Felieton naczelnego. Czekając na HiT
Siedzieliśmy w tym barze, co zazwyczaj. Okazja nie byle jaka: urodziny przyjaciela z osiedla, którego znam dłużej niż istnieje bar, a więc będzie ze 30 lat. Przy ławie co najmniej trzy pokolenia ludzi z osiedla - od zawodników po pięćdziesiątce do pełnoletnich nastolatków (wiadomo, już dawno po 22).
Rozmowa przetoczyła się przez świetną grę Cracovii i - tradycyjnie dla starszej części naszej ferajny - zeszła na historię i teraźniejszość, także te pisane dużymi literami, jak nowy przedmiot (HiT), który od września debiutuje w szkołach ponadpodstawowych.
I znów, jak w ocenie trenera Jacka Zielińskiego, i tu starszyzna przytaknęła - podobnie jak moi rówieśnicy i ludzie ode mnie starsi aż do końca szkoły średniej niemal nie liznąłem na lekcjach historii okresu po II wojnie światowej, nie było HiT-u. Po kilka razy zaczynaliśmy za to na różnych etapach historię pierwszych Piastów czy jeszcze głębiej - plemion słowiańskich, za to dzieje najnowsze pozostawały skryte w mroku niewiedzy, jakby ktoś za nas zdecydował, że są nieistotne. Zgodziliśmy się, że dopiero ostatnie lata przyniosły powszechną świadomość choćby o powojennym podziemiu niepodległościowym i komunistycznych zbrodniach, upowszechniły też historię Powstania Warszawskiego, zdejmując z niego fałszywą łatkę lokalnej ruchawki. O genezie III RP też wiemy to i owo.
No i tak sobie przytakiwaliśmy, ciesząc się, że Polacy nie gęsi i swoją historię znają. Na dowód przytoczyłem historyjkę, jak to znajomy socjolog z Ukrainy był zszokowany, gdy na zwykłej polskiej stacji benzynowej znalazł w 2015 r. bodaj sześć tygodników poświęconych w całości historii Polski (na Ukrainie nie wychodził wówczas ani jeden). - Tak, jesteśmy wyedukowani - zamlaskaliśmy nad kuflami piwa w poczuciu dobrze wykonanej roboty, przelicytowując się nazwiskami „Wyklętych” i znajomością historii PRL-u i III RP.
W pewnym momencie coś mnie tknęło i zapytałem siedzącej z nami 20-letniej dziewczyny, z czym kojarzy się jej postać św. Jana Pawła II (o świętym również rozmawialiśmy, po kombatancku wspominając, jak w 1997 r pożyczaliśmy znad klatek schodowych biało-żółte flagi, by pomachać nimi podczas wizyty papieża).
Urodzona pięć lat po tej pielgrzymce i trzy lata przed śmiercią papieża dziewczyna trochę zmieszana odparła, że niestety postać Świętego nie kojarzy się jej z niczym szczególnym, poza dyskusją, w której - z uwagi na kontrowersje - nie ma zamiaru brać udziału. Jak łatwo się domyśleć, podobnego zdania na temat historii i teraźniejszości było wielu jej rówieśników i ludzi jeszcze młodszych, „pokolenia postJPII”. Jeszcze łatwiej się domyślić, że było to dla nas jak cios obuchem.
Do młodszej koleżanki nie mam pretensji, nawet jestem za ten cios wdzięczny, to lekcja gorzka i prawdziwa. Badania sprzed kilku lat pokazują, że „dzisiejsza młodzież” coraz częściej odczuwa większą więź z rówieśnikami z drugiego końca świata niż z poprzednimi pokoleniami. - Nastąpiło przejście od zabiegania o uznanie rodziców i dziadków, które było charakterystyczne dla społeczeństw hierarchicznych, do zabiegania o uznanie w grupie rówieśników, do zabiegania o uznanie „kolektywu” - pisał krakowski publicysta, Krzysztof Budziakowski w ważnym eseju „Ludzie małpokształtni”. Tak, ciągłość - cytując prof. Ryszarda Legutko z „Eseju o duszy polskiej”- znów się zrywa. Widać to niestety coraz częściej i pisać o tym trzeba więcej niż piątkowy felieton.
Oczywiście można zwalić winę na polityków, na zalew sprzecznych, wykluczających się „narracji”, fake newsów, na media tradycyjne i społecznościowe, na ogrom „ciekawszych rzeczy”, które młodzi zawsze mają do roboty. Można się także pocieszać, że „przyjdzie na nich czas i się dowiedzą”, ale zrobić coś też trzeba, bo może nie przyjść. Tymczasem, jak pokazuje niepokojąca teraźniejszość, historia wcale się nie skończyła. Czy szkolny HiT będzie na to odpowiedzią? Cóż, mam nadzieję, że chociaż trochę, będziemy to śledzić. Nasza barowa gawęda na pewno bowiem nie wystarczy.