Fatalne 20 minut Stelmetu i Porażka
Stelmet niespodziewanie znalazł pogromcę w MKS-ie
Twierdza CRS padła. Po praktycznie dwóch latach i siedmiu miesiącach (ostatni raz przegraliśmy w lidze z Turowem w maju 2014 roku) Stelmet BC znalazł pogromcę. Zwycięstwo odniósł średniak z ambicjami, MKS. Ta porażka tak by nie bolała gdyby rywale z Dąbrowy Górniczej wznieśli się na wyżyny umiejętności, zagrali w Zielonej Górze kosmiczny basket. Tymczasem tak nie było. Rywale zaliczyli dobre spotkanie, ale bezwzględnie wykorzystali słabość mistrzów. Ta była wczoraj ogromna.
Zaczęliśmy niemrawo. Prowadziliśmy tylko po pierwszym rzucie Thomasa Kelatiego. Potem górą byli rywale. Nasi pudłowali niemiłosiernie, wiec MKS był górą. W pierwszej kwarcie zdobyliśmy dziewięć punktów, 21,4 procent celności rzutów z gry! To było porażające. Na szczęście w drugiej kwarcie kibice zapomnieli o słabościach pierwszej. Pięknie rozstrzelał się Przemysław Zamojski. Trafił pięć trójek! Pociągnął zespół i nasi szybko i bez większych problemów nie tylko dogonili , ale przegonili MKS. W czasie trzech pierwszych minut kwarty Stelmet zdobył 14 punktów, a rywal jednego!
Kiedy zespoły schodziły na przerwę gospodarze wygrywali 38:29. Wszyscy zacierali ręce licząc na to jak w drugiej połowie mistrz ucieknie rywalom pokaże kilka ciekawych zagrań i wysoko wygra. Niestety wszystkich czekała wielkie i chyba największe w ostatnich latach rozczarowanie. Tak słabo grającej jak w trzeciej kwarcie zielonogórskiej ekipy nie oglądaliśmy od lat. Nie zbieraliśmy piłek z tablic (jedna ofensywna zbiórka w całej drugiej połowie), nie trafialiśmy z pewnych, zdawałoby się pozycji, traciliśmy piłkę czasem w sytuacjach, w których nie mieliśmy prawa jej stracić. To prawda że wobec braku Vladimira Dragicevicia (był na ławce rezerwowych, ale wiadomo było, że po skręceniu kostki w Zagrzebiu nie wyjdzie na parkiet) graliśmy jednym zawodnikiem na pozycji pięć, Adamem Hrycaniukiem, któremu ten mecz nie wyszedł. Trener Artur Gronek desygnował momentami do gry dwie ,,czwórki” , ale nawet te problemy nie usprawiedliwiają tak słabej postawy Stelmetu.
W czwartej kwarcie gospodarze rzucili się do desperackich ataków. Wydawało się, że szczęście nam dopisze, wygramy i zapomnimy o tym co działo się wcześniej. Tak było w 38 min, kiedy po rzucie Kelatiego przegrywaliśmy tylko 63:66. Niestety potem było już źle, a nawet bardzo źle. Słabo gwizdali sędziowie, ale na nich nie można zwalać tej porażki. W końcówce wściekły trener Gronek walnął piłką o parkiet za co zarobił ,,technika”. Wszystkim udzieliła się nerwowa atmosfera. Właściciel klubu Janusz Jasiński rozpędził konferencję prasową, ponieważ kibice czekali na wspólne zdjęcie z banerem Pucharu Polski, a dziennikarze wciąż rozmawiali z trenerem i Łukaszem Koszarkiem...