Finał? Szansa jest duża! [wideo]
W ostatniej dekadzie dziesięć drużyn wygrywało pierwszy mecz play off różnicą przynajmniej 10 punktów. Tylko dwóm udało się odrobić straty.
Po raz ostatni faworyt straty musiał odrabiać w ubiegłym roku. W półfinałach niżej notowane drużyny zaskakująco wysoko wygrały swoje mecze: Get Well Toruń z Unią Leszno 49:41, a Betard Wrocław z Unią Tarnów 54:36. Właśnie tarnowianie nie zdołali takiej straty odrobić i w rewanżu wygrali 50:40, za to w Lesznie gospodarze byli górą 53:37.
Jak wyglądają takie mecze statystycznie? Prześledziliśmy play off w ostatniej dekadzie od 2007 do dziś. W dziesięciu rywalizacjach - licząc play off i dwumecze barażowe o utrzymanie - gospodarz w pierwszym spotkaniu wywalczył 50 lub więcej punktów. Tylko dwukrotnie rywalom udało się odrobić w rewanżu wszystkie straty. I uwaga - dokonały tego drużyny z... Zielonej Góry i Torunia.
Rekord padł sześć sezonów temu. W 2010 roku udało się odrobić drużyny jeszcze większą stratę. W 1. rundzie play off (wtedy walczyło w niej sześć drużyn, awans był także dla jednego pokonanego z najlepszym bilansem) ówczesny Unibax przegrał we Wrocławiu aż 52:38. W rewanżu torunianie wygrali na Motoarenie 55;35 (obie drużyny awansowały). Tamten mecz pamiętają Chris Holder (11 pkt) i Adrian Miedziński (6). Najlepszy na torze był Ryan Sullivan (12) i ciekawostka - zaledwie 1 pkt zdobył Darcy Ward.
Wideo: Protasiewicz po półfinale PGE Ekstraligi: Przegraliśmy trochę za wysoko, nie będzie łatwo odrobić taką stratę
źródło: Press Focus/x-news
Jednak i Falubaz zna w historii taki przypadek. Zaledwie sezon wcześniej zielono-górzanie w półfinale w Bydgoszczy przegrali 39:51. To była wielka sensacja, bo Polonia awansowała do play off z 6. miejsca. Wydawało się, że to koniec marzeń, ale u siebie faworyt zwyciężył aż 57:32. Niepokonany był wówczas Protasiewicz (11+1), a młodziutki Patryk Dudek (pierwszy sezon w ekstralidze) zapisał punkt na koncie. Dodajmy, że potem Falubaz zdobył mistrzostwo, wygrywając oba mecze finałowe z Unibaksem.
Torunianie w podobnej sytuacji stanęli jeszcze w 2011 roku. Przegrali wówczas półfinał w Lesznie 36:53. W rewanżu wystartował nawet Adrian Miedziński z pękniętym obojczykiem, ale udało się wygrać tylko 49:41.
Ciekawy historycznie był także pojedynek Betardu Wrocław ze Stalą Gorzów w drugiej parze. Goście wygrali 49:29 i nie zdarzyło się to od prawie 10 lat! Półfinały PGE Ekstraligi były pod tym względem specyficzne: niemal zawsze należą do gospodarzy. Z ostatnich 16 meczów miejscowi wygrali 14, a dwa razy były remisy. Co ciekawe, oba z udziałem Falubazu: w 2012 roku padł w Zielonej Górze w starciu ze Stalą Gorzów, a dwa lata wcześniej we Wrocławiu.
Ostatnich zwycięstw gości w pierwszych meczach półfinałów musimy szukać w 2007 roku. Wtedy kroczący do finału torunianie pokonali WTS Wrocław 45:44 (jeden z nielicznych triumfów „Aniołów” nad Markiem Cieślakiem), Unia Leszno pokonała 48:42 Stal Rzeszów. W sumie jednak statystyki są nieubłagane: w ostatniej dekadzie z 72 meczów w pólfinałach i finałach zaledwie 11 wygrali goście. Rekordowy pod tym względem był rok 2007, gdy goście wygrali połowę takich pojedynków (w tym Unia Leszno w finale na starym stadionie przy Broniewskiego w Toruniu).
Wtedy też padł rekord wysokości wyjazdowej wygranej, który w niedzielę poprawili gorzowianie. Dziesięć lat temu WTS Wrocław wygrał na wyjeździe rewanż o brązowy medal 54:35 w Rzeszowie.