Grzechy i grzechoty sylwestrowej nocy
Polacy na Sylwestra wydadzą ponad 10 miliardów złotych, co jak łatwo wyliczyć stanowi równowartość dwudziestu zbiorów Czartoryskich, „Damy z gronostajem” nie wyłączając. Przyznacie - w takim ujęciu blednie inwestycyjny rozmach ministra kultury Piotra Glińskiego, nacjonalizującego Cecylię Gallerani i hotel Cracovia.
W tym drugim przypadku wyręczył prezydenta Jacka Majchrowskiego, dla którego temat ów od lat zaliczał się do kategorii nierozwiązywalnych, urzędniczych gordyjskich węzłów namotanych na własne życzenie.
Kuć żelazo należy póki gorące, może minister Gliński siłą rozpędu wykupi działki od deweloperów pod przyszłe parki kultury (fizycznej), może wysupła kasę na hotel Forum, byłbym też za tym, żeby samorząd na bezczelnego opchnął mu stadion Wisły. Pod pretekstem, że można by uczynić zeń pomnik brutalizmu, najbrutalniejszego z brutalnych.
Śmichy-chichy, a niektórzy narzekają, że publiczna kasa leje się wodospadem do prywatnych kieszeni, że zbyt kosztowne to wstawanie z kolan, że na kulturę nie ma, na teatry nie ma, na festiwale nie ma, ale jest pół miliarda na Leonarda.
Może to rozrzutność, może to bez sensu, może to PR („bo wreszcie zrobiliśmy coś, co nie wyprowadzi ludzi na ulice!”), ale powiem wam tyle, że gdyby ludzie zamiast sylwestrowych fajerwerków kupili bilety do kin, muzeów i teatrów, tedy instytucje kultury musiałby nająć dodatkowych księgowych, żeby nadążyć z liczeniem zysków.
Ponad 10 miliardów. Puszczone z dymem, przepite, przejedzone w jeden wieczór.
Ale że ludzie ponad kwestie ducha zdecydowanie przedkładają sprawy ciała, a mówiąc jaśniej - kulturę mają gdzieś, tedy napędzają PKB w inny sposób. Taki na przykład, że teraz kasę z 500 plus ładują w zestaw superbomba „z efektem czerwonych i pomarańczowych piwonii, z białymi i zielonymi rozbłyskującymi ogonami, trzeszczącymi palmami, ze złotymi welonami z grzechotem i kolorowym rozbłyskiem ”.
Tak, to właśnie trzeszczące palmy i złote welony z grzechotem doprowadzają wasze psy i koty do zawału w sylwestrową noc. W sumie lepiej jednak, że ktoś z radości podpala lont fajerwerku, a nie starym zwyczajem stodołę sąsiada.
Nawiasem mówiąc, rozwijający się rynek supermarketowej pirotechniki jest fascynujący. Lista zakupów: masło, chleb, papier toaletowy, szampan, wódka, bateria 64-strzałowa Harmonie. „Zielone peonie, brokatowe korony, niebieskie piwonie, srebrne trzeszczące chryzantemy z czerwonymi końcówkami”. Urzekają mnie to opisy, tworzą je chyba niewydarzeni poeci do spółki z nieudanymi botanikami.
Ponad 10 miliardów. Puszczone z dymem, przepite, przejedzone w jeden wieczór. Ale pocieszcie się - zainwestowane w państwo. W 500 plus. W „Damę”. Bo taka „Dama” to przecież konkret. Zawsze można ją powiesić nad kominkiem. Pytanie tylko - u kogo.