Głośny kaszel bezdomnego na klatce schodowej wywołał panikę w całym bloku. Czy jesteśmy przygotowani na takie przypadki?
Zdarzenie, które miało miejsce w ubiegłym tygodniu na bydgoskich Bartodziejach jest wielce symptomatyczne dla obecnej sytuacji. Strach towarzyszący nam przed zarażeniem się koronawirusem wymaga od nas wszystkich nowych, nieznanych wcześniej i niewypróbowanych reakcji.
- Przed paroma dniami wieczorem na klatce schodowej w moim dziesięciopiętrowym bloku wylądował pijany bezdomny kaszlący jak kukułka, wywołując panikę wśród mieszkańców – powiedział nam lokator budynku na Bartodziejach.
- Straż Miejska odmówiła przyjazdu na interwencję, bo, jak stwierdził dyżurny przez telefon, nie mają odpowiednich strojów ochronnych. Policja sprawę załatwiła, ale trwało to aż 20 minut. Następnego dnia rano sprzątaczka zaczęła myć okna na klatce schodowej, chociaż ktoś przylepił tam kartki z informacją, żeby ludzie omijali półpiętro, na którym bezdomny „urzędował”. Jak się później okazało, kierownik administracyjny osiedla nie ma firmy do przeprowadzenia dezynfekcji klatki schodowej, a miejskie centrum zarządzania kryzysowego nie ma... nic do tego. Ciekawe, co by było, gdyby kaszlący bezdomny miał koronawirusa… Jak wyglądałaby wtedy kwarantanna mieszkańców całej klatki schodowej?
Straż Miejska bez zabezpieczenia
To oczywiste, że w takiej lub podobnej sytuacji mogą się znaleźć w każdej chwili mieszkańcy innych bydgoskich osiedli. Dotąd w przypadku zdarzeń z udziałem osób bezdomnych wzywali Straż Miejską. Czy przebieg opisanego zdarzenia świadczy o tym, że straż w takich przypadkach interweniować już nie będzie?
- Potwierdzam, że wpłynęło zgłoszenie o nietrzeźwej, kaszlącej osobie, przebywającej na klatce schodowej jednego z bloków – odpowiedział nam rzecznik bydgoskiej SM, Arkadiusz Bereszyński. - Dyżurny straży zasugerował, że w przypadku podejrzenia choroby, na miejsce powinny zostać skierowane służby medyczne, gdyż strażnicy miejscy nie posiadają zabezpieczenia ochronnego związanego z zagrożeniem epidemiologicznym.
Strażnicy miejscy nie posiadają zabezpieczenia ochronnego związanego z zagrożeniem epidemiologicznym.
Jak nam wyjaśnił Arkadiusz Bereszyński, patrole Straży Miejskiej posiadają rękawice i maseczki jednorazowe oraz tzw. przyłbice chroniące twarz. Ponadto strażnicy zostali wyposażeni w płyn dezynfekujący ręce oraz w płyn do dezynfekcji powierzchni. Dodatkową ochronę otrzymały patrole, które pełnią służbę przy miejscach, w których zostały umieszczone osoby przechodzące kwarantannę. Zabezpieczenie to stanowi strój ochronny, który jest zakładany na odzież. Nie jest to jednak tzw. strój ochronny biologiczny, który w pełni stanowi ochronę antywirusową.
Odkażamy tym, co mamy
- W tym przypadku administracja osiedla dokonała dezynfekcji środkami, które posiadamy – wyjaśnił nam dalszy przebieg zdarzeń prezes zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej „Zjednoczeni”, Jarosław Skopek. - Oczywiście, nie wygląda to jak w telewizji, bo nie mamy masek, kombinezonów i tym podobnych. Zmywamy dostępnymi środkami opartymi o chlor i 60-procentowy alkohol. W bieżącej działalności dezynfekujemy przynajmniej raz dziennie wszystkie poręcze, uchwyty w częściach wspólnych, kasety z przyciskami w windach. Prowadzimy także codzienne sprzątanie klatek, robimy co możemy. W obecnej sytuacji warto szczególnie zwracać uwagę na to, by nie wpuszczać obcych i bezdomnych do klatek schodowych, by zabezpieczać drzwi wejściowe.