Gorzów to brzmi dumnie, ale po co nam ciągle jeszcze ten Wielkopolski?
W kategorii:_Gorzowskie rozczarowanie roku bez wątpienia pierwsze miejsce zająłby prezydent Wójcicki, a to za sprawą postawy w kwestii skrócenia nazwy miasta - pisze do „GL”_były prezydent
Na zakończenie drugiej debaty na temat skrócenia nazwy miasta w Archiwum Państwowym 21 stycznia 2016 roku (!) prezydent Jacek Wójcicki jednoznacznie opowiedział się za tym, by nazwa miasta brzmiała dumnie, po prostu Gorzów, zapowiadając - w obecności ok. 200 zgromadzonych osób - pilne podjęcie działań formalnych. Panu prezydentowi udzieliła się atmosfera - nawoływano wręcz do działania zamiast dalszego gadania - do tego stopnia, że zadeklarował złożenie wniosku do ministra administracji do 30 marca (!), tak by decyzja mogła być podjęta przez Radę Ministrów przed końcem pierwszego półrocza i wejść w życie z początkiem nowego roku. To oczywiście, mimo entuzjazmu pana rezydenta, było zupełnie nierealne z formalnych względów. Według późniejszych deklaracji prezydenta, ratusz miał przygotować kampanię informacyjną, której kumulacja miała nastąpić na urodziny miasta – 2 lipca. Kampania promocyjna miała poprzedzić procedurę formalnych konsultacji społecznych, które prezydent zapowiadał na wrzesień, tak by niedługo po wakacyjnej przerwie rada miasta mogła podjąć w tej sprawie decyzję. Potwierdzał te plany przewodniczący rady miejskiej w odpowiedzi na formalne zgłoszenie inicjatywy obywatelskiej, podpisane przez inicjatorów debat publicznych oraz liderów pięciu organizacji społecznych mających ogólnomiejski charakter.
Niestety, minął rok i jak wszyscy wiemy skończyło się na szumnych deklaracjach! Zamiast tego prezydent Wójcicki wszedł w buty swego poprzednika, nie bacząc na śliskość gruntu, na który wkracza. Aliści, ku powszechnemu zaskoczeniu zajął się - zamiast nazwą miasta - majstrowaniem przy logo miasta. Wynajęci przez prezydenta spece od pijaru z Krakowa, za 150 tys. zł, zafundowali miastu pomysł marketingowy okrzyknięty przez media jako… plagiat. Marketingowcom działającym z zewnątrz, a więc nie znających w detalach miejscowych uwarunkowań zdarza się często tworzyć hasła … ni z gruchy, ni z pietruchy! Ot, z pozoru coś fajnie brzmi, do czegoś pasuje - „coś”, „do czegoś” - kopiuj, wklej i już jest! Nic dziwnego, że hasło „Gorzów w sam raz” szybko zostało „wzięte na języki”, bo w sam raz na co? Jak złośliwi chcą … na poziom gminnych aspiracji? Tak się dzieje, gdy nie zna się ducha miasta, jego genius locci, a wymyśla się zza biurka czy też na podstawie mapy… jak przed paru laty prezydentowi Tadeuszowi Jędrzejczakowi za kilkaset tysięcy złotych marketingowcy zafundowali hasło „Gorzów przystań”. No bo dlaczego nie, skoro Gorzów leży nad piękną Wartą? Jak pamiętamy, wtedy internauci tę niefortunną nazwę, przechrzcili na… Tadziu przestań!
Aambitni gorzowianie - tak jak niegdyś nie chcieli się godzić na to, by ich miasto było jakąś przystanią, a więc miejscem na chwilowy postój - bo jeśli już to portem, także życiowym - tak i teraz nie chcą, by miasto było w sam raz nie wiadomo na co, jeśli już to żeby Gorzów „był szyty” w sam raz na miarę… ich marzeń! Ale, ale… każdy kto słyszał rok temu w Archiwum Prezydenta Wójcickiego mógł być pewien, że w roku 760-lecia, nasze miasto będzie wreszcie oficjalnie nazywać się po prostu Gorzów.
Tymczasem nie podjęte zostały żadne działania formalne i postawa Jacka Wójcickiego w tej sprawie – od euforii do zaniechania – jest największym rozczarowaniem minionego roku!
Cóż takiego się wydarzyło, że prezydent miasta zajął się, narażając się na kpiny, błahostką - wymyślaniem logo miasta? Nie robiąc nic w kwestii, która także dla marki miasta, jego marketingu, jest najważniejsza. Co więcej w sprawie, dzięki której przechodzi się do historii! Czy to tylko brak wyczucia, rozumienia historycznej perspektywy?