Emilian Kamiński - reżyser marzeń. Był jak drzewo

Czytaj dalej
Fot. Bartlomiej Ryzy/ Polskapresse
Anita Czupryn

Emilian Kamiński - reżyser marzeń. Był jak drzewo

Anita Czupryn

Porównywał ludzi do drzew, a sam był jak wielkie drzewo w samym sercu Warszawy, tworząc Teatr Kamienicę i dając schronienie marzeniom oraz aspiracjom tych, którzy go otaczali. O Emilianie Kamińskim i książce „Emilian Kamiński. Reżyser marzeń” mówi autorka Patrycja Pawlik.

Jak Pani wspomina pierwsze spotkanie z Emilianem Kamińskim?

WA090207BR_002.jpg
Materiały prasowe Patrycja Pawlik i Emilian Kamiński, twórca i dyrektor Teatru Kamienica

Pracę w Teatrze Kamienica rozpoczęłam z początkiem 2018 roku i to wtedy po raz pierwszy spotkałam się z panem Emilianem osobiście. Oczywiście wcześniej znałam go jako aktora ze szklanego ekranu, choćby z pięknego filmu „Szaleństwa panny Ewy” czy ról serialowych. Pamiętam, że czekałam na spotkanie z nim w ostatnim pokoju biura teatru. Zanim do niego wszedł, witał się ze wszystkimi po kolei, rozmawiał z pracownikami, a do mnie docierał jedynie jego głos. Miałam wrażenie, że tym głosem pan Emilian wprawia ściany w jakieś dziwne wibracje. Czekałam i próbowałam z jego barwy wyczytać jaki jest. Z jednej strony wydawało mi się, że poważny, taki „dyrektorski”, z drugiej czułam, że jest bardzo ciepłym, najzwyczajniej w świecie dobrym człowiekiem. Samo spotkanie było krótkie, ale pan Emilian zdążył zburzyć wszelki dystans, jaki na pierwszym spotkaniu z nowym szefem mógł się wytworzyć. Niemal od progu wprowadzał rodzinną atmosferę, żartował, był niezwykle otwarty. W pamięci bardzo wyraźnie zapisała mi się też sytuacja, która wydarzyła się kilka dni później. Przyszłam do dyrektora z propozycją udziału w audycji radiowej. Ogólnopolska stacja, świetna pora emisji, więc z entuzjazmem przedstawiłam pomysł: „Panie Emilianie, formuła jest taka, że redakcja zaprasza gwiazdy…”. Jeszcze nie skończyłam mówić, a on oznajmił: „To nie dla mnie, podziękuj proszę za zaproszenie”. Byłam mocno zdezorientowana, nie wiedziałam czy żartuje, czy mówi poważnie. Wtedy nasza rozmowa została przerwana, a ja wyszłam z niej nieco przygaszona. Na drugi dzień postanowiłam jednak zawalczyć. Przygotowałam sobie całą historię audycji, listę dotychczasowych gości, statystyki i ruszyłam ponownie do dyrektora. Usiedliśmy przy stole, mocno zdeterminowana zaczęłam tłumaczyć dlaczego warto, a on bardzo szybko przerwał i totalnie wyluzowany powiedział: „Dobrze, w takim razie idę”. Po chwili dodał: „Wiesz, wczoraj powiedziałaś, że w tej audycji biorą udział gwiazdy, a ja nią nie jestem. Aktorem, rzemieślnikiem tak, ale nigdy nie gwiazdą czy artystą”.

Jakiego rodzaju wyzwanie niosło za sobą pisanie książki „Emilian Kamiński. Reżyser marzeń”?

