Był wydział informatyczny w ratuszu. Teraz władze szukają zewnętrznej firmy.
Właśnie przedostatnia doświadczona informatyczka zwalnia się z pracy w słupskim ratuszu. Z dawnego liczącego dziewięć osób wydziału, który pracował na początku kadencji prezydenta Roberta Biedronia, pozostaje tylko jedna osoba.
– To grozi poważnymi konsekwencjami. Zagrożone są dane w ratuszu, tym bardziej że sprzęt informatyczny się sypie – alarmuje radny Tadeusz Bobrowski z PiS, który wywołał temat na ostatniej sesji rady miejskiej. – Wszyscy, którzy odpowiadali za ten dział, odeszli. Została tylko jedna osoba. A znam się na tej branży troszeczkę – ostrzegał władze radny SPO Daniel Jursza, informatyk i programista z zawodu. – Takie odejścia z pracy informatyków to jest proszenie się o kłopoty. System UM oparty jest na usługach sieciowych i bazach danych.
Dopuszczenie do tego, że większość tego działu zwolniła się, jest bardzo niebezpieczne. Były jakieś powody, że wieloletni pracownicy odeszli. Na gorąco odpowiedziała sekretarz miasta Iwona Wójcik: – Jeśli chodzi o problemy referatu informatycznego, to faktem jest, że mamy obecnie problemy kadrowe. Wynikają one z tego, że pracownicy złożyli wypowiedzenia. Obecnie prowadzimy nabory.
Gdy wczoraj zapytaliśmy o problemy z informatykami prezydenta Biedronia, odpowiedział, że nie ma ich, bo dla niego wszystko działa. Tymczasem na BIP jest ogłoszenie o pracy na stanowisku: ds. informatycznych – Administrator Systemów Informatycznych. Oferty można składać do jutra.
W zasadzie teraz referat informatyczny Wydziału Organizacji Urzędu (do tego sprowadzono dawny wydział) to kierownik, zatrudniony od stycznia, i jeden pracownik. Na pomoc ma przyjść firma zewnętrzna i to aż z pięcioma pracownikami gotowymi
do pracy dla urzędu, w tym z doświadczonym kierownikiem! Otwarcie ofert w piątek.
My dowiedzieliśmy się, że przyczyną exodusu doświadczonych informatyków nie są same płace, tylko coraz mniej ludzi, a coraz więcej pracy, zważywszy na to, że w słupskim UM od 10 lat nie było potrzebnych inwestycji w sprzęt komputerowy. Doświadczeni
pracownicy mają po prostu tej sytuacji dosyć.
Skalę problemu z brakiem informatyków pokazują wymagania dla firm chętnych do zawarcia umowy z ratuszem. Potrzeba aż pięciu ludzi.
Odpowiadając niedawno na pytania radnych, sekretarz miasta Iwona Wójcik winę za obecny stan sprzętu komputerowego zrzuciła na poprzednie władze.
– Jeśli chodzi o AT, to zaniedbania są wieloletnie. To trwało 10 lat. Kwoty przeznaczane z budżetu na modernizację sprzętu były bardzo małe. W tym roku duży projekt, dzięki państwa zgodzie, będzie realizowany – mówiła radnym Iwona Wójcik. – Kwota ponad 500 tys. zł rozwiąże problemy sprzętowe i kadrowe. Będziemy chcieli zasilić się wsparciem firmy zewnętrznej.
Po tych słowach w BIP pojawiło się „Zaproszenie do składania ofert na świadczenie usługi opieki serwisowej oraz realizację zmian rozwojowych w ramach systemu informatycznego Urzędu Miejskiego w Słupsku”.
W nim czytamy, że firma musi mieć kierownika z odpowiednim doświadczeniem oraz aż czterech też doświadczonych konsultantów, którzy będą mogli pracować dla słupskiego urzędu. Urząd będzie premiował firmy mogące na jego rzecz działać szybko. To aż 40 proc. oceny, cena tylko 60 proc. Otwarcie kopert w piątek.
Problemy z informatykami nie zaczęły się niedawno. Kolejne restrukturyzacje przeprowadzone przez obecne władze w urzędzie zlikwidowały wydział informatyczny, a pracowników przeniesiono do referatu w wydziale organizacji urzędu. Władze miasta musiały zwrócić pieniądze za projekt „e-Urząd – dodaj do ulubionych!”.
Początek jego realizacji przypada za poprzedniej kadencji. W lipcu 2015 roku ministerstwo przeprowadziło kontrolę w gminie Radziłów (lider projektu – red.). Wyniki wykazały, że w Słupsku powierzono szkolenie urzędników – pracownikom urzędu. Prokuratura dostała zawiadomienie z ratusza, że mogło dojść do niedopełnienia obowiązków w związku z tym, że zamiast z przetargu, wybrano prowadzących szkolenie z wolnej ręki.
Postępowanie prokuratura umorzyła. Sąd jednak skierował tę sprawę do ponownego rozpatrzenia. Według kontroli, miejscy informatycy w czasie godzin pracy szkolili innych urzędników na podstawie umowy-zlecenia, którą podpisali z przełożonymi,
jednocześnie biorąc wynagrodzenie za pracę. Jeden z informatyków był kierownikiem projektu, drugi – jego asystentem, a nadzór sprawowała była sekretarz miasta. Po skierowaniu sprawy do prokuratury owi informatycy zwolnili się.