Grzegorz Flasza, przed wyjazdem do Norwegii, występował m.in. w Igloopolu i Wisłoce Dębica. Z 29-letnim bramkarzem porozmawialiśmy m.in. o jego karierze i codziennym życiu w Norwegii.
W Polsce grał Pan m.in. w Igloopolu i Wisłoce Dębica, jednak w 2012 roku zdecydował się Pan na wyjazd do Norwegii. Skąd pomysł na taki kierunek?
Nie planowałem wyjazdu za granicę, jednak czasami w życiu zdarzają się takie sytuacje, że trzeba coś zmienić, uciec od pewnych spraw i zacząć wszystko od nowa. Zdecydowałem się na wyjazd do Norwegii, dlatego że miałem tam siostrę z mężem. Oni pomagali ma na początku ze wszystkim.
Aż cztery sezony spędził Pan w Baerum SK. Raz graliście baraże o awans do ekstraklasy, by rok później spaść z ligi… Jak ocenia Pan poziom drugiej ligi norweskiej?
Baerum dla mnie jest jak rodzina. Spędziłem w tym klubie cztery sezony jako pierwszy bramkarz. Bardzo dobrze wspominam lata spędzone w tym klubie. Poziom pierwszej ligi porównywalny jest do naszego zaplecza w Polsce. Choć z drugiej strony ciężko mi powiedzieć, ponieważ nie oglądam dużo naszej pierwszej ligi, ale myślę, że różnica nie jest wielka.
Zaplecze norweskiej ekstraklasy to w pełni profesjonalne rozgrywki? Piłkarze utrzymują się jedynie z gry w piłkę czy jest to niemożliwe?
To pytanie pada często. W pierwszej lidze są bardzo duże różnice płatności pomiędzy klubami. Są kluby, które płacą krocie, a są takie, które płacą mniej i wtedy trzeba coś robić oprócz grania w piłkę. Zaplecze norweskiej ekstraklasy jest w pełni profesjonalne pod względem organizacyjnym. Wszystko jest na najwyższym poziomie. Dużo zależy też od danego klubu i regionu, w jakim się znajduje.
Teraz występuje Pan w Tromsdalen UIL. To przyjazny klub dla większego Tromso IL czy relacja pomiędzy kibicami przypomina bardziej nasze warunki?
Tromso IL jest dużo większym klubem… Oni kilka lat temu grali w Lidze Europy. Jeżeli chodzi o kibiców to nie ma czegoś takiego jak w Polsce, że jest wojna między dwoma klubami w jednym mieście. Kibice żyją w zgodzie, bez żadnych sporów.
Tromsdalen jest większe i lepsze organizacyjnie od Baerum?
Myślę, że tak. Moja aktualna drużyna ma bogatszą historię, dłużej grali w pierwszej lidze od Baerum. Organizacyjnie też lepiej to tutaj wygląda. Wszystko musi być zapięte na ostatni guzik, czego czasem brakowało w poprzednim klubie. Jednak obie ekipy są jak duże rodziny, w których występują lokalni piłkarze. Bardzo mało, a wręcz praktycznie w ogóle nie ma osób z poza Tromso i okolic. Tak samo było w Baerum, gdzie również występowali w większości lokalni zawodnicy.
Po 10 kolejkach zajmujecie dziewiąte miejsce w tabeli. Jaki cel macie na ten sezon?
Zawsze stawiam sobie wysokie cele i chciałbym zakończyć ten sezon w czołowej szóstce. Taka lokata daje możliwość gry w barażach o norweską ekstraklasę. A jak będzie, to zobaczymy. W Baerum w pierwszym sezonie byliśmy stawiani do spadku, a graliśmy baraże o awans… W tym sezonie też nie jesteśmy faworytami, ale mamy dobrą drużynę, więc jestem dobrej myśli.
Polacy często przewijają się przez norweskie ligi, jednak czy najbardziej ceni się tam polskich bramkarzy? Oprócz Pana można wymienić również Piotra Leciejewskiego, Łukasza Jarosińskiego czy Radosława Janukiewicza. Utrzymujecie między sobą kontakt?
Polscy bramkarze są bardzo szanowani w Norwegii. Myślę, że dużą rolę odegrał w tym Piotr Leciejewski, który w ostatnim sezonie został wybrany najlepszym bramkarzem ligi. Najlepszy kontakt mam z Łukaszem Jarosińskim, który jest moim bardzo dobrym kolegą. Często do siebie dzwonimy.
Ciężko jest Polakowi w norweskiej szatni? O Norwegach mówi się, że to specyficzni, nieco wycofani ludzie…
Na początku tak, było ciężko, ale szybko można złapać wspólny język. Norwedzy są trochę specyficzni, niechętnie zawierają nowe znajomości i są samolubni. Wszystko też zależy od regionu. Na północy, gdzie teraz jestem są bardzo otwarci, pomocni i przyjaźni. Trochę się różnią od ludzi, którzy mieszkają w okolicach Oslo.
Jak Pan znosi noce polarne? Można się do tego przyzwyczaić?
Jeżeli chodzi o temat nocy polarnych, to na szczęście jeszcze nie przeżyłem tego koszmaru (śmiech). Przyjechałem do Tromso pod koniec marca, a noce polarne trwają do końca stycznia, początku lutego. Więc miałem dużo szczęścia… Teraz z kolei mam 24 godziny na dobę jasno i słonecznie. Oczywiście jak nie pada śnieg (śmiech).
Śledzi Pan dalsze losy byłych klubów?
Cały czas jestem na bieżąco z wynikami, śledzę tabele. Czas w Igloopolu i Wisłoce wspominam bardzo dobrze. Czekam na derby Dębicy w następnym sezonie…