Generałowie Maczek i Sosabowski dowodzili pionierskimi jednostkami w dziejach polskiej armii. Wybitnie zasłużyli się, walcząc u boku aliantów. „Nagrodą” była wegetacja na Wyspach Brytyjskich.
Stanisław Maczek i Stanisław Sosabowski urodzili się w tym samym roku na terenach Królestwa Galicji i Lodomerii. Obaj walczyli w C.K. Armii na froncie włoskim, a potem uczestniczyli w bojach o odrodzenie Rzeczypospolitej. Nie dali plamy w czasie kampanii wrześniowej. Należeli do najwybitniejszych generałów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Dowodzili pionierskimi formacjami w historii polskiej armii. Walnie przyczynili się do zwycięstwa aliantów. Obaj poznali także gorzki smak brytyjskiej „wdzięczności”. Mimo wybitnych zasług po 1945 r. żyli w zapomnieniu i biedzie, zmuszeni przez sytuację do ciężkiej fizycznej harówki. Oto twarde drogi życiowe tych dwóch polskich bohaterów.
Patriotyczna Galicja
Obaj generałowie przyszli na świat w 1892 r. w najbiedniejszej krainie monarchii Habsburgów - Królestwie Galicji i Lodomerii, przez złośliwych nazywaną Golicją i Głodomerią.
Stanisław Maczek urodził się 31 marca w podlwowskim Szczercu. Jego rodzina po mieczu pochodziła z Chorwacji. Ojciec, Witold, był sędzią, a potem prowadził własną praktykę adwokacką, w związku z tym mógł zapewnić swoim bliskim dość wysoki poziom życia.
Mały Staś swoje beztroskie dzieciństwo spędził w Drohobyczu, do którego rodzina Maczków przeniosła się ze Szczerca. Tam skończył słynne z wysokiego poziomu Gimnazjum im. Franciszka Józefa. W 1910 r. bardzo dobrze zdał egzamin maturalny. Został uznany za „chlubnie uzdolnionego” razem ze swoim kolegą z klasy, przyszłym słynnym pisarzem i grafikiem Bruno Schulzem.
Stanisław Sosabowski urodził się 8 maja w rodzinie kolejarskiej zamieszkałej w Stanisławowie. Gdy miał jedenaście lat, zmarł jego ojciec. Przyszły generał, jako najstarszy z trójki rodzeństwa, udzielał korepetycji, by rodzina mogła jakoś związać koniec z końcem. Rano chodził do szkoły, a potem od razu przyjmował uczniów. Wtedy, jak pisał w swoich wspomnieniach pt. „Droga wiodła ugorem”, przedwcześnie dojrzał i wyrobił w sobie twardy charakter. Mimo że nie miał tak cieplarnianych warunków jak Maczek, także zdał maturę z odznaczeniem.
CZYTAJ TAKŻE: Ognia! Jak KOP walczył z Armią Czerwoną na Kresach
Galicja z pewnością nie była krainą mlekiem i miodem płynącą. Jednak polska kultura i organizacje mogły się swobodnie rozwijać. „Gdy dziś po latach wspominam stosunki, jakie panowały w byłym zaborze austriackim, muszę przyznać, że wolność osobista, swoboda manifestowania polskości była całkowita (…). Administracja składa się prawie i wyłącznie z Polaków, w części z Ukraińców. Oficjalnym językiem był oczywiście niemiecki, ale w szkolnictwie np. obowiązywał język polski” - pisał po latach Sosabowski. „W moim gimnazjum dyrektorem był Polak. Z wyjątkiem dwóch profesorów Ukraińców cały personel nauczycielski stanowili Polacy. Minąłbym się z prawdą, gdybym twierdził, że w szkole istniały tendencje do wynaradawiania uczniów. Raczej wprost przeciwnie. Poza oficjalnym pomijaniem w nauce historii dziejów Polski porozbiorowej tolerowano i przymykano oczy na nie zawsze lojalne zachowanie młodzieży. Na przykład w 1908 r. podczas uroczystości szkolnej z okazji 50-lecia panowania cesarza Franciszka Józefa rzucone przez uczniów w czasie akademii cuchnące bomby nie spowodowały żadnych konsekwencji karnych”.
Wychowani w tak patriotycznej atmosferze, uskrzydleni dziełami Sienkiewicza polscy młodzieńcy, w tym nasi bohaterowie, garnęli się do polskich organizacji niepodległościowych i paramilitarnych.
