska Gustawa Morcinka...” była także wypowiedź prof. Walerego Pisarka, wybitnego językoznawcy, który, odbierając doktorat honoris causa UŚ, dziękował zespołowi „Śląsk” za melodię „Karolinki”, górnikom z kopalni, w której pracował, za melodię śląskiego języka i osobiście Gustawowi Morcinkowi, bo w jego życiu odegrał rolę fundamentalną.
- Idąc tym tropem nawiązałam kontakt z Walerym Pisarkiem, który za młodzieńczą działalność został aresztowany i zmuszony do pracy w kopalni na Śląsku - przypomina prof. Heska-Kwaśniewicz. - Morcinek zadzwonił do dyrektora Nowej Huty i poprosił o pomoc dla Pisarka. Przyszły profesor dostał pracę w nowohuckim domu kultury i mógł przed południem studiować w UJ.
Morcinek często nadstawiał głowę dla innych. Gdy bezpieka aresztowała pisarza Zbyszko Bednorza w 1949 roku, podpisał się pod petycją katowickiego środowiska literackiego o uwolnienie kolegi. Morcinek napisał też osobne pismo wstawiając się za Bednorzem. Poradzono mu wtedy, żeby przestał się interesować tą sprawą.
Listy z czasów posłowania, poza jednym, znajdują się wyłącznie w Muzeum im. Morcinka w Skoczowie. Dlaczego w ogóle pisarz je zachował? W archiwach innych pisarzy-posłów nie ma ich wcale.
- Wiedział, że za Stalinogród posypią się na niego burze, może to była próba zabezpieczenia: popatrzcie, ile dobrego zrobiłem? - mówi prof. Heska-Kwaśniewicz.
Kto i czym zmusił Morcinka?
Gdy teraz rozpoczęła się dyskusja o tym, kto powinien się znaleźć w powstającym w Katowicach Panteonie Górnośląskim, wśród osób „kontrowersyjnych”, jest Gustaw Morcinek. Czy ta książka może przekonać do niego tych, którzy oceniają go tylko za apel w Sejmie, by Katowice zostały Stalinogrodem?
- Jestem sercem za Gustawem Morcinkiem - dodaje prof. Krystyna Heska-Kwaśniewicz. - Jest to rysa na jego biografii, ale całość życia jest czysta i bardzo piękna, tak jak jego książki. Profesor Kazimierz Wyka z UJ, historyk literatury, który jest dla mnie autorytetem i był wtedy w Sejmie, powiedział: „Cóż miał robić? Co my mogliśmy zrobić?”.
Prof. Wyka napisał w swojej relacji, że Morcinek był blady jak ściana i drętwym głosem odczytywał tekst, by Katowice zostały Stalinogrodem. Był schorowany, zmęczony, po Dachau. Posłowie głosowali ze spuszczonymi głowami, a potem cała sala wiwatowała na stojąco...
Sprawa Stalinogrodu i tak była przesądzona, pozostawała tylko kwestia ofiary, kto ją zgłosi. Opinia publiczna niesłusznie przypisuje Morcinkowi „autorstwo” tego pomysłu. Katowice przemianowano uchwałą Rady Państwa i Rady Ministrów w celu uczczenia pamięci Józefa Stalina, którą 7 marca 1953 podpisali Bolesław Bierut i Aleksander Zawadzki. Sesja Sejmu, podczas której Morcinek odczytał ów apel o zmianę nazwy miasta, odbyła się dopiero 28 kwietnia, po prawie dwóch miesiącach administracyjnego funkcjonowania Stalinogrodu.
62-letni pisarz zapłacił za to utratą autorytetu, a ciągle nie znamy odpowiedzi na pytanie, kto wydał mu takie polecenie i jakich użył argumentów.
- Zamknijmy już tę debatę, bo pewnie całej prawdy nie poznamy. Oceniajmy go za to, jakim był pisarzem i człowiekiem, a nie za Stalinogród - mówi dr Lucyna Sadzikowska.
Zbyt łatwo przychodzi nam dziś wydawać sądy. Morcinek nie podpisał volkslisty, choć był to warunek, by wyszedł z obozu w Dachau. Odmówił Niemcom. Brakło mu odwagi, by odmówić komunistom w PRL-u. Narastał w nim lęk przed uwięzieniem, bał się, że nie będą wydawać jego książek.
Po skończonej kadencji w 1956 roku pisał do przyjaciela: „Nie masz pojęcia, z jaką ulgą uświadamiam sobie, że nie będę posłem. Gdy wylazłem z obozu w Dachau i przebywałem w Biviers koło Grenoble, to wyczuwałem tę sama ulgę, gdy uprzytomniłem sobie, że koło mnie nie ma esesmana z karabinem”.