Nagranie wywiadu rzeki, który stał się podstawą książki to był pomysł, który narodził się w pani Justynie Sieńczyłło. Żona pana Emiliana pragnęła zachować różne historie i anegdoty, jak sama mówiła - dla przyszłych pokoleń. Było to w 2019 roku, kiedy u dyrektora zdiagnozowano nowotwór płuc, ale nikt poza najbliższą rodziną o tym nie wiedział. Muszę przyznać, że nie byłam przekonana do tej idei i zwlekałam z podjęciem tematu. Jakoś podskórnie chciałam wierzyć, że tych historii będziemy słuchać zawsze w oryginalnym brzmieniu, z ust autora. Kto jak kto, ale on przecież będzie trwał wiecznie, myślałam. Sprawa ucichła do czasu wybuchu pandemii. Wszystko stanęło, teatry przestały grać, a pani Justyna wróciła do pomysłu. Namówiła szefa, co już zupełnie pozbawiło mnie wymówek. W tym czasie zorientowałam się, że dzieje się z nim coś niedobrego. Zdałam sobie sprawę, że ta rozmowa ma być nagrana z jakiegoś powodu. Czułam, ale on miał tego nie poczuć. To było ogromne wyzwanie. Ostatecznie nasza rozmowa była swobodna, bardzo przyjacielska, lecz samo nagranie zostało odłożone na półkę. Dwa lata później, na prośbę dyrekcji spisałam i ułożyłam tekst, a pan Emilian jeszcze pod koniec swojego życia, zdążył go autoryzować. Po jego śmierci postanowiliśmy uzupełnić materiał o wspomnienia rodziny, przyjaciół, pracowników – to kosztowało mnie wiele emocji. Każda rozmowa utwierdzała mnie w przekonaniu z jak wielkim człowiekiem mieliśmy możliwość pracować, żyć i z jak ogromną stratą musimy się zmierzyć.

Który z momentów życia Emiliana Kamińskiego najbardziej panią zaskoczył, poruszył?

Zdecydowanie dzieciństwo. O tym okresie rzadko mówił, może nawet unikał tematu. Podczas naszej rozmowy przyznał jednak, że był to dla niego czas bólu i cierpienia. To pozwoliło mi zrozumieć jego postawę wobec życia, sposób myślenia, pewne wybory...

W książce on sam wspomina o tym, że przez całe życie ciągnął się za nim chłopak z Gocławka. Jak pani myśli, w jaki sposób ten chłopak z Gocławka, trochę łobuziak, który podkradał gruszki z sadu proboszcza, potrafił się bić, ale zawsze o godność, wpłynął na jego życie i na karierę?

Wierzę, że determinacja i upór Emiliana Kamińskiego w dążeniu do celu, a także jego sposób postrzegania świata jako sceny, na której wszystko jest możliwe, mają swoje korzenie właśnie w tamtym trudnym dzieciństwie. Co cię nie zabije, to wzmocni – ta filozofia sprawiła, że stał się niezwykle silny i zdawał się być nie do pokonania. Może dlatego wciąż tak trudno nam uwierzyć w jego odejście… Wydawał się nieśmiertelny.

„Przez całe życie doświadczam efektu obcości wobec siebie” – mówi w książce. Czy to również wpłynęło na jego twórczość, na sposób w jaki budował relacje z innymi ludźmi?

Emilian Kamiński był człowiekiem, który kochał ludzi i życie. Z łatwością nawiązywał relacje, szybko skracał dystans i porywał za sobą tłumy. Jego dorobek, zarówno na scenie, w teatrze – był w końcu dyrektorem jednej z istotniejszych instytucji na mapie kulturalnej Polski – ale też i poza nią, pozwalał mu budować relacje na wielu poziomach. Jednak obok tego towarzyskiego aspektu jego osobowości, pan Emilian cenił ciszę, naturę i medytację. Jego koleżanki i koledzy ze szkoły teatralnej opowiadali, jak od najmłodszych lat był skupiony na pracy, unikał imprez, nie pił alkoholu. Ta pozorna dwoistość – z jednej strony miłość do ludzi, a z drugiej potrzeba wyciszenia, umiejętność bycia ze sobą – miały ogromny wpływ na jego twórczość i sposób, w jaki odbierał świat. Był jak drzewo – mocno zakorzeniony i czerpiący siłę z głębokiej, wewnętrznej spójności.