Sosabowski już w gimnazjum działał w Zarzewiu i Armii Polskiej (później przemianowanej na Polskie Drużyny Strzeleckie). Po studiach na Akademii Handlowej w Krakowie, w 1912 r., został nawet dowódcą drużyny PDS w rodzinnym Stanisławowie.
Maczek w działalność konspiracyjną zaangażował się podczas studiów na Uniwersytecie Lwowskim. Był pilnym studentem filozofii, uczniem profesora filozofii Kazimierza Twardowskiego. Pisał pracę pt. „Wyraz uczuć w literaturze”. W międzyczasie, zafascynowany Piłsudskim, został członkiem Związku Strzeleckiego, w którym działał pod pseudonimem Rozłucki.
Szturmowiec i sztabowiec
Mimo iż obaj młodzieńcy działali w organizacjach strzeleckich, na skutek różnych zdarzeń losowych nie udało im się dostać do Legionów Polskich. Całą I wojnę światową spędzają w szeregach armii Austro-Węgier.
Stanisław Sosabowski zaczął służbę w randze kaprala w 58. Pułku Piechoty. Swój chrzest bojowy przeszedł w ogniu starć o Twierdzę Przemyśl. Potem przeżył odwrót aż na Słowację, a następnie, po ofensywie gorlickiej w 1915 r., uczestniczył w walkach na Lubelszczyźnie. Tutaj, w czerwcu, nad rzeką Leśną, został ranny w kolano. Porażenie nerwu spowodowało, że pełnię władzy w nodze odzyskał dopiero wiele lat później. Z racji ograniczonej sprawności resztę wojny przepracował w sztabach na terenie Polski i na froncie włoskim.
Stanisław Maczek, wyrwany ze świata akademickiego, całą wojnę spędził na najbardziej malowniczym z frontów - we włoskich Alpach. Po latach, w książce „Od podwody do czołga”, wspominał to z sentymentem. „I wojnę przetrwałem na »sportowo« i z pewnym rozmachem w formacjach wysokogórskich i narciarskich pułku tyrolskiego” - pisał. „Byłem w jednym batalionie z oficerem Polakiem - nie wolno mi więc było być najgorszym - mnożyły się wiązki odznaczeń, ale i rosło doświadczenie w walkach górskich. Do końca mej służby wojskowej byłem szczęśliwy, gdy teren na mapie zaczynał się gmatwać i czernić warstwicami - najlepiej mi się wtedy wojowało”.
W 1918 r. Maczek dosłużył się w konającej C.K. Armii rangi porucznika i zdezerterował, kierując się w stronę „zmartwychwstałej” ojczyzny. Niestety jego dwaj bracia, w tym bliźniak Franciszek, nie mieli tyle szczęścia. Obaj zginęli na froncie już 1914 r.
Już w listopadzie 1918 r. obaj nasi bohaterowie przedostali się na teren odradzającej się Rzeczypospolitej i z miejsca zaczęli służbę w Wojsku Polskim. Chodzący o lasce Sosabowski pracował w Ministerstwie Spraw Wojskowych, a Maczek służył na pierwszej linii. Już w czasie walk z Ukraińcami zdobył sławę wytrawnego szturmowca. Coraz to nękał wypadami pozycje przeciwnika pod Chyrowem. Korzystał z forteli, które wtedy nie były nazbyt ograne. Na przykład pewnego razu, chcąc, by ciemne mundury nie były zbyt widoczne na śniegu, nakazał swoim ludziom założyć na płaszcze długą, białą bieliznę.
Wiosną 1919 r. Maczek, za poparciem przełożonych, stworzył swoją słynną lotną kompanię. Składała się ona z czterech plutonów strzelców na wozach, wyposażonych w kilka ckm-ów, moździerze i dużą ilość granatów. Jednostka ta miała olbrzymią siłę ognia i mogła się szybko przemieszczać. Dzięki tej przewadze Maczek i jego komando samodzielnie zdobywają Drohobycz, Borysław i Stanisławów. W uznaniu zasług sam marszałek Józef Piłsudski awansował go na kapitana.
CZYTAJ TAKŻE: Ognia! Jak KOP walczył z Armią Czerwoną na Kresach
Podczas wojny polsko-bolszewickiej drohobyczanin, po krótkim epizodzie w sztabie, znów wrócił na front. Dowodził baonem szturmowym pod generałem Rómmlem. Walczył głównie na Wołyniu. Kontrofensywę z 1920 r. zakończył nad Słuczą.
