Felieton naczelnego. Rada nierównego traktowania
Wstrząsający wywiad z dr Magdaleną Grzyb, badaczką z UJ (i zadeklarowaną feministką), który możecie dziś Państwo przeczytać na naszych łamach, mówi wiele o otaczającej nas rzeczywistości, także niestety tej lokalnej.
Pani doktor przez wiele tygodni była bezkarnie lżona, grożono jej śmiercią lub kalectwem i domagano się odebrania jej możliwości prowadzenia zajęć ze studentami. Wszystko dlatego, że ośmieliła się zakwestionować ocierające się o ponury absurd fantasmagorie ideologów LGBTQ mówiące m.in. o „osobach z macicami” w miejsce kobiet i tym podobnych sprawach. Wywiad można (sądzę, że trzeba) przeczytać TUTAJ.
Tak, wiem, oczywiście i na mnie za samo wspomnienie o tej sprawie zapewne także wyleje się potok wulgaryzmów - zostanę „naczelnym homofobem”, „terfem” lub kimś w tym rodzaju. Oczywiście się z tym liczę. Ważniejsze jest jednak dla mnie, by pokazać, że sprawa dr Grzyb jest bowiem lokalnym odpryskiem tego, co dzieje się na uniwersytetach i szerzej „w całym cywilizowanym świecie”. Co smuci jeszcze bardziej, to fakt, że próżno było szukać wielu głosów broniących godności Pani doktor i jej prawa do swobodnej wypowiedzi i badań naukowych. W dodatku okazuje się, że w gronie atakujących ją osób są takie, które powinny zajmować się czymś dokładnie odwrotnym.
Oto Magdalena Dropek, asystentka posła Lewicy Macieja Gduli, napisała o krakowskiej naukowiec, że to nie agresorzy, a pani doktor „stosuje przemoc” i że wykluczyła się przez swoje działanie z grona autorytetów. Wypowiedz nie interesowałaby mnie, gdyby nie fakt, że Dropek oprócz asystowania posłowi Gduli jest także członkiem działającej przy prezydencie Jacku Majchrowskim Radzie ds. Równego Traktowania. Rada ta w założeniu ma „przeciwdziałać dyskryminacji na poziomie lokalnym, we współpracy z komórkami organizacyjnymi Urzędu Miasta Krakowa i miejskimi jednostkami organizacyjnymi, instytucjami kulturalno-oświatowymi, wyższymi uczelniami, organizacjami pozarządowymi oraz innymi instytucjami i służbami działającymi na terenie Gminy Miejskiej Kraków”.
W sprawie doktor Grzyb, badaczki z UJ, jedyne, co usłyszeliśmy od „Rady”, to milczenie. Nieoficjalnie - hejt od jej członków. W Krakowie każdy zainteresowany wie, że działo się tak nie tylko z obawy przed rozwrzeszczanymi agresorami, ale także ze względu na towarzysko-polityczne powiązania (cała działalność owej Rady to temat na osobną analizę). I choć sprawa wydaje się pozornie błaha, to co będzie, gdy ktoś z hejterów zdecyduje się wcielić w życie swoje marzenia o „dołach z wapnem”? Pani doktor Grzyb już się tego boi. Może mamy bać się wszyscy?