Giorgia, czyli kto? Meloni ma szansę być pierwszą kobietą na czele włoskiego rządu
„Jestem kobietą, jestem matką, jestem chrześcijanką”. To zdanie nieodłącznie towarzyszy Giorgii Meloni, która poprowadziła partię Fratelli d’Italia (Bracia Włosi) do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych w Italii. Hasło powtórzone w wydanej w ubiegłym roku biografii „Io sono Giorgia” (Ja jestem Giorgia) już wkrótce będzie mogło zostać uzupełnione o sformułowanie „Jestem premierem”.
Po zwycięskich wyborach Meloni ma szansę zostać pierwszą kobietą w fotelu szefa włoskiego rządu. M.in. z tego powodu o 45-letniej rzymiance w ostatnim czasie napisano już dosłownie wszystko. W mediach na całym świecie, także i w Polsce, skupiano się jednak głównie na kontrowersyjnych początkach jej politycznej kariery. Warto przeanalizować ewolucję, jaką przeszła od czasu wstąpienia do młodzieżówki ultraprawicowej jeszcze w czasach nauki w liceum aż do przewodzenia partii centroprawicowej, która przekonała większość Włochów, że to właśnie ona może zmienić sytuację w kraju.
Już po ogłoszeniu wstępnych wyników we Włoszech w Europie i po drugiej stronie Atlantyku dominowały opinie zdecydowania sceptyczne lub wręcz alarmistyczne. W nocy z niedzieli na poniedziałek (urny we Włoszech zamknięto o godzinie 23.00) amerykańska stacja CNN podawała, że we Włoszech będzie rządzić „najbardziej prawicowy rząd od czasów władzy Benito Mussoliniego”.
Jeszcze przed tym, gdy Włosi ruszyli głosować, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podczas wystąpienia na amerykańskim Uniwersytecie w Princeton zapytana o wybory parlamentarne we Włoszech stwierdziła, że „Zobaczymy wynik głosowania we Włoszech. Były też wybory w Szwecji. Jeśli sprawy pójdą w trudnym kierunku, mamy narzędzia, jak w przypadku Polski i Węgier”. Słowa szefowej KE wzbudziły wiele wątpliwości. Z jednej strony odpowiadały na obawy wielu liderów politycznych w państwach uważanych za kluczowe dla funkcjonowania Unii Europejskiej – głównie z strony rządów Francji i Niemiec. Z drugiej wzbudzały oburzenie europejskich partii prawicowych – Frontu Narodowego Marine Le Pen, partii Vox w Hiszpanii czy Prawa i Sprawiedliwości w Polsce – które z kolei po wyborze Meloni wyrażają entuzjastyczny optymizm.
Należy pamiętać, że od września 2020 roku Giorgia Meloni jest przewodniczącą Sojuszu Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim, które zrzesza eurodeputowanych m.in. z PiS. Niemniej założenie, że Meloni będzie stać w kontrze do głównego nurtu polityki Unii Europejskiej, może być złudne. Jak mówią eksperci, włoscy politycy – także ci z prawej strony – nie są eurosceptykami sugerującymi możliwość opuszczenia UE, ani zwolennikami rewizji polityki euroatlantyckiej. Są do bólu pragmatyczni, ale ich priorytetem jest zadowolenie włoskich wyborców. A tych obecnie najbardziej interesują rosnące rachunki za energię.
Włoskie obawy przed kolejnymi sankcjami nakładanymi na Rosję nie mają wiele wspólnego z brakiem poparcia dla Ukrainy. Zresztą Meloni już jakiś czas temu jasno zadeklarowała, że Rzym będzie wspierał Kijów i że jednoznacznie uznaje winę Rosji przy rozpoczęciu wojny, za co już po wygranych wyborach podziękował jej prezydent Wołodymy Zełenski, który napisał w mediach społecznościowych po włosku „Gratulacje dla Giorgii Meloni i dla jej partii z okazji zwycięstwa w wyborach. Doceniamy stałe poparcie Włoch dla Ukrainy w walce przeciwko rosyjskiej agresji. Liczymy na owocną współpracę z nowym włoskim rządem”.
Meloni odpowiedziała: „Wie Pan, że może liczyć na nasze lojalne poparcie dla sprawy wolności narodu ukraińskiego”.
Tego samego nie można powiedzieć o przyszłych koalicjantach Fratelli d’Italia z partii Lega Matteo Salviniego oraz Forza Italia Silvio Berlusconiego. Ci politycy nie dość, że spóźnili się z deklaracjami proukraińskimi, to obciąża ich także wcześniejsze, zupełnie jawne wyrażanie sympatii w stosunku do Władimira Putina. Tu trzeba jednak zaznaczyć, że większość włoskich elit politycznych chciałaby jak najszybszego pokoju i powrotu do polityki „buisiness as usual”. Te same motywy są postawą do zakulisowych nacisków na Kijów, by doprowadzić do negocjacji z Moskwą. Meloni oficjalnie jest zdecydowanie i jednoznacznie krytyczna wobec działań Rosji, mimo że jeszcze kilka lat temu była w stanie w Warszawie mówić dziennikarzom o rozbieżnych interesach państw Europy Środkowo-Wschodniej i Włoch w kontekście działań Moskwy.