Wrześniowa katastrofa
W okresie międzywojennym Sosabowski i Maczek, od 1922 r. obaj w randze majora, pozostawali oficerami drugoplanowymi.
Sosabowski pracował w garnizonach w Królewskiej Hucie, w Zamościu, aż w końcu, w lutym 1939 r., został dowódcą 21. Pułku „Dzieci Warszawy”, stacjonującego w stołecznej Cytadeli. Była to jednostka dość niesforna. Złożona głównie z niezdyscyplinowanych i zapijaczonych przedstawicieli warszawskiego proletariatu. Sosabowski lubił takie wyzwania. Zawziął się, że przerwie strumień alkoholu szmuglowany przez gości żołnierzy na teren garnizonu. Zatrudnił nawet policję obyczajową, która sprawdzała, czy aby narzeczone wojaków nie wnoszą butelek z wódką pod spódnicą. Niestety owe zabiegi nic nie dały - poborowi wciągali butelki na sznurkach zza murów Cytadeli…
Maczek w latach dwudziestych został przerzucony na zupełnie nowy odcinek. W 1924 r. mianowano go szefem Ekspozytury 5 „Dwójki” we Lwowie. Odpowiadał za agenturę ofensywną wysyłaną do ZSRS i za kontrwywiad na terenach przygranicznych. Mimo dobrej oceny działań w Oddziale II WP w 1927 r. Maczek wrócił do służby liniowej. Trafił do Grodna, gdzie jako dowódca pułku miał okazję służyć pod wybitnym oficerem gen. Franciszkiem Kleebergiem, późniejszym „ostatnim żołnierzem kampanii wrześniowej” (pisaliśmy o nim we wrześniu 2015 r.). Pamięć o osiągnięciach lotnej kompanii spowodowała, iż w 1938 r. Maczek objął dowództwo 10. Brygady Kawalerii, pierwszej wielkiej jednostki pancerno-motorowej w historii Wojska Polskiego. Formacja ta była wyposażona w przeszło 700 pojazdów i 42 czołgi Vickersa. Przyszłość pokazała, iż takich jednostek powinno było być w Wojsku Polskim dużo więcej.
W czasie kampanii wrześniowej nasi bohaterowie byli jednymi z niewielu dowódców WP, którym mimo wszystko udało się ukruszyć zęby niemieckiego blizkriegu.
Sosabowski kluczył ze swym 21. Pułkiem na północ od stolicy, by w końcu, 15 września, wylądować z nim na warszawskim Grochowie. Jego ludzie obsadzali pozycje defensywne wzdłuż alei Waszyngtona. Mimo bombardowań i silnego ostrzału artyleryjskiego żołnierze utrzymali odcinek aż do kapitulacji stolicy 27 września.
Tymczasem pułkownik Maczek osłaniał odwrót armii „Kraków” i „Karpaty”. Pomimo że 10. Brygada Kawalerii po wymianie rezerwistów była znacznie osłabiona, to zdołała wygrać klika bitew z niemieckim XXII Korpusem Pancernym. Dzięki sprytnej taktyce swojego dowódcy zwyciężyła m.in. pod Jordanowem (zniszczyli 70 czołgów) i Wiśniczem. Potem wycofała się na wschód i uczestniczyła w obronie Lwowa. Wreszcie 18 września naczelny wódz nakazał wycofanie całej brygady na Węgry. 19 września Maczek wraz z mniej więcej 1500-2000 żołnierzy znalazł się poza granicami Polski. Tymczasowo wojna się dla nich skończyła.
Drogi do Albionu
Po klęsce wrześniowej Maczek i Sosabowski przedostali się do Francji. Ten pierwszy, wraz z całą rodziną, przejechał niezatrzymywany przez nikogo z Węgier do Paryża. Droga Sosabowskiego była znacznie trudniejsza. Po upadku Warszawy znalazł się w obozie jenieckim w Żyrardowie, z którego dość szybko udało mu się zbiec. Powrócił do stolicy, gdzie zaangażował się w działalność w raczkującej konspiracji, w Służbie Zwycięstwu Polski. Generał Stefan Rowecki powierzył mu misję nawiązania kontaktu z podziemiem tworzącym się we Lwowie, w sowieckiej strefie okupacyjnej. Następnie wojskowy miał przejść granicę do Rumunii, by przekazać meldunek o sytuacji w Polsce władzom na uchodźstwie. Pod koniec listopada 1939 r. Sosabowski szczęśliwie dotarł do swojej rodzinnej Galicji. We Lwowie pomocy udzieliła mu m.in. Halina Wasilewska, siostra słynnej Wandy - ulubionej pisarki Stalina. Większość przedstawicieli polskiej elity miasta, z którymi się spotykał emisariusz „Grota”, była zbyt sterroryzowana przez Sowietów, by móc myśleć o jakiejkolwiek działalności niepodległościowej. Sosabowski zawarł swoje spostrzeżenia na ten temat w raporcie, który wysłał przez łączniczkę do Roweckiego. Potem przedarł się - szlakiem legendarnych „białych kurierów” - przez Karpaty na Węgry, a stamtąd do Paryża.