Wielokrotnie w wywiadach porównywał ludzi do drzew. Tak mówił o swoim wujku, również Franciszek Pieczka był dla niego człowiekiem-drzewem. W pani książce przeczytałam niesamowitą historię o tym że on sam niejako stał się drzewem. Pracował wówczas w Anglii, a właściciel działki chciał ściąć drzewo, starego kasztanowca. Emilian Kamiński nie chciał się na to zgodzić, ale w końcu stwierdził, że jeśli już, to on je zetnie. Zanim to zrobił, wiele godzin rozmawiał z drzewem, przepraszał je, modlił się. Drzewo oddało mu swoje soki, było tego całe wiadro i on to wiadro wypił. Brzmi nieprawdopodobnie!

Pan Emilian miał wiele takich niezwykłych historii. Zastanawiałam się nawet kiedyś, czy w jakiś specjalny sposób tworzył dla nich w swoim życiu przestrzeń. Być może miał zdolność do dostrzegania pewnych momentów, doceniania ich i czerpania? Ale faktycznie, historia o kasztanowcu na mnie również wywarła ogromne wrażenie, szczególnie, że do Anglii wyjechał jako młody, 22-letni chłopak. Ta opowieść jest przykładem na to, jak bardzo był wrażliwy, jak kochał naturę, jak ważne były dla niego drzewa.

Gdyby miała pani porównać Emiliana Kamińskiego do drzewa to jakim drzewem by był?

Myślę, że właśnie kasztanem z silnie rozbudowanym systemem korzeniowym, przepiękną koroną i owocami. Ta historia ujawnia jego głęboką symbiozę z naturą. Przedstawia go jako silną, lecz wrażliwą istotę, idealnie odzwierciedlającą charakter kasztanowca – drzewa mocnego, ale jednocześnie bliskiego ludzkim emocjom.

Jaka jest pani ulubiona anegdota z tych, które opowiadał Emilian Kamiński? A jest ich w książce wiele, zwłaszcza tych związanych z jego życiem aktorskim. Dużo opowiada o swoich mistrzach: Aleksandrze Bardinim, Tadeuszu Łomnickim, Adamie Hanuszkiewiczu.

Jedna z moich ulubionych anegdot dotyczy sposobu, w jaki pan Emilian załatwiał zamianę mieszkania przy ulicy Korotyńskiego. Pan Emilian doskonale naśladował Adama Hanuszkiewicza, opowiadając jak dzwonił – jako dyrektor Teatru Narodowego do „Zielonej Gęsi”, czyli spółdzielni zamian. Tą anegdotą, która znów pokazuje, że zawsze brał sprawy w swoje ręce, doprowadził mnie do łez ze śmiechu. W książce starałam się jak najwierniej oddać jego ducha i wyjątkowe poczucie humoru. Mam też bardziej osobistą, ulubioną anegdotę.

Słucham pilnie!

W teatrze trwał właśnie ostatni, pożegnalny spektakl „Intryga”. Siedziałam na widowni, oglądałam sztukę i nagle dostrzegłam, że w pierścionku zaręczynowym nie mam kamienia - brylantu. Gdy przedstawienie się skończyło, a widzowie wyszli z sali, zaczęłam poszukiwania pod fotelami. Było ciemno, więc poszłam do teatralnej restauracji po latarkę. Chciałam szybko przemknąć, ale pan Emilian już mnie zauważył i zawołał, żebym dołączyła. Na kolacji siedziała wówczas cała obsada spektaklu oraz goście, wielkie nazwiska: Anna Czartoryska-Niemczycka, Beata Ścibakówna, Jan Englert, Joanna Koroniewska i Maciej Dowbor, Zbigniew Zamachowski. Pan Emilian dostrzegł moje zakłopotanie, choć bardzo starałam się nie dać go po sobie poznać. Odszedł od stołu i pytał do momentu, w którym opowiedziałam co mi się przytrafiło. I co zrobił? Oczywiście zostawił wszystkich, chwycił za latarkę i szukał ze mną na widowni, w foyer, a nawet na ulicy Orlej, gdzie zaparkowałam samochód. Świecił latarką, a tam po zmroku wszystko odbijało światło. Najmniejsze szkiełko dawało nam nadzieję, że to kamień, którego szukamy.