– Wiem, że z przyczyn historycznych Polska ma spore problemy z Rosją. Doskonale rozumiem też, że musi bronić swojej tożsamości. Ale włoskie doświadczenia są inne niż polskie. Dlatego my możemy traktować Moskwę jako interesującego partnera ze wspólnym zagrożeniem, jakim jest fundamentalizm islamski – tak mówiła Giorgia Meloni w rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press w kwietniu 2019 roku podczas swojej krótkiej, kilkugodzinnej wizyty w Warszawie, gdzie przyjechała na specjalne spotkanie z prezesem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyńskim.
Wtedy Meloni, przynajmniej z perspektywy Polski, pozostawała jeszcze w cieniu Matteo Salviniego, ówczesnego wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych Włoch. Salvini przyjechał do Warszawy na spotkanie z Kaczyńskim rok wcześniej i poza rozmowami z wybranymi redakcjami zorganizował w ambasadzie Włoch wielką konferencję prasową. Meloni przyjechała po cichu i spotkała się z garstką dziennikarzy w lobby hotelu Sobieski mieszczącym się tuż obok siedziby PiS przy ulicy Nowogrodzkiej.
– Wiele mówi się o równości państw Unii Europejskiej, ale gołym okiem widać, że UE jest tylko instrumentem w rękach Paryża i Berlina, które poświęcają interesy reszty państw w imię własnych korzyści. Sądzę, że sojusz między państwami basenu Morza Śródziemnego oraz Grupy Wyszehradzkiej mógłby stanowić przeciwwagę dla tego francusko-niemieckiego superpaństwa w Unii Europejskiej – mówiła Meloni podczas wspomnianej wizyty w Warszawie.
W ostatnim czasie, szczególnie podczas kampanii wyborczej, Meloni wyraźnie dystansowała się od polityków postrzeganych w Unii Europejskich za skrajnie prawicowych z naszej części Europy, przede wszystkim premiera Węgier Viktora Orbana. Nie pojawiła się też na ostatnich spotkaniach organizowanych przez europejskiej partie konserwatywne w Warszawie i Madrycie. Zjawiła się za to na konwencji partyjnej hiszpańskiej partii VOX przed wyborami samorządowymi w Andaluzji, gdzie wygłosiła szeroko komentowane przemówienie, podczas którego wyznała swoje polityczne credo dotyczące kwestii tradycyjnego modelu i rodziny oraz osób LGBT.
– Żadne mediacje nie są możliwe, są sprawy, w których trzeba powiedzieć tak lub nie. Tak dla naturalnej rodziny – nie dla lobby LGBT. Tak dla tożsamości seksualnej, nie dla ideologii gender. Tak dla cywilizacji życia – nie dla cywilizacji śmierci – mówiła (po hiszpańsku) Meloni.
– Meloni znakomicie potrafi swoje radykalne, niektórzy twierdzą, że wręcz niebezpieczne, idee przekuć w jasny przekaz, który mocno brzmi, dobrze sprzedaje się medialnie i świetnie trafia do masowego, prostego odbiorcy. Z tego punktu widzenia jest to kobieta sukcesu – mówił w rozmowie z AIP jeszcze na kilka miesięcy przed wyborami historyk i italianista z Uniwersytetu Warszawskiego dr Piotr Podemski.
W ciągu zaledwie kilku lat Giorgii Meloni i jej partii udało się zyskać kilkukrotny wzrost poparcia – z niewielu ponad 4% w 2019 roku do ponad 26%, w niedzielnych wyborach przekonując przede wszystkim niezdecydowanych wyborców, którzy stanowią we Włoszech zazwyczaj ok. 1/5 elektoratu, ale tym różnią się np. od polskich wyborców, że mimo braku wyraźnych preferencji politycznych idą głosować.
Właśnie od nich Meloni dostała kredyt zaufania, na który zapracowała, kreując się na skutecznego polityka, ale i zwykłego obywatela.
– W naszym kraju mówi się o politykach, jak gdyby byli istotami pochodzącymi z innej planety. A przecież są po prostu Włochami, jak wszyscy inni. Są dobrzy albo źli, a my jesteśmy w stanie ich rozróżnić pod warunkiem, że mówią prawdę o swoich poglądach. Ja mówię prawdę bez względu na to, czy się to komuś podoba, czy nie – napisała Meloni we wstępie do swojej biografii. O tym, czy prawdopodobna nowa premier Włoch skupi się na dobrobycie obywateli własnego kraju, czy politycznie poprawnych relacjach z Unią Europejską, również zdecyduje ona sama.