Wśród polskich oficerów we Francji panowała atmosfera rozliczeń i załatwiania dawnych porachunków. Generał Sikorski i jego zwolennicy bezwzględnie wycinali i spychali na margines oficerów o silnych powiązaniach z sanacją. Maczek i Sosabowski mieli to szczęście, że w przedwojennej armii nie pracowali na nazbyt eksponowanych stanowiskach, dlatego też nie wpadli w oko żadnemu rewanżyście. Od razu wprzęgnięto ich do prac nad odtworzeniem polskiej armii. Maczek, już awansowany na generała, w Coëtquidan reaktywował swoją 10. Brygadę Kawalerii Pancernej. Sosabowskiemu, który nie miał na tyle mocnej pozycji, kilka razy zmieniano przydział. Ostatecznie został dowódcą piechoty w 4. Dywizji, która od kwietnia 1940 r. była dopiero formowana w obozie w Parthenay.
CZYTAJ TAKŻE: Ognia! Jak KOP walczył z Armią Czerwoną na Kresach
W kampanii francuskiej 1940 r. wziął aktywny udział tylko Maczek. Jednostka Sosabowskiego, na skutek zaniechań Francuzów, była uzbrojona jedynie w niewielkiej części. Dlatego też ewakuowano ją przez port La Pallice do Wielkiej Brytanii.
10. Brygada uczestniczyła w walkach z Niemcami na terenach Szampanii i Burgundii. Osłaniała odwrót francuskich wojsk na południe i zachód kraju. Najbardziej spektakularnym sukcesem Maczka był brawurowy nocny rajd, w wyniku którego odbito z rąk Niemców miasteczko Montbard, kładąc trupem około sześćdziesięciu okupantów. Niestety było to tylko małe taktyczne zwycięstwo odniesione ostatkami sił polskich pancerniaków. Oddziałowi wyczerpywały się zapasy benzyny, co więcej - był otoczony przez oddziały przeciwnika. W związku z tym Maczek zdecydował o zniszczeniu sprzętu i rozformowaniu jednostki. Żołnierze mieli przebijać się grupkami na południe, do nieokupowanej części Francji. Generałowi, wraz z kilkoma towarzyszami, udało się tam dotrzeć po 18 dniach wędrówki.
Władze vichystowskiej Francji bynajmniej nie ułatwiały tranzytu polskim żołnierzom, tym bardziej że gestapo patrzyło im na ręce. Maczek wydostał się stamtąd przez Marsylię ze sfałszowanymi dokumentami. Odgrywał rolę zdemobilizowanego żołnierza Legii Cudzoziemskiej, który wraca po ukończeniu służby do rodzinnego domu w marokańskiej Casablance. Cały fortel powiódł się, mimo iż był mocno podejrzany. Generałowi udało się przepłynąć najpierw do Algierii, potem przejechać koleją do Maroka. Tam czekała na niego żona z dziećmi. Po kolejnych przygodach udało im się ostatecznie dotrzeć przez Portugalię do Wielkiej Brytanii.
Rajd „Czarnej Kawalerii”
Po przybyciu na Wyspy, we wrześniu 1940 r., generał Maczek znów objął dowodzenie 10. Brygadą Kawalerii Pancernej. Stacjonował z nią na wybrzeżu Szkocji, której Polacy mieli bronić przed ewentualną niemiecką inwazją. Gdy jednak stało się jasne, że to alianci dokonają lądowania na kontynencie, Maczek zaczął zabiegać o utworzenie polskiej nowoczesnej formacji pancernej. Jego starania zakończyły się powodzeniem. W lutym 1942 r. gen. Sikorski wydał rozkaz o powołaniu 1. Dywizji Pancernej.
