Tym razem na życzenie naszych Czytelników wracamy do tematu choroby Alzheimera .
Nasi Czytelnicy proszą byśmy znów poruszyli problem osób chorych na Alzheimera. Tym razem jednak z naciskiem na pomoc dla osób opiekujących się chorymi. Nasza Czytelniczka napisała do nas o swojej mamie. To bardzo dramatyczny list kogoś, kto przy całej miłości do najbliższej osoby, mówi: są chwile gdy naprawdę jestem bliska obłędu. Pyta Pana: „to normalne?”
Jak najbardziej normalne i powiedziałbym nawet wskazane. To złe samopoczucie to pewnego rodzaju wentyl bezpieczeństwa, który tak jak ból ciała, wskazuje, że nasza psychika goni w piętkę. Nie można być cały czas w stanie czerwonego alarmu. A tak właśnie czują się i funkcjonują bliscy chorych. Wcześniej czy później obok miłości do bliskiego pojawia się zniecierpliwienie, złość, a nawet agresja. Chęć zemsty i ukarania niesfornego, złośliwego staruszka.Mamy prawo do takich emocji i tłumienie ich przyniesie wiele, wiele szkód. „Złe” emocje będą się kumulować, drążyć aż wreszcie wybuchną. Rękoczynami, autoagresją, depresją, nerwicą, chorobami wewnętrznymi. Każda cierpliwość, nawet ta anielska, ma ograniczoną ilość miesięcy czy lat. Każda kiedyś się wyczerpie, osłabnie, zblednie. Wtedy konieczny jest wypoczynek i zwyczajny urlop bliskiego. Zorganizowanie choremu opieki z zewnątrz czy czasowe umieszczenie go w oddziale opiekuńczym w szpitalu czy innym ośrodku nie będzie niczym nagannym. Proszę sobie nie dać wmówić, że jest się wyrodnym dzieckiem, nieczułym draniem, paskudną kukułką pozbywającą się problemu. Urlop należy się każdemu. Jeżeli nie można wyjechać na dłużej radziłbym oderwać się chociaż na parę godzin w tygodniu. I ten czas poświęcić tylko i wyłącznie sobie. Nawet gdyby to miałby być porządny, głęboki sen to też warto. Przecież nawet najgenialniejszy lekarz nie dyżuruje bez przerwy.
Czytelniczka opisuje swoje emocje, czasem wybuchy - z bezsilności - i zaraz potem ogromne poczucie winy, że krzyczy na swoją mamę, która coraz mniej ma wspólnego z tą ukochaną osobą.
Z całą stanowczością powtarzam, że te emocje są zrozumiałe i naturalne. Jako osoba samotna czytelniczka jest w gorszej sytuacji, bo obowiązki dzieli tylko z opiekunką, ale proponowałbym by może podzieliła się kłopotem z kimś zaprzyjaźnionym, sąsiadką nawet. Bywa, że opiekujący się nie przyznają się przed światem do bezsilności i skrajnego zmęczenia. Niektórzy wstydzą się za rodziców, chronią ich przed obcymi. Bo zachowanie cierpiących na Alzheimera jest nietypowe, czasami śmieszne. Owszem, to nie jest miły widok, jak kiedyś inteligentna, radosna, pełna życzliwości osoba patrzy spod byka, do tego wplata wstążki we włosy. Jednak trzeba przyjąć szeroki margines na chorobę. Niełatwo się patrzy jak ktoś znika, ale można przez to przejść. Nie ma jedynej reguły, metody. I oczywiście żadnego brania się w garść za wszelką cenę. Czasem trzeba przyznać się do słabości i wobec niebezpieczeństwa jakie niesie wspólne mieszkanie oddać bliskiego do ośrodka opieki. Zawsze to brzmi pejoratywnie, bo oddać można butelki do skupu, ale czasem jest to jedyne wyjście. Dla dobra dziecka i rodzica. Zwłaszcza, że agresję, jak w przypadku czytelniczki, wykazuje osoba silna i rosła. Nie możemy brać osobiście ataku, ale musimy się chronić.
Proszę powiedzieć więcej o tym, jak działają grupy wsparcia. Co mogą dać, w czym pomóc, jak do nich dotrzeć?
Taką grupę prowadzi Fundacja na Przekór Przeciwnościom w ramach programu „Zatrzymać pamięć”. Można zadzwonić i wszystkiego się dowiedzieć. Tam uczymy się właściwie wszystkiego. Nie klepiemy się po ramionkach, ale wspieramy i realnie działamy. Proszę po prostu o telefon 883 112 883. Informacje o możliwości pomocy udzielane są też w Centrum Spraw Społecznych na Okopowej w Kołobrzegu. Wiem, że działa dom dziennego pobytu seniora, wiem, że są także takie domy prywatne. Nie ma sytuacji bez wyjścia.
O przypadkach choroby Alzheimera słyszymy coraz częściej. Czy rzeczywiście odnotowuje się wzrost zachorowań, czy może lepiej diagnozuje się dziś przypadki , które jak np. 20 lat temu - co pamiętam - określano po prostu mianem demencji? Dziś wiem, że moja prababcia miała objawy zbliżone do tej choroby, a wtedy lekarz mówił rodzinie „to skleroza”.
Niestety etiologia tej choroby nadal nie jest znana. Owszem, są przeróżne przypuszczenia, między innymi czynniki genetyczne, ale istota wciąż jest tajemnicą. Przypuszcza się że odpowiadają za to zmiany biochemiczne w mózgu. Wiemy już, że na Alzheimera mogą zapadać nawet osoby trzydziestoletnie. Choroba może być dziedziczna, ale niekoniecznie. Można być jedynym przypadkiem w rodzinie i nie przesyłać dalej, albo jednak przekazać. Choroba odziedziczona ma ostrzejszy i dynamiczny przebieg. Wtedy też łatwej ją zdiagnozować i wprowadzić leczenie. Kłopot w tym, że nie ma ciągle odpowiednio wczesnej diagnostyki, bo kiedy pojawiają się nawet wczesne objawy to spustoszenie w neuronach jest już katastrofalne. Jak po nalocie dywanowym na Drezno, praktycznie nie ma czego ratować. Owszem, można zastosować leki, by opóźnić dalszą degradację, ale nie wskrzesimy zniszczonych neuronów. Teraz wszystkie ręce powinny być skierowane na pokład wczesnej diagnostyki. I indywidualnym podejściu do pacjenta. Każdy zapomina inaczej.
Kto jest najbardziej narażony na tę chorobę? Czy są jakieś badania , które wskażą czy jesteśmy w grupie ryzyka?
Z pewnością narażone bardziej są osoby z chorobami naczyniowymi i nerwowymi. Czujność niech wzmogą chorujący na nadciśnienie i miażdżycę. Zdrowa dieta, najlepiej śródziemnomorska, ruch nawet umiarkowany i w ogóle zdrowy tryb życia może nas ustrzec. Ideałem byłoby zdrowo żyć od bebiko, ale z tym różnie bywa. Kiedy będziemy poniewierali nasz organizm on może się poddać. Im wcześniej wdrożymy zdrowy plan tym większa szansa, ze nie wpuścimy „Niemca, który wszystko chowa” do domu. Z drugiej strony nawet rygorystyczny zwrot dietetyczny w wieku 70, 80 lat nie odwróci procesu, który toczy się od lat. Z innej strony nie każde zapominanie kluczy, dat, nazwisk itd. musi oznaczać chorobę! Czasem to wynik stresu, zmęczenia, choroby wenerycznej czy cukrzycy.