Grzegorz Żochowski. 50 -
Podziwiam temperament rządu w pielęgnowaniu państwowego trzosu.
Podziwiam temperament rządu w pielęgnowaniu państwowego trzosu. Jeszcze na początku kadencji wróżyłem razem z innymi czarnowidzami, że finanse kraju w obliczu tylu socjalnych planów legną w gruzach, ale teraz zmieniam zdanie. Nie doceniłem pomysłowości i determinacji nowych ministrów. Co prawda eksperci nie wierzą w pełne zbilansowanie dobrodziejstw 500+ i innych projektów - już wdrożonych lub zapowiadanych - ale boję się ich bronić, bo z Warszawy aż iskry lecą od pracy trybów w niejednej głowie.
Wszyscy byli zaskoczeni, że tak znacząco podniesiono od nowego roku płacę minimalną. Nic w tym jednak dziwnego zwłaszcza, że premier wprost powiedziała, iż kierowała się między innymi troską o finanse publiczne. Mało kto chyba zwrócił na to uwagę, ale wzrost wynagrodzenia brutto o 150 zł oznacza, że Państwo dostanie bezpośrednio ok. 77 zł miesięcznie więcej. W skali roku i kraju zbierze się tego ponad 1,2 mld zł.
Niespecjalnie wierzę w pożądany skutek, ale z zaciekawieniem przypatrywałem się też reklamie obligacji. Następujące po sobie slajdy mówią: weź pieniążki z 500+ i kup papiery wartościowe, emitowane przez Skarb Państwa. Tym sposobem wróciłyby one do ofiarodawcy. Świetny sposób, żeby i dać, i mieć. Przynajmniej na razie.
Helikopterów nie sprzedadzą nam Francuzi, bo oferowali zbyt mały offset. Offset to ustrojstwo, polegające na tym, że z Francji przyjeżdża fachowiec w jednym tylko ciuchu i na miejscu, gdzieś powiedzmy w Kobyłce, kupuje kawał blachy, kupuje młot i robi śmigłowiec. Czegoś mu brakuje, to goni do osiedlowego sklepiku i u nas w kraju płaci pieniędzmi, które dostał od polskiego wojska. Chytre Francuziki chcieli do nas ponoć gotowym sprzętem przylecieć i tylko wierzchnią farbę w hurtowni zamówić. No i to było nie na rękę rządowi, bo za mało kasy wróciłoby z powrotem do skarbca, więc zbrojeniowy przetarg unieważnił i skierował wzrok na firmy, które mają fabryki w kraju. Dzięki temu, różnymi kanałami trafi z powrotem do centrali parę miliardów.
Podobnych sztuczek zastosowano znacznie więcej. Podsumowałem je parę razy z ciekawości, odjąłem wydatki, porównałem z oczekiwaniami i zawsze brakowało mi gdzieś 50 zł. Myślałem, że się mylę, że rachunków zapomniałem, ale nie, wyliczenia były poprawne. Dzisiaj ze skrzynki wyjąłem urzędową kopertę, a w niej jakieś tabelki, jakieś adnotacje, jakieś mazakiem podkreślone kwoty. W związku z tym, że nadawcą był urząd skarbowy, względnie łatwo zrozumiałem opisaną tam historię. Chodzi o to, że w 2012 r. spóźniłem się z zapłaceniem podatku o 2 dni. Termin mijał w sobotę, a ja pieniądze przelałem w poniedziałek. Ponieważ od tamtych zdarzeń narosło kilka tysięcy procent odsetek karnych, to ja dołożę te brakujące pięć dych.
Tylko dlaczego dopiero po tylu latach wygrzebano niedociągnięcia? Czy dlatego, że urząd - rolniczym zwyczajem - prowadzi żniwa tylko dojrzałych zbiorów, czy może dlatego, że w Warszawie co poniektórzy nie śpią, wymyślając, jak załatać dziury w budżecie. W każdym razie jeżeli finanse padną, to nie przeze mnie, ja swoją część wpłaciłem.