Po ponad dwóch latach, w sierpniu 1944 r., jednostka ta przeszła chrzest bojowy na polach Normandii. W momencie debiutu służyło w niej ok. 14 tys. żołnierzy i oficerów wyposażonych w niemal 5 tys. pojazdów, w tym w 381 czołgów (amerykańskie M4 Sherman i angielskie Mk VIII Cromwell).
Już w pierwszym miesiącu walk pancerniacy Maczka odznaczyli się w krwawej bitwie pod Falaise. Zamykali aliancki kocioł wokół niemieckiej VII Armii i V Armii Pancernej. Kontrolowali strategiczne wzgórze Mont Ormel, odcinając Niemcom drogę ucieczki. Pomimo naporu przeciwnika nie ustąpili. Dzięki ich determinacji zwycięstwo sprzymierzonych było druzgocące - hitlerowcy stracili 60 tys. żołnierzy i masę sprzętu wojennego. Polacy, szczególnie weterani 10. Brygady, czuli, że wreszcie wyrównali porachunki. Wśród jeńców znaleźli się niemieccy żołnierze, którzy walczyli z oddziałami Maczka we wrześniu 1939 r. pod Wysoką i Myślenicami.
Potem 1. Dywizja Pancerna wykonała błyskawiczny rajd wzdłuż atlantyckiego wybrzeża. W dziewięć dni pokonali 400 km, zdobywając kolejne miasta. Dłuższe walki zatrzymały ich dopiero w połowie września w belgijskiej Gandawie.
Kolejnym wielkim triumfem żołnierzy Maczka było zdobycie holenderskiej Bredy i Moerdijk w październiku 1944 r. Po półrocznym postoju, w kwietniu 1945 r., Dywizja znów ruszyła do boju. Odbiła obóz w Oberlangen, gdzie wyzwolono bojowniczki z powstania warszawskiego, a następnie zajęła główny port Kriegsmarine - Wilhelmshaven. Wzięli do niewoli przeszło 34 tys. żołnierzy, w tym dwóch admirałów, a także dziesiątki statków wojennych. Tu 1. Dywizja Pancerna zakończyła swój zwycięski rajd.
Jak wojska kolonialne
Pułkownik Stanisław Sosabowski nie miał tyle szczęścia co jego kolega z Galicji. Kiedy przybył na Wyspy, także oddelegowano go do obrony szkockiego wybrzeża - ze swoją ciągle formującą się 4. Brygadą Strzelców przebywał na półwyspie Fife.
Z czasem przed Polakami otwierały się nowe możliwości. Najpierw Sosabowski uczestniczył w sekretnej rekrutacji przyszłych cichociemnych spośród własnych żołnierzy. Potem, od początku stycznia 1941 r., systematycznie wysyłał na szkolenie spadochronowe do Ringway kolejne partie swoich żołnierzy. Wtedy wykrystalizował się w jego głowie na pomysł utworzenia całej dużej jednostki skoczków, która mogłaby być zrzucona w Polsce. Jego idea zyskała aprobatę gen. Sikorskiego i tak we wrześniu 1941 r. powstała 1. Samodzielna Brygada Spadochronowa. Jej motto brzmiało „Najkrótszą drogą!”.
Sosabowski wprowadził w niej żelazną dyscyplinę i innowacyjny program treningowy, obejmujący oprócz ciężkich ćwiczeń fizyczno-sprawnościowych także surwiwal. Poziom wyszkolenia brygady był tak wysoki, że wkrótce Brytyjczycy zaczęli na nią patrzeć z zazdrością.
CZYTAJ TAKŻE: Ognia! Jak KOP walczył z Armią Czerwoną na Kresach
Zaraz po inwazji w Normandii w 1944 r. pomiędzy generałem a jego brytyjskimi przełożonymi pojawiły się niesnaski. Generał Frederick Browning, dowódca I Korpusu Powietrznego, chciał wysłać brygadę do Normandii już w lipcu. Sosabowski tę decyzję oprotestował, tłumacząc, że jego ludzie nie są jeszcze gotowi. Potem brygadę wezwał na pomoc z powstańczej Warszawy gen. Komorowski. Brytyjczycy zbyli wszelkie zabiegi Sosabowskiego w tym kierunku, co wywołało oburzenie wśród polskich spadochroniarzy.