Ale znalazła go pani?

Nazajutrz. Okazało się, że brylant wypadł mi w samochodzie. Kiedy rano spotkaliśmy się w teatrze od razu wykrzyczałam, że znalazłam. Bardzo się ucieszył. „Znalazłaś? Jak to dobrze! Wiesz dziecko, ja przez całą noc szukałem go w teatrze i modliłem się, żebyś go odnalazła” - powiedział. I tak przez następne kilka tygodni nazywał mnie „brylancikiem”. Co istotne każdy z pracowników teatru ma taką własną historię z dyrektorem, o tym, że pan Emilian w czymś pomógł, coś załatwił, w jakiś sposób zaskoczył. Był dla nas kimś więcej niż szefem.

Mnie ujęła historia o tym, jak Emilian Kamiński zainteresował się raz leżącym na ulicy bezdomnym pijaczkiem, który najwyraźniej źle się poczuł. Jegomość poprosił wówczas, aby nie wzywać karetki, bo wtedy trafi na Kolską, czyli na izbę wytrzeźwień. Pan Emilian podawał mu więc wodę, siedział przy nim, aż gość całkiem doszedł do siebie. Kilka dni później znów pojawił się w tym miejscu. Podszedł do niego kolejny bezdomny, pan Emilian odruchowo zaczął szukać drobnych w kieszeni, a ten powiedział: „Panie Emilianie Kamiński chciałem panu gorąco i z całego serca podziękować za męską postawę wobec naszej społeczności”.

To cudowna anegdota! Nie wiem, jak te wszystkie historie zapamiętywał, ale miał niebywałą do tego głowę. Zresztą pamiętał doskonale inne rzeczy – imiona wszystkich pracowników teatru i ich dzieci, imiona partnerów, pamiętał kto na co był chory, komu potrzebna była pomoc. Główną księgową Jagodę pytał czy dobrze spała, bo miała z tym trudności, koordynatorkę artystyczną Karolinę dopytywał o synka Leosia, garderobianą Tereskę czy nie potrzebuje, żeby ją odwieźć do domu po spektaklu. Zawsze interesował się innymi, był bardzo zaangażowany w relacje z ludźmi i takimi gestami pokazywał, że są dla niego ważni.

Pani książka pokazuje Emiliana Kamińskiego – człowieka, który ukochał swoje miasto, ale też i tamtą Warszawę z lat 50., 60., czy 70., pełną szczegółów. Jakie miejsce w jego sercu zajmowała Warszawa, jak wpłynęła na jego życie, twórczość?

Warszawa zajmowała w jego sercu wyjątkowe miejsce i miała na niego ogromny wpływ. Miłość do tego miasta była tak silna, że już jako dziecko pierwsze zarobione pieniądze wydał na bilety tramwajowe, by jeździć i podziwiać umiłowaną stolicę. W istocie Teatr Kamienica to jego osobisty hołd dla Warszawy. Wskazują na to wszystkie pamiątki związane ze stolicą, zwłaszcza makieta przedwojennej stolicy. Celebrował wszystkie rocznice Powstania Warszawskiego. Organizował wówczas otwarte wydarzenia dla mieszkańców Warszawy, angażował ich w pamięć historyczną. Kiedyś przeczytałam mu, że widzowie napisali gdzieś, że jesteśmy „najbardziej warszawskim z warszawskich teatrów”. Oj, bardzo go to ucieszyło i z dumą powtarzał te słowa.

Kiedy czytałam wspomnienia bliskich Emiliana Kamińskiego, zwłaszcza słowa jego żony, Justyny Sieńczyłło, uderzyło mnie zdanie, w którym mówiła, że on nigdy niczego się nie bał. Czy to jest sekret jego sukcesu jako twórcy teatru, ale też człowieka?

