Ostatni ze śląskiej bandy Webera umarł ściskając ręce swojej kochanki. Ta historia poruszała mieszkańców Górnego Sląska, chociaż bandyta miał wiele na sumieniu. Także śmierć policjanta.
Gdy w lesie pod Halembą ktoś strzela w plecy policjantowi Edwardowi Copikowi, oburzony jest cały Górny Śląsk. Funkcjonariusz miał właśnie przejść na emeryturę. Mieszkał w Kończycach, ale został zastępcą komendanta posterunku w Halembie. Był szanowany i lubiany, łagodny, przy tym wzorowo dbał o porządek w swoim rejonie. Wychowywał cztery córki, które myślały o dalszej nauce po gimnazjum. Dlatego ich ojciec jeszcze trochę przedłużył pracę w policji.
W ostatnich dniach służby Copik na rowerze patroluje teren wokół lasu. Zauważa nieznaną sobie parę, która siedzi na ziemi wśród tobołów. Mogli to być przemytnicy.
Trzej chłopcy, którzy paśli w pobliżu krowy zapamiętali, że posterunkowy zamienił z mężczyzną i kobietą tylko kilka słów. Potem Copik wsiadł na rower i chciał odjechać. Ale siedzący osobnik spanikował, zerwał się na równe nogi, wyciągnął pistolet i strzelił kilka razy w plecy policjanta. 50-letni Edward Copik zginął na miejscu. Jego morderca zabrał mu broń, zniknął z kobietą w lesie.
Ma broń i amunicję.
Sekcja zwłok
Sekcja zwłok, którą wykonał dr. Heska z Bielszowic wykazała, że śmiertelna kula weszła poniżej prawej łopatki policjanta, przebiła mu płuca i wywołała krwotok wewnętrzny. Śmierć była szybka. Śląska policja ogłasza alarm. Kto mógł być tak szalony, żeby w biały dzień strzelać w plecy funkcjonariuszowi? Chyba tylko Roman Jarkulisz , bandyta poszukiwany za rabunki, który ukrywa się w okolicy ze swoją kochanką Jadwigą Landekową.
Policja tropi go od kilku miesięcy. Jarkulisz należał do bandy Webera, niemal już wyłapanej, ale Jarkulisz nie wpadł z innymi. Jak ustalono, pomagała mu żona rudzkiego kolejarza Landeka. Ludzie mówią, że między 35-letnią mężatką a młodszym od niej bandytą wybuchła wielka miłość.
Policjanci z posterunku w Paniowach tutaj w lokalu odnajdują męża Jadwigi. Popija mocno i skarży się, że żona, z którą na szczęście nie ma dzieci, uciekła z domu z bandytą. Ale nie wie gdzie i nie chce wiedzieć, niech idą w pierony. Landek opowiada, że Jarkulisz jest dziki, nigdy nie da wziąć się żywcem. Jadwiga ukrywała go na strychu, może z litości, ale potem to już z miłości, do czego się przyznała. Gdy uciekali, bo ziemia paliła się im pod nogami, Jarkulisz straszył, że Weber ma jeszcze 200 ludzi, którzy zemszczą się, gdyby ich wydał. Landek nie poszedł na posterunek, ale jak pytają, to mówi. Tym bardziej, że tej pary więcej nie zobaczy.
Landek oświadczył też, że Jarkulisz ma sporo broni i dużo amunicji. Policja wiedziała, że zabrał zabitemu posterunkowemu jego służbowy rewolwer Ortgies kal. 7,65 mm. Zapowiada się więc krwawa obława. Bandyta jest zdesperowany.
Dwa strzały
Gdzie mógł iść Jarkulisz w tak beznadziejnej sytuacji? Wszyscy ich szukają. Po zabójstwie Copika widziano ich w pobliżu dołów piaskowych kopalni „Bielszowi-ce” na terenie lasów w Borowej Wsi. Wieczorem jednak ktoś dostrzegł parę obok starej stodoły przy ulicy Zielonej 10 w Nowej Wsi. Tam właśnie pojawia się policja. Budynek otaczają funkcjonariusze z okolicznych posterunków, oddziały rezerwy policji w pancerzach i hełmach stalowych, policjanci katowickiego Wydziału Śledczego , niektórzy z psami. Nawet mysz się nie przeciśnie.
Policja wzywa Jarkulisza do poddania się. Nie odpowiada. Przodownik służby wywiadowczej Alfons Bąk z Katowic wchodzi na drabinę, trafia go wtedy kula i rani w rękę. Ze stodoły słychać płacz kobiety, która o coś prosi. Jarkulisz jednak tylko ładuje broń. Policjanci nieubłaganie zbliżają się do stodoły, szloch kobiety się nasila. Milknie, gdy pada jeden strzał. Po drugim strzale zapada całkowita cisza.
Gazeta “Siedem Groszy” tak opisuje dalszy ciąg wydarzeń: ”Wywiadowcy w pancerzach podchodzą z reflektorem w głąb stodoły. Ich oczom przedstawia się straszny widok: tuż obok zastrzelonej Jadwigi umiera Jarkulisz, ściskając ręce martwej już kochanki.”
Ostatnia kryjówka
Banda Webera nie przyszła na pomoc, bo już nie istniała. Nigdy też nie liczyła 200 osób, tylko najwyżej kilku rabusiów z okolic obecnej Rudy Śląskiej. Rozbito ją w 1932 roku.
Jarkulisz dobrze znał ulicę Zieloną i starą stodołę; urodził się niedaleko. Mieszkańcy pamiętali, że już w dzieciństwie chował się w niej przed karą rodziców, bo od małego był wielkim “buksem”. Tutaj też zakończył swoje awanturnicze życie, a karę wymierzył sobie sam