Koniec końców brygadę podporządkowano dowództwu brytyjskiemu, tym samym wymuszając jej użycie poza terytorium Polski, czyli niezgodnie z jej pierwotnym przeznaczeniem. Żołnierze gen. Sosabowskiego wzięli udział w operacji „Market Garden”, której celem było uchwycenie przepraw na Renie, na tyłach przeciwnika, a przez to umożliwienie alianckim wojskom lądowym szybkiego dotarcia do serca niemieckiego przemysłu, Zagłębia Ruhry. W założeniach akcja miała przyśpieszyć zakończenie wojny. Niestety, przeprowadzony we wrześniu 1944 r. desant w okolicach Nijmegen i Arnhem zakończył się spektakularną porażką. Niemcy zmusili wojska inwazyjne, przeszło 35 tys. spadochroniarzy, do wycofania się na zachodni brzeg Renu. Błędy brytyjskich generałów okupiono ciężkimi stratami - poległo, odniosło rany lub trafiło do niewoli ponad 12 tys. żołnierzy. Brygada Sosabowskiego straciła w Holandii niemal 400 ludzi, czyli prawie 25 proc. swojego pierwotnego stanu.
Brytyjczycy próbowali uczynić Sosabowskiego kozłem ofiarnym klęski pod Arnhem. Za swoją niezależność i cudze błędy generał zapłacił utratą stanowiska dowódcy 1. Brygady Spadochronowej. Generał Browning poprosił polskie władze wojskowe o jego usunięcie. Te zgodziły się bez wahania. W grudniu 1944 r. Sosabowski został mianowany inspektorem jednostek etapowych i wartowniczych.
Barman i magazynier
Po wojnie Brytyjczycy nie rozpieszczali swoich niedawnych towarzyszy broni, nawet tych pierwszoplanowych, jak Maczek i Sosabowski. Wyrzucali ich do cywila z jednorazową zapomogą wysokości kilkuset funtów. Dobiegający sześćdziesiątki generałowie musieli zaczynać wszystko od nowa.
Sosabowski został zdemobilizowany w lipcu 1948 r. Już wtedy miał pod opieką swoją żonę i syna Stanisława Janusza, który w powstaniu warszawskim stracił wzrok. Sosabowski osiadł w Londynie. Swoje oszczędności zainwestował w zakład produkujący tapczany. Niestety nie była to dobra decyzja. Szybko musiał zwinąć działalność i został bez środków do życia. Postawiony pod ścianą, w grudniu 1949 r. zaczął pracę jako magazynier w fabryce urządzeń elektrycznych CAV. Wykonywał tę ciężką pracę do 1966 r., kiedy zwolniono go razem z innymi najstarszymi pracownikami zakładów. W rok później zmarł na atak serca. Pochowano go na Powązkach.
CZYTAJ TAKŻE: Ognia! Jak KOP walczył z Armią Czerwoną na Kresach
Generał Maczek został zdemobilizowany w 1949 r. Za odprawę kupił skromny dom w robotniczej dzielnicy Edynburga. Miał na utrzymaniu żonę i trójkę dzieci, w tym niepełnosprawną córkę. Znał wiele języków obcych, ale angielski nie znajdował się w tej palecie, w związku z tym jego możliwości na rynku pracy były mniej niż ograniczone. Generał, z natury skromny i optymistycznie nastawiony do życia, nie wybrzydzał. Najpierw pracował jako robotnik, potem jako sprzedawca, aż wreszcie na długie lata został barmanem i portierem w jednym z edynburskich klubów squasha. W latach 70. przeszedł na emeryturę, która jednak nadal nie wystarczała mu na utrzymanie. Musiał dorabiać.
III Rzeczpospolita także zostawiła bohatera samemu sobie. Kombatanci z 1. Dywizji Pancernej złożyli wniosek do Ministerstwa Obrony Narodowej o przyznanie swojemu dowódcy polskiej emerytury, zwracając uwagę na kiepską sytuację materialną państwa Maczków. Urzędnicy resortu, kierowanego wówczas przez Janusza Onyszkiewicza, dwukrotnie zignorowali ten wniosek (sic!). Zamiast tego do edynburskiego mieszkania prawie stuletniego generała przybył urzędnik konsulatu z czekiem na 1500 funtów - było to wielkie faux pas. Pani Maczkowa odmówiła przyjęcia pomocy w takiej formie.
Generał Stanisław Maczek zmarł 11 grudnia 1994 r. w wieku 102 lat. Pochowano go na cmentarzu w Bredzie, razem z jego żołnierzami.