Zdecydowanie. Myślę, że odwaga w realizowaniu swoich marzeń jest kluczem do sukcesu pana Emiliana. Bardzo wysoko stawiał sobie poprzeczkę, angażując wszystkie zasoby. Jego siła i odwaga, a także niezłomna determinacja, były tym, co wyróżniało go na tle innych. Jak podkreślała we wspomnieniu Andżelika Piechowiak, wielu z nas marzy i planuje różne cele, lecz często te marzenia pozostają niezrealizowane przez długi czas. Emilian Kamiński był inny – gdy tylko pojawiała się u niego nowa idea, nikt w teatrze nie wątpił w jej sensowność lub realność wykonania. Nieistotne, czy chodziłoby o przeniesienie Placu Bankowego, wyburzenie Pałacu Kultury i Nauki, czy cokolwiek innego – wiedzieliśmy, że jeśli coś zrodziło się w jego głowie, to z pewnością szybko zostanie zrealizowane.

Takie właśnie miałam poczucie, czytając tę książkę, że Emilian Kamiński wszystkie swoje marzenia realizował od razu. Ale czy miał takie marzenie, plan, który nie doszedł do skutku?

Tu znów wrócę do jego miłości do Warszawy i do marzenia, o którym nie chciał opowiadać. Myślę, że dziś już mogę je zdradzić – chciał przenieść przedwojenną makietę stolicy, tę perełkę, w posiadaniu której jest teatr, blisko 30 metrów kwadratowych przedwojennej Warszawy w miniaturze – na dziedziniec teatru. Pragnął, aby stała się ona dostępna dla szerszej publiczności, nie tylko dla widzów. Teraz to marzenie jest realizowane przez jego żonę, Justynę Sieńczyłło, i syna, Kajetana. Mówiąc o marzeniach, chcę wspomnieć o jeszcze jednej myśli, która mnie uderzyła w momencie, kiedy książka była już w druku. Rzecz dotyczy tytułu. Mieliśmy z tym straszny kłopot, było wiele propozycji. W końcu uświadomiłam sobie, że tytuł „Emilian Kamiński. Reżyser marzeń” niesie za sobą o wiele głębsze znaczenie. Nie chodziło tylko o to, że pan Emilian realizował własne marzenia, ale również o to, jak pomagał innym w realizacji ich aspiracji. Był chyba jedynym dyrektorem, który w takim stopniu wspierał adeptów aktorstwa. Spotykał się z młodymi artystami, udostępniał scenę, wielu osobom dawał szanse na debiut teatralny. Teatr Kamienica stał się miejscem, gdzie wiele osób mogło spełnić swoje marzenia związane z aktorstwem, reżyserią czy produkcją spektakli. Przyznam, że ta książka to również moje nigdy niewypowiedziane marzenie. Nie śmiałam nawet marzyć o tym, aby wydać książkę o tak wyjątkowym człowieku, ale stało się. To zaszczyt.

Zapamiętała Pani lekcję, radę udzieloną przez Emiliana Kamińskiego, którą chciałaby dalej przekazywać?

Pan Emilian wywarł ogromny wpływ na moje życie. Do dziś ciągle uczę się od niego, przypominając sobie różne historie, które znajdują odzwierciedlenie w przeróżnych sytuacjach mojego życia. Ciągle odkrywam, jak wiele znaczyły dla mnie nasze rozmowy. Wierzę, że każdy, kto zechce, odnajdzie w książce coś wartościowego dla siebie. Coś, czego czytelnik potrzebuje w danym okresie swojego życia.

Jak wyglądało Pani ostatnie spotkanie z panem Emilianem Kamińskim? Jest coś co chciałaby pani mu powiedzieć, ale już nie było okazji?

Zawsze żałujemy chwil, które mogliśmy lepiej wykorzystać, czy dni, które bezpowrotnie minęły. Gdybym miała jeszcze raz okazję usiąść z nim, przy czarnej kawie z miodem, pewnie podzielilibyśmy się żartami, a potem przeszli do poważniejszych rozmów o życiu, o ludziach, wartościach. Gdybym mogła, to chciałabym mu jeszcze raz za wszystko podziękować…

WA090207BR_002.jpg
Materiały prasowe Patrycja Pawlik, "Emilian Kamiński. Reżyser marzeń", Prószyński i S-ka, 2024 r.
Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.